"Ja w Twoim wieku..." nie jest dobrym argumentem dla dziecka?
(fot. creatista / Shutterstock)
Zatrzymaj się! Nie tędy droga. Kompletnie nie pamiętasz, jaka byłaś w Jego czy Jej wieku. A jeśli Ci się coś tam majaczy we mgle przeszłości, to i tak nie wszystko co pamiętasz, wydarzyło się naprawdę.
Pewne fakty mózg poprzeinaczał lub w ogóle wymazał ze wspomnień. Psychologia nazywa to pamięcią wybiórczą. Doświadczyłam tego niedawno na własnej skórze. Znajoma zadzwoniła zapytać, czy nie mam pożyczyć kul dla dziecka. Słysząc chyba w moim głosie zaskoczenie, przypomniała, że mój średni syn miał kiedyś nogę w gipsie i chodził o kulach. Sęk w tym, że ja nie pamiętałam tego w ogóle. Ba! Do dziś nie przypomniałam sobie okoliczności tego zdarzenia.
- Usztywnili mu nogę profilaktycznie. Nic groźnego to nie było. Ja byłem z nim w szpitalu - starał się przypomnieć mąż. Myślę, że na tle innych ekscytujących przeżyć, jakie dostarczyły mi dzieci, było to na tyle zwyczajny incydent, że mój mózg wymazał go z pamięci. Natomiast wdarł się w pamięć znajomej, czy tego chciała czy nie. Pamiętała nawet jaką skarpetkę syn miał wtedy na nodze!
Drugi przykład. Napotkana kobieta opowiadała mi, jak to będąc dzieckiem musiała zostać w szpitalu. Miała dwa latka. - Rodzice nie mieli do mnie w ogóle wstępu. Byłam sama. Płakałam z głodu. Pielęgniarki przywiązały mnie do łóżka na cały dzień. Koszmar - mówiła, a łzy jej przy tym ciekły po policzkach. Prawie się nabrałam na te traumatyczne wspomnienia, gdyby nie fakt, że jako przedszkolak też byłam w szpitalu i pamiętałam bardzo niewiele. Zapytałam więc wprost, bo ponoć trauma zostaje w człowieku na dłużej: - I pani to do dziś pamięta? - chciałam wiedzieć. - Aaaa nie. Ja nic nie pamiętam. Rodzice mi opowiadali - wyjaśniła. Abstrahując od standardów obsługi szpitalnej XX wieku, widać wyraźnie, że kobieta sama sobie wytworzyła te wspomnienia i to na bazie opowieści rodziców, którzy rzekomo nie mieli wstępu do szpitala.
Wybiórcza pamięć
Naukowo zjawiskiem tym zajmuje się Elizabeth Loftus, którą okrzyknięto znawcą ludzkiej pamięci. Amerykańska psycholog bada, dlaczego nasz mózg pamięta rzeczy, które się nie wydarzyły. Miała namawiać braci, by starszy młodszemu opowiedział, że jako dziecko zgubił się w centrum handlowym. Choć w rzeczywistości nie miało to miejsca, część badanych zaczynała je sobie “przypominać" to zdarzenie z detalami. Myślę, że właśnie z takim zjawiskiem mamy do czynienia w drugiej opowieści. Rodzice kobiety niezadowoleni ze szpitalnej opieki nad dzieckiem, przez lata o tym wspominali, aż wyryli tak żywo ten obraz, iż wspominając go zalewała się łzami i opowiadała o szczegółach. Przykład dość nieszkodliwy.
Trudniej jednak, gdy ludzka pamięć ma być dowodem w procesach sądowych. Policjant przepytujący świadków jakiegokolwiek zdarzenia ma przedsmak tego, jak mózg filtruje informacje. Zdarzenie jest jedno, ale opisy różnorodne. Dlatego, w pierwszej kolejności stróże prawa skupiają się na tych faktach, które podawane są przez wszystkich świadków danej sytuacji. Z tej prostej przyczyny, że prawdopodobieństwo ich faktycznego zaistnienia jest największe. Kto chciałby kiedyś sprawdzić w roli świadka, powinien wybrać się na znakomite przedstawienie w krakowskim Teatrze Bagatela pt.: "Szalone nożyczki". Polecam!
