Martwy Australijczyk w angielskiej księgarni

Fot. depositphotos.com

Wyobraź sobie, że przychodzisz rano do pracy - takiej spokojnej, trochę wymarzonej, w małej księgarni w niewielkim sennym miasteczku - a tam wszystko idzie zupełnie inaczej, niż zawsze. Najpierw pojawia się klient, który wprawdzie zamawia całkiem sporo książek, ale wcale swym zachowaniem nie zachęca do rozmowy, potem ten sam klient, zamiast cierpliwie czekać, aż zostanie obsłużony, myszkuje między półkami na zapleczu, a w końcu okazuje się, że gdzieś w ciemnym kącie magazynu leży… ciało. Dobry początek dnia, a od teraz będzie tylko gorzej.

Flora, właścicielka księgarni, choć sytuacja ją przerasta, nie ulega panice. Wprawdzie nie zachowuje wszystkich reguł, jakie obowiązują w takich przypadkach, bo pozwala ciekawskiemu klientowi - temu samemu, który myszkował wśród półek - aby przejrzał portfel zmarłego, a przy okazji aby zostawił na nim swoje odciski palców, ale szybko całą sprawę przekazuje policji. Tu jednak zaczynają się prawdziwe komplikacje. Policja - czyżby funkcjonariusze z tego miasteczka szkolili się u polskich stróży prawa? - wprawdzie podejmuje wszystkie przewidziane na tę okoliczność czynności, ale tylko po to, aby sprawę szybko zakończyć, w rzeczywistości jej nie wyjaśniając. Dla lekarza sądowego, który przeprowadzał sekcję zwłok, nie wszystko było jasne, w końcu jednak stwierdził, że zmarły pożegnał się z życiem z przyczyn naturalnych. Pomijając więc wszystkie inne okoliczności, postanowiono sprawę umorzyć. Jednak dla Flory nie była to sprawa zamknięta - w końcu cały dramat rozegrał się w jej księgarni. Po kilku dniach postanowiła zadzwonić na policję:

“Nikt się nie przejmuje tym, że miałam włamanie? – spytała kategorycznie. Niemal słyszała, jak posterunkowy żuje ołówek.
– Coś zginęło? – odezwał się w końcu.
– Nie, ale…
– Cóż, im mniej słów, tym lepiej, nie sądzi pani? Czegokolwiek ten facet szukał w księgarni, nic nie wskórał, a skoro nie żyje, policja nie ma tropów. Musimy mieć też na względzie krewnych tego biedaka. Sugerowanie, że mógł być złodziejem, rzuciłoby na niego cień i byłoby dla rodziny bardzo bolesne. Lepiej zostawić wszystko tak, jak jest.
– A moja rozbita szyba? Kto ją naprawi? – Wiedziała, że to nieistotne, ale czuła wściekłość, że całe to zajście miało zostać zamiecione pod dywan.
– Z pewnością ubezpieczenie pokryje koszty”.

DEON.PL POLECA

Nie było innego wyjścia - kobieta musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Sama musiała szukać tropów i rozwikłać tę zagadkę: co zmarły robił w jej księgarni, dlaczego włamał się i czego tam szukał, a w końcu czy jednak do jego śmierci nie przyczyniły się osoby trzecie.

O pomoc poprosiła… tego nieszczęsnego klienta, który wtedy był w księgarni, a który okazał się nieco dziwacznym i nie do końca sympatycznym autorem kryminałów. Czym innym jednak jest pisanie książek o zbrodniach, a czym innym szukanie prawdziwych sprawców morderstwa. Całe mnóstwo pytań, jakie na jakie należało odpowiedzieć, okazało się dla niedoświadczonej właścicielki księgarni pytaniami niezwykle trudnymi. Może Australijczyk rzeczywiście zmarł na zawał serca? A może został otruty? No i czy ten, który jej pomagał w śledztwie, rzeczywiście nie był zamieszany w zbrodnię: przecież to on znalazł ciało i być może zależało mu na tym, na portfelu zmarłego policja mogła zidentyfikować jego własne odciski palców? Wiele zagadek pozostaje do rozwiązania. Ciekawe, czy Flora, dzięki swej determinacji, poradzi sobie z nimi i zawstydzi lokalnych policjantów?

Okładka książki "Morderstwo w księgarni" (wydawnictwo Mando)

Dyrektor Wydawnictwa WAM i DEON.pl. W latach 2014-2020 przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Autor kilku przekładów i książek, m.in. "Po kostki w wodzie. Siedem katechez o wierze uczniów Jezusa" (dostępnej także jako audiobook).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Martwy Australijczyk w angielskiej księgarni
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.