Babcia nauczyła mnie miłości w praktyce i że wiara kruszy mury

Babcia nauczyła mnie miłości w praktyce i że wiara kruszy mury
21 stycznia obchodzimy Dzień Babci (Fot. pl.depositphotos.com)

Są takie osoby, których obecność odciska się na nas tak mocno, że wydaje się, że w jakimś stopniu wspólnie spędzony czas, pamięć o nich i oni sami stają się częścią naszej osobowości. Czasami spotykamy je spontanicznie i wtedy stają się nam bardzo bliskie, czasami to ktoś z naszej rodziny. Dla mnie taką osobą była moja babcia.

Zmarła prawie rok temu, ale w jakiś stopniu mam ją nadal przy sobie. Wydaje mi się, że gdzieś koło mnie jest. Czasami mi się śni.

Przeszła w życiu bardzo wiele. Kiedy wybuchła wojna miała siedem lat i straciła wtedy najstarszą siostrę i krótko później ojca. W wieku kilkunastu w liceum została wyrzucona z nauczycielskiego liceum, tylko dlatego, że była wierząca. Z tego powodu dopiero mając trzydzieści lat zdawała maturę. Umiała jednak przyjmować to, co ją spotykało z dużą cierpliwością i dystansem. Śmiała się, że mając 30 lat, czworo dzieci musiała robić zadania z funkcji i uczyć się francuskiego.

Wyszła za mąż mając dwadzieścia lat za starszego od siebie studenta prawa. Mój dziadek później w pewnym sensie podzielił jej - został wyrzucony ze studiów, ponieważ mój pradziadek - a jego ojciec - działał w AK i przebywał w najcięższym w tamtym czasie więzieniu politycznym we Wronkach.

DEON.PL POLECA

Całe życie pracowała jako księgowa. Przed napisaniem tego świadectwa, dzwoniłam do jej bliskiej przyjaciółki, z którą pracowała 35 lat w banku i pytałam, jak pani Stasia zapamiętała ją. Wspomina, że moja babcia nikogo się nie bała, ciężko pracowała i czasami brała dodatkową pracę do domu i lubiła żarty i że zawsze było dużo śmiechu, miała dużo zrozumienia dla ludzi.

Pamiętam, jak chodziłam z nią do banku po emeryturę, kiedy już nie pracowała. Babcia zawsze pokazywała mi, że staroświecka księgowość własna, czyli oszczędzanie, jest dobra i że dzięki temu można dużo zrobić w życiu i nauczyć się cierpliwości. Żeby pokazać mi, jak ważne jest to, co mówiła, założyła mi i moim kuzynom nawet książeczki oszczędnościowe, które dała każdemu z nas na 18. urodziny.

Dużo czasu spędzałam z nią jeżdżąc na wycieczki po Polsce i z jej znajomymi z byłej pracy. Pamiętam, jak świetnie czułam się pośród tych osób w wesołym autobusie. 

Kiedy myślę z perspektywy czasu, że wiele zakrętów w jej życiu prostowało się, to myślę, że było tak przez dwie rzeczy, które w sobie łączyła - wiarę i modlitwę oraz pogodne nastawienie do świata.

Ci, którzy ją znali, pamiętają, że zawsze była uśmiechnięta i bardzo lubiana. Bez dystansu do obcych, bez efektu szyby. Ludzie lubili jej towarzystwo, i nawet kiedy była już chora i spacerowała ze mną zatrzymywali ją często na ulicy, żeby z nią porozmawiać.

Była również piękną kobietą. Zawsze dobrze wyglądała. Miała w sobie dużo delikatności i wrodzonego wdzięku.

Chociaż nie miała łatwego życia, naprawdę nie przestała być pogodną osobą. Mój dziadek zmarł młodo, a babcia została z czwórką dzieci. Opiekowała się i mieszkała również ze swoją matką. Bardzo chciała skończyć zaocznie matematykę, ale z powodu zbyt wielu obowiązków, nie udało się jej to. Mimo że nie miała wiele, starała się, żeby jej dzieci nigdy nie czuły się gorsze.

Mój tata zawsze mówił, że babcia Renia to była instytucja. To prawda. Rzeczowa i logiczna, ale nie pozbawiona emocji i czułości. Połączenie inteligencji teoretycznej z inteligencją praktyczną. I ogromną wiara.

Odkąd pamiętam moja babcia była moją najlepszą przyjaciółką i powierniczką moich tajemnic, problemów i planów. Czułam się przez nią naprawdę przyjęta.

Towarzyszyła mi cały czas. Szczególnie, kiedy byłam w liceum i razem z moim młodszym bratem mieszkaliśmy z nią w tamtym czasie. Bardzo się z nami wtedy opiekowała i zastępowała mi rodziców - dosłownie i metaforycznie. Jej obecność mnie po prostu zmieniała. Nie przeszkadzało mi wtedy, że ucząc się do matury, jedną ręką odrabiałam lekcje z moim bratem i że było, jak było. Zrozumiałam wtedy, że największym spustoszeniem są problemy przeżywane w samotności, ale nie same problemy.

Udzieliła mi kilu rady, których znaczenie odkrywam dopiero później. Mówiła mi rzecz, którą dopiero doceniam po czasie. Mówiła mi: - Dominisiu są takie momenty w życiu, że trzeba brać życie, jak leci. I to była jedna z ważnych rad, jakie w życiu dostałam.