Psycholog Igor Rotberg pisząc o wybiórczości naszej pamięci, podkreśla, że tylko część z naszych wspomnień pokrywa się z autentycznymi wydarzeniami. Brakujące luki wypełniamy własnymi uzupełnieniami lub rekonstruujemy je na podstawie wyobrażeń, czy opowieści innych osób. Oczywiście nieświadomie.
Łatwo to zweryfikować. Jeśli masz męża/żonę, zapytaj o szczegóły waszego pierwszego wyjazdu we dwoje. Miałam niedawno okazję wspominać pierwsze wyjście na Pilsko z Mężem. Gdy ja zaczęłam opowiadać, co pamiętam i porównałam z tym, co pamięta On, postronny słuchacz mógłby pomyśleć, że byliśmy tam… osobno, tak różne były zapamiętane przez nas szczegóły.
Photoshop wspomnień
Zatem nie dość, że mózg pewne informacje wykreśla z bazy, inne nadprogramowo sobie dodaje, to jeszcze photoshopuje wspomnienia. Photoshop to nic innego, jak program do obróbki zdjęć, dzięki któremu aktorki są bez skaz, aktorzy młodsi o dekadę, a hotel z oferty turystycznej przypomina Willę Decjusza.
I tu doszliśmy do dość trudnej dla nas do przyjęcia wiadomości. Mózg nasze wspomnienia koloryzuje, upiększa i redukuje, tak byśmy w nich byli najlepszą wersją siebie. Dzięki nim we wspomnieniach jesteśmy zazwyczaj doskonalsi niż byliśmy w rzeczywistości. Między innymi to zjawisko powoduje, że opinie o współczesnej młodzieży są zazwyczaj negatywne, o czym pisałam w tekście “Młodzi są do bani". Nie dlatego, że młodzież faktycznie jest zła, lecz wspomnienia starszych osób są zbyt wyidealizowane.
Retuszujemy przeszłość i w tym nie ma jeszcze nic niepokojącego. No co tam komu zależy, że jesteśmy bohaterami idealnymi w filmie własnego życia? Problem zaczyna się wtedy, gdy według tego wycyzelowanego obrazu młodości, zaczynamy wychowywać nasze dzieci. Jeśli do tego dołączą się jeszcze wyidealizowane wspomnienia babć i dziadków, dzieciaki mają doprawdy trudny orzech do zgryzienia, by do tego wzoru cnót wszelakich dorównać.
Sean Covey autor poradników motywacyjnych dla nastolatków i aktualny idol mojego najmłodszego syna, dał młodzieży trafny przykład:
Myślę, że intuicyjnie nasze nastolatki wyczuwają, że lekko koloryzujemy wspomnienia, a historie są dla nich tak odległe, że zupełnie nie wzbudzają zainteresowania. No chyba, że któryś akurat w obszarze zainteresowań ma prehistorię.
Wspominać, czy nie wspominać?
Co zatem? Ktoś pomyśli, że jestem lekko niezdecydowana. Raz zachęcam by młodość wspominać. Zaraz później przestrzegam przed tym wybiórczością pamięci. Oczywiście, warto robić krótką i szczerą retrospekcję życia! Pamiętać jednak należy, że mózg może płatać nam figle. I to dość zaskakujące.
Zatem jeśli okaże się, że w młodości miałaś same dobre oceny, wzorowe zachowanie, rozwijające zainteresowania, fascynujące pasje, znakomitych przyjaciół, entuzjastycznie wykonywałaś obowiązki zaproponowane Ci przez tatę i w każde popołudnie pytałaś mamę w czym jej pomóc… to zastopuj na chwilę ten heroiczny seans i na wolnych obrotach sprawdź, gdzie Twój mózg wstawił autokorektę, upiększania i modyfikacje. Wszystkiego nie wychwycisz. Ważne, że się postarasz.
I nie przejmuj się! Ja też w młodości byłam chodzącym ideałem.
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu "Retro Matka", autorstwa Lidii Góralewicz. Jest ona matką czwórki dzieci i autorką cyklu "Małe kroczki" o tym, jak wprowadzać dziecko w Kościół.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł