W pogoni za świetlikami

W pogoni za świetlikami
"W pogoni za świetlikami to powieść o opuszczeniu i poszukiwaniu własnej tożsamości. Liryczny i inteligentny styl sprawia, że "W pogoni za świetlikami" czyta się wyjątkowo dobrze."
Logo źródła: WAM Wydawnictwo WAM

Poznawanie prawdy może być ulotne i magiczne, jak łapanie świetlików w ciemną, letnią noc... Reporter lokalnej gazety, Chase Walker, zajmuje się sprawą porzuconego na przejeździe kolejowym chłopca. Mężczyzna - sam wychowywany w rodzinie zastępczej - postanawia zaopiekować się zaniedbanym dzieckiem. Nieoczekiwanie poznaje własną historię i dowiaduje się, kim w rzeczywistości są otaczający go ludzie.

"W pogoni za świetlikami to powieść o opuszczeniu i poszukiwaniu własnej tożsamości. Liryczny i inteligentny styl sprawia, że "W pogoni za świetlikami" czyta się wyjątkowo dobrze."

magazyn Aspiring Retail

DEON.PL POLECA

*Książka nagrodzona CHRISTY AWARD 2008 w kategorii proza współczesna.

Wydawnictwo WAM

Wyszedłem z budynku sądu na zalaną światłem słonecznym ulicę, nucąc melodię Pata Greena. Założyłem okulary przeciwsłoneczne i przyglądałem się stopniom wiodącym z budynku w dół na ulicę. Po trzech dniach odsiadki nic się tu nie zmieniło. Brunswick w stanie Georgia właśnie taki był. Poprzyklejane placki gumy do żucia jak rozsypane półdolarówki, jak kleksy atramentu pstrzyły całe schody. Nieruchawe, gnuśne gołębie obsiadły chodnik, czekając z utęsknieniem na okruchy albo chociaż drobinki czekolady z czyjejś podwójnej mocha latte. Uliczką po drugiej stronie ulicy banda bezdomnych kotów zmierzała ku oddalonemu o cztery przecznice nabrzeżu. Krzyk mew oznajmił im, że powróciły łodzie z krewetkami. Na schodach obok mnie dwóch policjantów ciągnęło w górę wytatuowanego mężczyznę. Jego nogi i ręce były skute kajdankami. Bez wątpienia prowadzono go do sędziego Thaxtona. Sądząc z epitetów i piany wydobywającej mu się z ust, nie był zbyt entuzjastycznie nastawiony do miejsca, gdzie zmierzał. Bez obaw. Mając własne doświadczenia z Wysokim Sądem, wiedziałem, że jego pobyt nie zapowiada się na długo.

Na krótki czas jego domem stanie się cela gdzieś na dole - zimna, ciemna, pozbawiona okien, dobrze nadająca się do hodowli pleśni i grzybów. Znam to miejsce, bo kilka razy już tam gościłem. Za pierwszym razem wydrapałem na ścianie z betonu napis "Chase był tutaj", a za drugim dodałem "dwa razy". Śmiać mi się chce, gdy o tym myślę. To tak, jakbym szedł krok po kroku ścieżką dostępu.

Dwie przecznice dalej, wznosząc się nad miastem jak wiatrak nad farmą, nad Żuta Bank 8eTrust stała dzwonnica. To charakterystyczne dla budynków kościołów przerobionych na banki. Gdzieś na zakręcie dziejów rosyjski Kościół ortodoksyjny stracił swoich wyznawców, co sprawiło, że pop snuł się w podziemiach świątyni jak Upiór w katakumbach opery.

A ponieważ Srebrny Meteor był najsławniejszym pociągiem, jaki kiedykolwiek przemierzał tamtejsze lasy, nie było sensu zapalać świecy tym, którzy w owym czasie zeszli pod ziemię.

Gdy pierwsi rosyjscy emigranci pojawili się pod koniec dziewiętnastego wieku, odcisnęli na tym miejscu swoje piętno. Poprzedni mieszkańcy, sto lat wcześniej, zbudowali tutaj coś w rodzaju wielofunkcyjnego miejsca spotkań, które służyło im za ratusz, kościół i schronienie. Struktura jego podziemi była niezwykła. Ponieważ większość obszaru południowej Georgii stanowią tereny podmokłe, mieszkańcy wykopali zagłębienie w miejscu leżącym na podwyższeniu i wyłożyli jego ściany i podłogę grubą warstwą kamienia wapiennego, zwanego tu coąuina. To nie gwarantowało, że miejsce pozostanie zupełnie suche. Było jednak wystarczająco suche. Dwoje drzwi w podłodze i ukryte schody dały mieszkańcom schronienie przed wieloma atakami Indian i w czasie dwukrotnego pożaru drewnianych budynków nad podłogą. Dziś niewielu już było takich, co wiedzieli o tym miejscu, a może nawet byliśmy tylko my czterej. Oczywiście ludzie wiedzieli, że podziemia kiedyś istniały, ale byli przekonani, że zasypano je w trakcie budowy banku. Napisy wyryte tu na ścianach to głównie imiona niewolników, którzy klęczeli w ciemnościach, gdy psy węszyły wokół. W końcu zniknął nawet Upiór, pozostawiając to miejsce puste przez dekadę. Lokalny biznesmen, nie mogąc patrzeć, jak budynek niszczeje, a jednocześnie poszukując miejsca, gdzie mógłby pożyczać pieniądze, nabył go, usunął połowę ławek, jeden konfesjonał i część ołtarza, a wstawił kantory i skarbiec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

W pogoni za świetlikami
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.