Jesteś złą matką. Mam na to dowody
Miało być bezproblemowo i miło. Pieluchy miały pachnieć fiołkami, a marchwianka łatwo spierać się ze śpiochów. Wszystko jest inaczej. Nie nadaję się na matkę?
"Jesteś złą matką" - mówi do mnie czasem ta druga, mądrzejsza i dostrzegająca więcej. Ta, która mieszka po drugiej stronie lustra i czasem, patrząc mi prosto w oczy, rzuca bezlitośnie: "mam na to dowody". A dowodów faktycznie jest całe mnóstwo: te chwile, gdy brakuje mi cierpliwości, podnoszę głos, traktuję dzieci w niesprawiedliwy sposób. Dni, w których od dziecięcego głosu zadającego jakieś pytanie ważniejszy jest mój pośpiech albo mój telefon.
Momenty, w których muszę wybrać - czas spędzony z nimi czy pójście do pracy. I te wszystkie chwile, w których domowa codzienność tak bardzo odstaje od tego, co miałam kiedyś w głowie, gdy myślałam o macierzyństwie. Bo miało być przecież bezproblemowo, spokojnie i miło. Pieluszki miały pachnieć fiołkami, marchwianka miała bez problemu spierać się ze śnieżnobiałych śpiochów, wszystkie dni miały być wypełnione radosnym towarzyszeniem tym małym osobom w ich wzroście i poznawaniu świata… a to wszystko miało być skąpane w morzu różowego lukru z wisienką na szczycie.
Czy jest inaczej? No pewnie! Każda z nas to wie. I każda z nas ma pewnie takie dni, gdy patrzy w lustro i zastanawia się, czy na pewno nadaje się do roli, którą wybrała. Każda z nas pomyślała pewnie chociaż raz w życiu, że może w odróżnieniu od reszty, która dobrze sobie radzi, ona sama jest "złą matką". Ze mną nie jest inaczej…
A może to prawda?
Nie. Pomijam skrajne przypadki, takie jak uzależnienia czy stosowanie przemocy fizycznej lub psychicznej, zakładając, że to nie o to chodzi. Zacznijmy więc od początku: nie jesteś "złą matką". Możesz być matką zmęczoną lub sfrustrowaną. Możesz być matką przepracowaną, niewyspaną, nieotrzymującą wsparcia od otoczenia, matką zagubioną, zranioną przez najbliższych, niezorganizowaną, niecierpliwą - niepotrzebne skreślić. Skoro jednak zastanawiasz się, w czym nie dorastasz do swojej roli, skoro przejmujesz się tym, co jest twoją słabością, oznacza to że jesteś również matką, której zależy, która kocha, która się stara.
Matka Polka niewyspana
Nie każdy słyszał o piramidzie potrzeb Maslowa, ale każdy intuicyjnie wyczuwa to, co przedstawia jedna z ludowych mądrości, a mianowicie, że "gdy Polak głodny, to zły". Każda z nas przekonuje się o tym już w pierwszej dobie po urodzeniu dziecka, gdy noworodek prezentuje siłę swoich płuc w postaci głośnego krzyku tylko dlatego, że jest głodny. Rozumiemy to bardzo dobrze, gdy patrzymy na nasze dzieci - założę się jednak, że dużo trudniej jest nam zastosować tę wiedzę w przypadku nas samych.
Nie zliczę, ile razy straciłam cierpliwość czy podniosłam głos na dzieci tylko dlatego, że a. zapomniałam zjeść, b. byłam niewyspana, c. chodziłam cały dzień w niewygodnych butach, d. bolała mnie głowa, ale nie miałam czasu łyknąć tabletki i tak dalej. Banalne? Pewnie że tak. Banalne - w momencie, kiedy jest to napisane czarno na białym. W wirze codziennych zajęć dużo trudno jest mi to dostrzec, chociaż powoli uczę się, że aby zadbać o innych, muszę najpierw zadbać o siebie: zjeść wartościowy posiłek, zrobić sobie drzemkę w ciągu dnia, zapytać czasem odbicie w lustrze nie tylko o to, czy sprawdzam się w roli matki, ale też o to, czy po prostu dobrze się czuję.
Spróbuj: Zadam pytanie najprostsze z możliwych. Postaraj się odtworzyć z pamięci to, co wczoraj i dzisiaj jadłaś w ciągu dnia, zapisując również pory posiłków (i ilość wypitej kawy). Czy taki jadłospis zaproponowałabyś komuś, kogo kochasz, swoim dzieciom, mężowi, przyjaciółce? Czy odpowiedź na to pytanie jest dla ciebie zaskakująca?
