Wiesław Gołas przeżył tortury w więzieniu. "Od razu poszedłem do katedry podziękować za uwolnienie"

Wiesław Gołas w roli niemieckiego żołnierza (fot. kadr z filmu "Jak być kochaną", reż. Wojciech Jerzy Has)

Wiesław Gołas miał 14 lat i był harcerzem "Szarych Szeregów". Wpadł w ręce Niemców, kiedy ukradł amunicję z wojskowej ciężarówki. Trafił do więzienia gestapo w Kielcach. O tym, jak był bity i torturowany, opowiedział swojej córce Agnieszce Gołas. Zapis tej rozmowy znalazł się w książce "Gołas. Biografia własnymi słowami", której fragmenty publikujemy.

Więzienne przeżycia młodziutkiego Wiesława Gołasa mocno odcisnęły się w jego pamięci. Jak podkreślali krytycy, jako aktor Wiesław Gołas niesłychanie sugestywnie zagrał rolę niemieckiego żołnierza gwałcącego bohaterkę filmu "Jak być kochaną" i przy odtwarzaniu tej postaci sięgnął do wspomnień z kieleckiego więzienia gestapo.

* * * *

Wiesław Gołas: - W więzieniu siedziałem od listopada 1944 do stycznia 1945 roku; w tej samej celi co wcześniej ojciec.

DEON.PL POLECA

Agnieszka Gołas: Wiedziałeś wtedy, że to ta sama cela?

- Nie miałem pojęcia, mama mi później powiedziała. Spędziłem tam Boże Narodzenie 1944 roku. Cela była zatłoczona, a wśród więźniów znajdowali się nie tylko żołnierze z ruchu oporu, ale też zwykli kryminaliści. Musiałem wysłuchiwać ich rozmów, które czasami były okropne.

Byłem w celi najmłodszy, więc zostało dla mnie najgorsze miejsce –spałem z głową przy kiblu, w samym rogu celi.

Na początku współwięźniowie ignorowali mnie, smarkacza. A ja się wciąż modliłem, żeby jeszcze raz, choćby na krótką chwilkę, wrócić na Mahometańską i spojrzeć na nasz dom. Potem mogłem sobie już wracać do więzienia. Bardzo byłem związany z naszym domkiem. I nadal jestem. Kiedy zamykam oczy, dokładnie widzę całe wnętrze, tak wyraźnie, że mógłbym je narysować ze szczegółami.

Wtedy, w celi, się modliłem. Z początku współwięźniowie nie zwracali na to uwagi, ale po jakimś czasie przestawali gadać, kląć i kiedy klękałem do modlitwy, uciszali się.

Wszyscy byliśmy okropnie zawszeni. Drapaliśmy się na okrągło, w dzień i przez sen, a wieczorami gromadziliśmy się na środku celi przy świetle i tarliśmy koszule, gniotąc wszy. Pamiętam też chodzenie w kółko. Tych piętnaście czy dwadzieścia osób, a ja razem z nimi, odbywało spacery po celi.

No i były badania, które pozostawiły ślad w moim kręgosłupie do dzisiaj. Raz na jakiś czas, zwykle w nocy, gestapowcy przychodzili po kogoś i zabierali na przesłuchania, które odbywały się niedaleko, bo wyraźnie słychać było jęki i krzyki. Specjalnie zresztą otwierali drzwi do pokoju przesłuchań, żeby innych przekonać do mówienia. Kiedy otwierały się drzwi naszej celi, wyznaczony „przewodniczący” więźniów wydawał komendę „Baczność!” i meldował. Następnie słyszeliśmy komendę „Padnij!” i gestapowiec chodził wśród nas, a czasami po nas, po czym zwykle któregoś wyprowadzał.

Agnieszka Gołas "Gołas. Biografia własnymi słowami" (Wyd. MANDO)

I na mnie też przyszła kolej. W sumie byłem badany trzy razy. Przesłuchujący mnie Niemiec wybrał dla mnie nahaj z wyjątkowo grubą końcówką. A pamiętam, że wybierał długo i to tak, żebym dobrze widział. Dlatego świetnie zapamiętałem szafę, w której trzymali swoje „narzędzia” do przesłuchań.

Kiedyś zbili mnie tak mocno, że z bólu zrobiłem pod siebie i nie mogłem o własnych siłach wrócić do celi. Przywlekli mnie i wrzucili do środka. Całe plecy i tyłek miałem fioletowe i pocięte.

