Idealny jadłospis dziecka?
Na śniadanie chrupki z mlekiem. W szkole bułka z kremem czekoladowym i garść cukierków (Gabrysia miała dzisiaj imieniny). Po obiedzie ciastka, a na kolację najchętniej chleb z dżemem. Tak według wielu dzieci powinien wyglądać idealny jadłospis.
My - dorośli - mamy zwykle inne wizje, ale czasem ulegamy dla świętego spokoju. Zwłaszcza, jeśli mamy niejadka w rodzinie. Miło popatrzeć, jak nasza Zosia wreszcie coś zjada bez marudzenia. Wiele dziecięcych przysmaków należy też do ulubionych potraw rodziców. Wystarczy otworzyć plastikowe pudełeczko i już mamy gotowe danie - serek truskawkowy. Aby samodzielnie go wykonać musielibyśmy kupić, umyć i obrać truskawki, później je zmiażdżyć i wymieszać z twarożkiem. Pół godziny pracy. W takim ujęciu gotowe desery i słodycze wydają się mieć wiele zalet. I tu pojawia się słowo-klucz: "wydaje się".
Lekarze są ze sobą wyjątkowo zgodni - zdecydowana większość słodkich przekąsek nie należy do wartościowych pokarmów. Zazwyczaj pozbawione są witamin i minerałów. Posiadają za to ogromną liczbę kalorii, więc łatwo się nimi najeść pomijając późniejszy posiłek. Nie dokonamy też większego odkrycia, jeśli stwierdzimy, że podjadanie słodyczy może prowadzić do otyłości. Zawarty w nich cukier z łatwością zamienia się w naszym organizmie w tłuszcz, który odkłada się na przykład w zgrabnych oponkach koło pasa. W czasach jaskiniowców tworzenie tego typu zapasów było bardzo korzystne, pozwalało przetrwać tygodnie głodówki. Obecnie jest to zjawisko zbędne, a nawet szkodliwe. Niestety problemy z nadwagą dotyczą coraz większej liczby ludzi. Dania zawierające duże ilości cukru i tłuszczu uzależniają. Po ich spożyciu czujemy gwałtowną poprawę nastroju. Działa podobny, choć słabszy, mechanizm, jak w przypadku narkotyków. Niestety, w krótkim czasie poziom cukru we krwi spada i zaczynamy szukać nowej przekąski. Najlepiej słodkiej.
Nie wszyscy wiedzą, że słodycze mają jeszcze jedno mroczne oblicze - mogą niekorzystnie wpływać na układ nerwowy. Pierwszym podejrzanym jest cukier. Niektóre badania wskazują, że może powodować bóle głowy. Inne, że ma wpływ na nadpobudliwość dzieci. Z tego powodu lekarze sugerują znaczne ograniczenie jego spożycia pacjentom ze stwierdzoną nadruchliwością i problemami z koncentracją. Jeszcze groźniejsze dla układu nerwowego mogą być niektóre barwniki, na przykład tetrazyna (E 102), żółcień pomarańczowa (E 110), czerwień Allura (E 129), karmel amoniakalny (E 150c). Ze względu na szkodliwe działanie w niektórych krajach zostały zakazane. W Polsce, w najlepszym wypadku, możemy liczyć na umieszczenie na opakowaniu informacji o ich szkodliwości. Oczywiście mikroskopijnym druczkiem. Pod zagiętym zgrzewem.
Niestety słodycze szkodzą nam również na wiele innych sposobów. Osłabiają nasz organizm, są za to doskonałą pożywką dla bakterii. Najlepiej uwidacznia się ten problem w przypadku próchnicy. Dentyści wszystkich krajów - jak niegdyś proletariusze - połączyli się i gromkim głosem namawiają do zrezygnowania z nich. Wskazują na Szwecję, w której dzieci chorują na próchnicę wielokrotnie rzadziej, niż w Polsce. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest częstotliwość jedzenia tam łakoci - raz w tygodniu. Również chemiczne dodatki, w tym nagminnie stosowane konserwanty - benzoesan sodu, kwas sorbowy i dwutlenek siarki - powodują sporo problemów. Wiele z nich niekorzystnie wpływa na układ pokarmowy powodując bóle brzucha, wzdęcia, zaparcia. Niektóre mogą wywoływać astmę, pokrzywki i inne reakcje alergiczne, inne mają działanie rakotwórcze. Część z nich naukowcy podejrzewają nawet o obniżanie płodności.
Po uświadomieniu sobie tych wszystkich zależności powinniśmy w zasadzie całkowicie zrezygnować z jedzenia gotowych deserów, przerzucając się na słodkie owoce i chrupiące warzywa. I tu pojawia się bardzo, bardzo poważny problem. Słodycze są wszędzie, a ich jedzenie ma spore znaczenie społeczne. Dla osób zdrowych - zwłaszcza dla dzieci - rezygnacja z łakoci może nosić znamiona szaleństwa.