Jak było mi ciężko też ze mną płakała, a potem układałyśmy plan, co tu by zmienić i jak poprawić, a później modliła się za mnie, bo - jak mówiła - modlitwa kruszy mury. Modliła się za mnie codziennie blisko dwadzieścia lat, odmówiła miliony różańców za mnie.

Wierzyła, że ludzie są tak naprawdę dobrzy i że zmiany na lepsze są możliwe po prostu.

Pamiętam, jak kiedyś zauważyła, że na przystanku autobusowym, który był naprzeciwko jej okna, siada starszy mężczyzna po wiele godzin. Któregoś dnia nie wytrzymała i wyszła zapytać go, dlaczego tak siedzi i czy wszystko w porządku a on odpowiedział, że jest bardzo samotny i kiedy chodzą koło niego ludzie lepiej się czuje.

Miała bardzo dużo zrozumienia i współczucia do ludzi. Mówiła mi, żebym pamiętała, że ludzie noszą w sobie różne historie i że nigdy nie wiadomo koło kogo siedzimy w ławce w kościele czy w pracy.

Na pewno nie lubiła się gniewać i trzymać urazy. I mi mówiła, że trzeba sobie przebaczać, że rodzina jest bardzo ważna. Starała się mnie nauczyć cierpliwości. Albo mówiła, że na wszystko przyjdzie czas, że po głupiemu to zawsze można, ale przecież nie o to chodzi.

Jestem jej wdzięczna za tak wiele rzeczy, ale na pewno wielkie znaczenie miało to, że przy niej nauczyłam się cieszyć małymi rzeczami. Bardzo mnie pionizowało, kiedy mi mówiła, że na wszystko przyjedzie jeszcze czas, chociaż chciałoby się szybciej.

Nauczyłam się, że plan jest ważny, bo dzięki niemu nie jesteśmy zniewoleni okolicznościami, ale pokazał mi też, że planowanie nie może mnie zniewalać, bo chodzi o to, żeby to życie sobie stale poprawiać i mieć wolność. 

Moja babcia Renia pomimo swojego wieku była osobą, która wychodziła naprzeciw nowym technologiom. Do historii przejdzie, kiedy rozmawiałam z nią łapiąc intenet w Burger Kingu w Madrycie przez messengera.

Mówią, że jestem do niej podobna i to jest dla mnie ogromna radość. Jestem bardzo wdzięczna Bogu, że to była właśnie moja babcia.

Dożyła 88 lat. Do marca 2020 roku, kiedy wybuchła pandemia koronawirusa  była aktywna - działała w stowarzyszeniu kombatantów, zajmowała się sprawami finansowo-organizacyjnymi w lokalnej spółdzielni. Jej odejście bardzo zaskoczyło całą naszą rodzinę, ponieważ babcia rozchorowała się z dnia na dzień.

Miała łagodną śmierć, myślę że wymodloną. Zmarła na udar po miesiącu chorowania. Dla mnie też było to czas dużej łaski, bo chociaż od dziesięciu lat mieszkałam wówczas w Warszawie, mogłam jej towarzyszyć wraz z całą naszą rodziną w całym czasie choroby i umierania.

Tak bardzo za nią tęsknię. Ale to nie smutek, ani nawet nie melancholia, tylko delikatna tęsknota, ponieważ po jej śmierci odczuwam po prostu pokój, choć myślałam, że osiągnięcie go będzie niemożliwe.

Ale Pan Bóg jest taki, że daje nowe. Chociaż mojej babci już fizycznie ze mną nie ma, Pan Bóg dał mi nową babcię - jej serdeczną 94-letnią przyjaciółkę, z którą biurko-biurko pracowała całe życie w banku. Chociaż nie widujemy się często, ponieważ nie mieszamy w innych miastach, bardzo często do siebie dzwonimy, a kiedy mogę przychodzę do pani Stasi na kawę i na gadanie.

Bardzo żałuję, że nie doczekała rzeczy, na które nadal czekam.

Codziennie rano, kiedy wstaje, patrzę na jej zdjęcie. Myślę czasami, co teraz robi? Na pewno tańczy. Tak. Na pewno jest na jakimś balu i na pewno na mnie czeka i kiedyś ja również do niej dołączę.

Ktoś kiedyś powiedział, że to, że mamy dziadków sprawia, że nasze życie przestaje być płaskie i staje się trójwymiarowej. I to prawda. Dla mnie ta historia ma również inny wymiar. Duchowy. Który nie przemija. Wiem, że kiedyś się spotkamy. Tak, na pewno się spotkamy i ta przyjaźń wcale się nie kończy w tym miejscu. Już żyję tą chwilą.

Do zobaczenia kochana babciu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Papież Franciszek, Domenico Agasso

Papież mówi głośno o tym, o czym sami boimy się nawet pomyśleć

Franciszek nie dzieli ludzi na wierzących i niewierzących. Wyciąga rękę do wszystkich i tłumaczy, że pandemia jest sygnałem alarmowym. „Potrzebujemy planu, by znów...

Skomentuj artykuł

Babcia nauczyła mnie miłości w praktyce i że wiara kruszy mury
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.