Dopiero po pierwszym badaniu więźniowie nabrali do mnie szacunku. Sądzili, że muszę być kimś ważnym, skoro tak mnie ćwiczą. Robili mi okłady z jakichś mokrych szmat. Podobno myśleli, że jakąś babę biją, tak cienko piszczałem. I wiedzieli, że nikogo nie wydałem.

A wiesz, o czym myślałem, jak mnie lali? Myślałem o tym, że biją w koc, który ściągnąłem wcześniej z konia i z którego mama uszyła mi kurteczkę i porteczki. Bo miałem je wtedy na sobie.

Głodzili was?

- Najgęstsze jedzenie mieliśmy w niedzielę, bo dopuszczali paczki z RGO [Rada Główna Opiekuńcza]. Ale się wtedy zajadaliśmy! Zupy były gęste, pamiętam pomidorową z kluskami. Ja jednak zawsze przewidywałem, że może być gorzej, i robiłem zapasy z chleba. Mimo głodu starałem się nie zjadać całego kawałka, mówiłem sobie „stop!” i resztę wsadzałem za piec. Cieszyłem się, że gdyby coś się stało, to mam rezerwę – chlebek. I wiesz co? Zzieleniał mi bidulek za tym piecem, bo w celi było wilgotno.

Ale przyzwyczajenie odkładania na zapas zostało mi do dzisiaj. (…)

Jak to się skończyło? Wyzwolili cię Rosjanie.

- Spotkałem się z relacjami, że uciekłem gestapo z więzienia, ale to nieprawda. W styczniu 1945 roku Rosjanie byli tuż-tuż. Od jakichś dwóch tygodni było słychać wystrzały armatnie, kukuruźniki zrzucały lampy oświetlające i były bombardowania.

Pod sam koniec Niemcy stali się szczególnie okrutni, bili okropnie. Wtedy już nie miałem siły i modliłem się, żeby bomba trafiła w nasze więzienie, ale zabiła nie tylko mnie, ale i ich.

Narobiłem sobie wtedy guzów na głowie. Podczas badania siedziałem na stołku przodem do ściany, a ręce miałem wykręcone do tyłu. Lali mnie nahajem po plecach, a ja z całej siły wciskałem głowę w mur, tak chciałem uciec od tych razów.

Nie spadła jednak na nas żadna bomba, za to któregoś ranka, w niedzielę, Niemcy zapędzili nas wszystkich do jednej dużej celi. Byliśmy przerażeni, że nas rozwalą, ale wszedł oficer w pełnym rynsztunku, w skórzanym płaszczu i z karabinem, po czym powiedział, że puszczają nas wolno. Wtedy któryś z więźniów krzyknął: „Hurrra!”, a ja miałem ochotę go zamordować.

Potem oddawali wszystkim dokumenty. Nie miałem żadnych papierów, ale śmiałem się upomnieć o mój skórzany pasek od spodni, co jednego z nich okropnie rozwścieczyło. Krzyknął: „Was?!”, i dostałem kopa. Do końca nie wierzyłem, że nas puszczą.

Z więzienia wychodziliśmy wszyscy razem. Minęliśmy pierwszą bramę, potem drugą, oglądałem się parę razy za siebie, ale jakoś nikt nie strzelał.

Kiedy otworzyła się przed nami żelazna brama więzienia, uwierzyłem, że rzeczywiście nas wypuszczają. A Niemcy wsiedli na swoje motocykle i uciekli.

Od razu poszedłem do katedry podziękować za uwolnienie. Jeden z wypuszczonych, starszy pan, leżał krzyżem przed ołtarzem.

Potem ruszyłem do domu. Pamiętam, że nogi mi się na lodzie rozjeżdżały, bo słabiutki byłem.

Kiedy dotarłem do domu, mamy nie było, bo poszła do więzienia z paczką dla mnie. Ze wszystkich paczek od mamy dostałem tylko jedną. Chlebek ze smalczykiem.

Po przyjściu do domu, kiedy już wróciła mama, od razu musieliśmy się ukryć w piwnicy przed bombardowaniem. Siedzieliśmy w niej do północy. W pewnej chwili tak huknęło, pomyśleliśmy, że nie ma domu, ale bomba wyrwała tylko pół komina. Byliśmy już jednak razem i tylko to się wtedy liczyło.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wiesław Gołas przeżył tortury w więzieniu. "Od razu poszedłem do katedry podziękować za uwolnienie"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.