Ciasteczko do kawusi na drugie śniadanie, słodka przekąska po obiedzie, lody na spacerze. Trudno sobie nawet wyobrazić imprezę rodzinną bez ciastek i czekolady. Jeszcze gorzej mają nasze dzieci, które są wprost bombardowane widokiem zakazanych przez nas potraw. I nie chodzi tu tylko o reklamy. W automatach i sklepikach szkolnych zwykle króluje niezdrowa żywność. Niestety często można ją także znaleźć w śniadaniówkach szkolnych kolegów. Dodatkowo kilka razy w miesiącu pojawia się w klasie jubilat albo solenizant dzierżący torbę cukierków. Czekoladki i lizaki są też popularnymi prezentami - na urodziny, na Mikołaja, przy pierwszej wizycie gości w domu, a nawet bez okazji w sklepie ("Jakie śliczne dziewczynki, macie tu po cukiereczku!"). Problem możemy niechcąco pogłębić własnoręcznie, jeśli używamy słodyczy jako nagród dla dzieci. Stają się one wtedy synonimem wielkiego dobra, na które warto zapracować. W takich warunkach wizja odstawienia wszystkich słodkości i żucia zamiast nich wyłącznie marchewki jest trudna do przyjęcia dla przeciętnego malucha. Aby więc uniknąć buntu, a nawet wstrząsu anafilaktycznego spowodowanego odrzuceniem chemii spożywczej możemy zacząć stosować technikę małych kroków.
W pierwszej kolejności zrezygnujmy ze wszystkiego, co zawiera klauzule w stylu "może szkodzić dzieciom". Producenci nie umieszczają takiej antyreklamy bez powodu. Głęboko zastanówmy się też nad składem innych słodyczy i deserów. Naszą czujność powinny wzbudzić zwłaszcza bardzo żywe kolory i długa data ważności produktu. Wyszukajmy zastosowane barwniki i konserwanty. Może się okazać, że nasze cukierki zawdzięczają zieleń nieszkodliwym chlorofilom, czerwień sokowi z buraka, a żółć karotenoidom. W takim wypadku jesteśmy bezpieczni. Prawdopodobnie jednak ich skład będzie nastrajał mniej optymistycznie. Studia porównawcze (etykiety versus tabela dodatków) zajmą pewnie dużo czasu, na pewno jednak mniej, niż wizyty u pediatry i alergologa.
Druga taktyka to wybieranie produktów, które niosą w sobie dodatkowe wartości odżywcze. Jako przekąski idealnie sprawdzają się suszone owoce, orzechy i nasiona. Suszone morele bardzo pozytywnie wpływają na skład i ciśnienie krwi. Śliwki pobudzają pracę jelit, żurawina - nerek i pęcherza. Daktyle mają działanie przeciwbólowe i przeciwzapalne. Pestki dyni chronią przed pasożytami. Migdały wspomagają odbudowę kości. Orzechy bogate są w zdrowe oleje roślinne - kwasy omega 3, usprawniające pracę mózgu. Również pestki słonecznika poprawiają koncentrację. Niestety - nie ma róży bez kolców. Najczęściej w sklepach sprzedawane są bakalie utrwalane tlenkami siarki lub kwasem sorbowym. Po ich spożyciu mogą pojawić się u nas reakcje alergiczne. Dlatego warto zainwestować i kupić droższe odpowiedniki suszone metodami tradycyjnymi.
Na półkach sklepowych znajdziemy też zdrowsze wersje cukierków, lizaków i batonów. Zamiast cukru używany jest w nich miód albo ksylitol - naturalny słodzik występujący w soku brzozowym. Niektóre z nich tworzone są z ziaren i płatków zbożowych oraz nasion innych roślin. Na przykład sezamki składają się w większości z ziarna sezamowego, które jest kopalnią mikroelementów i antyoksydantów. Batony owsiane są źródłem zdrowego błonnika. Czekolada gorzka, bez dodatków typu chemiczne nadzienie, zawiera znaczną ilość magnezu. Ciekawymi przegryzkami są też chrupki kukurydziane, chlebki ryżowe i inne wersje pieczywa chrupkiego. Można je podjadać samodzielnie lub w połączeniu z musem owocowym albo stopioną czekoladą. Nawet odpowiednio przyrządzony pop-corn, z małą ilością soli i tłuszczu, może być uważany za stosunkowo dobrą przekąskę. We wszystkich tych przypadkach warto jednak zachować czujność - prześledzić skład dodatków i wybrać wersję zawierającą jak najmniejszy ich wachlarz. Do tego trzeba uwzględnić dość smutny fakt. Powyższe specjały, podobnie jak bakalie, należą w większości do produktów wysokokalorycznych. Osoby dbające o linię powinny uwzględnić również tę informację przy szykowaniu sobie posiłku.
Najzdrowszą alternatywą dla kupnych słodyczy są oczywiście przysmaki przygotowane samodzielnie. Naturalnie przyrządzane w oparciu o zasady zdrowego żywienia - jak najmniej cukru i jak najwięcej produktów zawierających minerały, witaminy i błonnik. Pomysłów jest bardzo wiele. Ciasto dyniowe, ciasteczka migdałowe słodzone miodem, pasta sezamowa do chleba, krem z daktyli, pieczone jabłka. Internet aż pęka w szwach od ciekawych propozycji. Wspólne przygotowywanie ich w domu może przerodzić się w jeden z rodzinnych rytuałów. Wpłynie to korzystnie nie tyko na nasze zdrowie fizyczne, ale również osłodzi dziecięce smutki związane z odstawieniem żelków i lizaków.
Skomentuj artykuł