Dzisiaj mamy Dzień Mamy!

Dzisiaj mamy Dzień Mamy!
(fot. mait_jriado)
Logo źródła: Magazyn Familia Wanda Półtawska / slo

 

Matka… Matka-rodzicielka, matka-karmicielka. Wielokrotnie przedstawiana przez mniej lub bardziej utalentowanych malarzy i rzeźbiarzy. Zawsze z dzieckiem na ręku, z tkliwym uśmiechem skierowanym ku maleństwu, tulonym do miękko zarysowanych piersi.

 

DEON.PL POLECA

Piękno macierzyństwa to ucieleśniona dobroć. To dobroć i ofiarność, gotowość dania własnej krwi za życie dziecka… Jeśli, oczywiście, pozwala się temu dziecku żyć. Chodzi przecież o to, aby to dziecko mogło żyć bezpiecznie w matce i nawiązywać z nią tak bardzo głęboki kontakt, niepodobny do żadnego innego na świecie. Tajemnicza więź, która łączy każde dziecko z matką, jest faktem – nieraz jakże jaskrawo potwierdzanym przez życie.

 

Każdy z nas miał, a może jeszcze ma, matkę tu, na ziemi. W innym wypadku pozostaje pamięć o niej w sobie albo odwiedziny jej grobu. Matki się nie zapomina. Jakiekolwiek różne mogą być relacje między innymi osobami, ta więź jest silniejsza niż wszystkie inne.

 

Moja matka.

 

Zawsze umiera za wcześnie i zawsze chciałoby się ją jeszcze dłużej mieć przy sobie…

 

Byłam kiedyś konsultantką w smutnym ośrodku. Był to dom poprawczy dla chłopców. Do dziś go pamiętam: ciemny, obskurny budynek, w którym wiele było dramatów i w którym wiele razy walczyłam o te dzieci.

 

Pewnego razu wśród dużych, czasem nad wiek wyrośniętych chłopców, znalazł się tam drobny, nieśmiały dwunastoletni chłopiec. Wyglądał najwyżej na dziesięć lat. Wydawał się nie pasować do tego miejsca. I właśnie z tego powodu już pierwszego dnia zażądałam jego dokumentów, aby dowiedzieć się, dlaczego to dziecko jest tutaj. Z oporami dostarczono mi akta sprawy. Jego przestępstwo polegało na wielokrotnych ucieczkach z domu dziecka.

 

Zapytałam pracowników tego strasznego domu: „A cóż to za przestępstwo, żeby je aż poprawczakiem karać?”. „Może to rzeczywiście przesada – usłyszałam w odpowiedzi – ale nie można go utrzymać w domu dziecka. A on przecież musi tam być, bo ojciec nieznany, a jego matka to zawodowa prostytutka, ma ograniczoną władzę rodzicielską”.

 

Spytałam chłopca o te ucieczki. Przyznał się, że uciekał, ale od razu dodał, że jak tylko mu się uda, to znowu ucieknie. Zapytałam: „A dokąd?”. Podniósł na mnie ogromne, ciemne zdziwione oczy i powiedział cicho, po prostu: „Jak to gdzie? Do mamy…”.

 

Dziecko, które zostało skazane na dom dziecka, ucieka do mamy i za to zostało dodatkowo ukarane zamkniętym domem poprawczym!

 

Próbowałam dyskusji z dyrekcją, ale okazało się, że to nie ta instancja. Wszystkiemu winien był wyrok sądu. Rozmawiałam z chłopcem. Był inteligentny, dobrze się uczył. Co więcej, z całą powagą mówił mi: „Ja wiem, że ona jest prostytutką, ale to jest moja matka i ja chcę z nią być”. Choć nie byłam pewna, czy w pełni rozumiał sens używanych słów, to nie chciałam go naprowadzać. Słuchałam tylko…

 

W momencie, gdy wypowiadał słowa: „ja chcę”, wargi zaczęły mu drżeć i wybuchnął płaczem. Do dziś nie zapomnę tego smutnego widoku, jak wątłe ramiona mu drżały i rozpaczliwie zasłaniał głowę rękami.

 

Cóż mu mogłam powiedzieć? Pogłaskałam delikatnie ogoloną głowinę. Obiecałam mu, że pójdę do sądu, ale nie mogę obiecać niczego więcej …

 

Nie udało mi się zmienić wyroku. W opinii sądu matka nie spełniała warunków wychowawczych. A ten dom poprawczy?

 

Pożal się Boże…

 

Po takim przeżyciu pamięcią sięgam jeszcze bardziej wstecz…

 

W obozie koncentracyjnym w Ravensbrück byłam w grupie młodych kobiet. Najmłodsza z nas miała czternaście lat, pozostałe były nieco starsze. Niemcy sami utworzyli taką młodzieżową grupę, gdyż tylko najmłodsze więźniarki z wyrokami śmierci (a większość, tak jak ja, była harcerkami z Szarych Szeregów) poddali operacjom doświadczalnym i umieścili w jednym bloku. Tworzyłyśmy wtedy szczególną grupę, o którą, co trzeba podkreślić, dbały różne starsze więźniarki. Były to starsze harcerki, nauczycielki, dyrektorki. To one zastępowały nam szkołę i to dzięki nim ja i moje koleżanki mogłyśmy uczyć się w obozie.

 

Pokochałyśmy nasze nauczycielki. Nie mówiłyśmy im po imieniu, bo to były starsze panie, ale jedną osobę w obozie obdarzyłyśmy wielkim imieniem „matki”. Pani Maria Liberakowa nie była nauczycielką, ale to właśnie ona została nazwana przez nas „matką”. „Matka Liberakowa”! Była to spokojna kobieta, o miłym, niskim głosie, zawsze lekko uśmiechnięta, zawsze ochraniająca najmłodsze więźniarki. Kobieta wielkiego serca i niezachwianej odwagi. To ona broniła nas wtedy, gdy cały blok miał pretensję, że przez nas – czyli przez młode, które się buntują – nie dostaniemy paczek i będziemy cierpieć Blockspere (‘zakaz opuszczania bloku’).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dzisiaj mamy Dzień Mamy!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.