Prezent Jurydiwyj - nieco spóźniona opowieść wigilijna
Tegoroczne święta Bożego Narodzenia miały być spokojne. I pewnie by były, gdyby na zakrystię nie dotarł pewien tajemniczy pakunek.
- Czyli, że on musiał być święty - na wstępie zadekretował Stary. W brutalny sposób nastał koniec rozmowy. Prznajmniej na chwilę.
Stali naprzeciw zawieszonego na ścianie krzyża. Niżej stała kredencja z lustrem. Spoglądali to na jedno, to na drugie. Wcześniejsza rozmowa dotyczyła dziwnego wydarzenia - znalezienia reklamówki zaadresowanej do Starego, Średniego i Młodego. Plastykowy worek zostawił młody chłopak, który na początku mijającego roku przez kilka tygodni niepokoił uczestników Mszy świętej. Nie wiadomo było dokładnie, kiedy chłopak przyniósł reklamówkę. Ktoś ponoć widział go na Pasterce, inni mówili, że zjawił się tuż przed świąteczną sumą.
- To w samej Ewangelii jest o tym, że Chrystusa mieli za niezrównoważonego przecież - milczenie na chwilę przerwał Średni. Przyznam Wam szczerze, że mnie zdziwił, bo rzadko cytuje ewangelię.
- Ano, tak było. W rzeczy samej. Przychodził codziennie. Wystawał w kościele. Klęczał godzinami, albo zagadkowo krążył po świątyni - Siostra Zakrystianka jak zwykle rzeczowo skierowała rozmowę na właściwe tory. Dobrze pamiętała młodego chłopaka, który swoim zachowaniem wprawił wówczas wiele osób w zdziwienie.
- Tak było. Tak było - przytaknął Stary, precyzyjnie gładząc ręką ornat. Ten jego gest był charakterstyczny. Zawsze tak robił, gdy był bardzo zdenerwowany. Musicie wiedzieć, że Stary - zgodnie z dobrym przedwojennym seminaryjnym wychowaniem - uważał, że nawet w najmniejszym stopniu nie należy okazywać swoich emocji.
- Człowiek to nigdy nie wie, kogo spotka - dokończył z ulgą Średni. Miał nadzieję, że sprawa intruza zamyka się już czasem przeszłym.
- A pamiętam takiego. Przed laty wszedł tam do...
- Ogrodu - nie pozwolił skończyć Staremu Młody. - Znamy tę opowieść.
- No tak. Znają, znają... - Stary ponownie zamilkł.
W sumie nie wiadomo było, po co Stary w ogóle zaczął o tym mówić, albowiem jego przygoda z czasów młodości nie była związana z żadną sensacją w najmniejszym nawet stopniu. Po prostu człowiek niezrównoważony wszedł przez bramę do ogrodu okalającego kościół i szybko został stamtąd wyproszony. Stary wtedy tylko przyglądał się temu z oddali.
- Niby nie przeszkadzał nikomu, a jednak coś jak bym czuł się niepewnie w jego towarzystwie. A bo to wiadomo, co taki zrobi? - Średni powrócił do tematu. W jego słowach było coś dziwnego, bo chyba po raz pierwszy usłyszałem wtedy, by Średni mówił o tym, co czuje.
Przez cały okres wizyt młodego chłopaka w kościele, żaden z obecnych w zakrystii nie chciał mu przeszkadzać. Z drugiej strony Staremu i Średniemu trudno było ukryć pewną dozę zniecierpliwienia. Po prostu. Chcieli, by chłopak jak najszybciej odszedł, zniknął, rozpłynał się. Problem w tym, że nie wiedzieli, jak do tego doprowadzić.
- Ludzie się skarżyli, że obcy. Że zamieszanie robił - Średni próbował się usprawiedliwiać. Jednak słowa te bardziej oddawały jego wyobraźnię niż fakty.
- Przecież wcale nie robił zamieszania - stanowczo stwierdził Młody, ale ani na krok jego słowa nie przybliżyły ich do rozwiązania zagadki.
Mieli problem. Chłopak był, potem zniknął na jakiś czas, a teraz podrzucił trzy pakunki - mały, średni i najwięszy oraz kopertę z napisem "Według zasług". Nikt z tu obecnych nie wiedział, co z nimi zrobić. Ciszę przerwała Siostra:
- E, nie moja głowa. Idę. Ja tu tylko pracuje - powiedziała i znikneła za drzwiami.
- Prawda jest taka - zaczął Stary - że im więcej lat, tym więcej zasług.
- Dobrze napisane - podsumował Stary i sięgnął po największy pakunek.
Średni poszedł za przykładem i wziął średnią paczkę. Młody otworzył najmniejszą. Wyjął zawartość, obejrzał i oddał Staremu:
- Przekazuję to na potrzeby kościoła - powiedział.
Powiem Wam, Moi Drodzy. Reklamówkę rano do zakrystii przyniósł Młody. Wracając ze spaceru natknął się na nią w ogrodzie. W śródku były trzy pakunki, list i karteczka z napisem: "To twoje Młody".
W największym pakunku były opakowania po lekarstwach. W średnim puste tubki po paście do zębów. W najmniejszym - zwitek euro. Tylko ja wiedziałem, że wszystko jest bardzo proste. Gdy chłopak zniknął, Młody odwiedzał go w szpitalu. A szpital był dla nerwowo chorych.
Jurydiwyj - określenie człowieka, który wzbudzał wielkie zaufanie albo przerażenie - zależnie od tego, kogo spotkał na swej drodze: prawosławnego lub katolika.
Brutalny koniec rozmowy - występuje wtedy, gdy mamy poczucie, że nasze ostatnie słowa w dziwny sposób niezależnie od nas zawracają i wskakują z powrotem do gardła i głębiej.
Reklamówka (plastikowy worek) - obecnie można poznać po tym, że z grubsza absolutnie nic nie reklamuje.
Pakunek - zazwyczaj coś w rodzaju pewnej w przybliżeniu kostki, może zawierać prezent lub nie.
Intruz - może dać popalić w sensie, że robi się ciepło wewnątrz człowieka, a czasami tylko dymi, chociaż ognia nie widać.
Ukrywanie emocji – takie ćwiczenie myśli bądź mięśni twarzy, by ich nie było, inaczej zabawa z samym sobą w Jamesa Bonda.
Przedwojenne seminaryjne wychowanie - coś pomiędzy wystraszonym strusiem, a carem Wszechrusi.
Lekarstwa - ich producenci stanowią większą siłę niż cały Pentagon plus armia Sri Lanki oraz Islandii.
Euro – coś, za co wydamy wszystkie posiadane złotówki.
Tubka pasty – coś co z wyglądu przypomina rozdeptany walec z jednej lub dwóch stron.
Szpital dla nerwowo chorych - szczególne miejsce, gdzie najpierw nikt nie chce przebywać, ale jak musi, to już mu potem wszystko jedno. Na szczęście do czasu.
Skomentuj artykuł