Jestem (nie tylko) matką
Jestem mamą od siedmiu lat. Narodziny moich dzieci - chwile, które do tej pory budzą moje ogromne wzruszenie - zmieniły mnie na zawsze. Zmieniły nie tylko hierarchię wartości, listę marzeń, czy chociażby moje ciało. Zmieniły również sposób, w jaki myślę o sobie - jestem przecież przede wszystkim mamą. A jednak nie da się zaprzeczyć, że przed narodzinami dzieci myślałam o sobie inaczej - byłam wtedy przede wszystkim żoną (i śpieszę wyjaśnić, że w tej kwestii nic się nie zmieniło i że rolę żony i mamy można bez problemu pogodzić).
Wcześniej byłam studentką, licealistką, wielbicielką tatrzańskich szlaków, członkiem zespołu tanecznego czy po prostu - dzieckiem swoich rodziców. To były elementy, które budowały moją tożsamość. Narodziny dziecka nic z tego nie wymazały, bo nie zmieniły przeszłości, nie zmieniły mojej historii. To ja czasem zapominam o tym, co kiedyś było dla mnie ważne, co dawało siły i radość…
Czasem wystarczy kwadrans, żeby sobie o tym przypomnieć. Dla mnie takim przypomnieniem była ostatnio tak banalna rzecz, jak powrót do płyty, której kilkanaście lat temu słuchałam niemalże non stop. Wspaniale było przypomnieć sobie dźwięki, które znam na pamięć, zachwycić się pięknem, o którym zapomniałam i - przede wszystkim - poleżeć w ciemności, tylko z samą sobą i muzyką, która jest w jakimś sensie częścią mnie samej. To wystarczyło, by potem wrócić do swoich obowiązków z większym spokojem i uśmiechem, bo dla mnie było to coś więcej, niż słuchanie muzyki.
To było spotkanie z samą sobą - przypomnienie sobie o swojej pasji, marzeniach, o tym kim naprawdę jestem. Bo w środku, gdzieś głęboko, jestem ciągle tą samą osobą, niezależnie od tego, jaką rolę społeczną pełnię czy co pochłania mnie na co dzień. A żeby odkopać spod gruzu codziennych obowiązków, odpowiedzialności i wymówek to, co jest moją pasją, co daje mi radość, nie potrzebuję wcale rewolucyjnych zmian w życiu. Czasem wystarczy kwadrans spędzony z muzyką, godzina z przyjaciółką, jeden dzień poza domem - coś, co robi się dla siebie, w zgodzie z sobą, nie przy okazji załatwiania rodzinnych spraw. Coś tylko dla siebie. Bo znowu - gdy dbamy o siebie, jesteśmy w stanie potem lepiej zadbać o innych.
Spróbuj: Dokończ 5 zdań zaczynających się od "chciałabym" i zawierających w sobie słowo "ale". Zapisz je na kartce. Popatrz, które przeszkody na drodze do realizacji marzeń i pragnień są możliwe do pokonania przy jakimś nakładzie czasu, sił czy chęci. Wybierz jedno zdanie, jedno pragnienie i zapisz, gdzie i kiedy (lub przy czyjej pomocy) je zrealizujesz.
A co ma do tego świnka doświadczalna?
Z wielu skomplikowanych i w gruncie rzeczy przerażających eksperymentów na zwierzętach, z którym zapoznawałam się w czasie studiów, najbardziej chyba utkwił mi w pamięci ten, w którym Martin Seligman umieścił szczury w dwóch osobnych klatkach i raził je prądem o niskim natężeniu. Jeden ze szczurów miał dźwignię, dzięki której wyłączał prąd, drugi takiej dźwigni nie posiadał. Właśnie ten drugi schudł, stał się apatyczny i bierny - ale nie dlatego, że cierpiał bardziej. Pierwszy szczur, naciskając dźwignię, wyłączał prąd również w klatce drugiego szczura. Drugi szczur po prostu nie miał kontroli nad tym, co się działo. Ten brak kontroli i przekonanie, że sytuacja życiowa (czyli cierpienie po rażeniu prądem) nie zależy od zachowania, doprowadziły do postawy nazywanej wyuczonym poczuciem bezradności. Jej skutkiem była bierność, brak podejmowania działania i pogorszenie stanu zdrowia. Co to ma jednak wspólnego z byciem dobrą czy złą matką?
Życie przynosi nam różne sytuacje. Są wśród nich takie, na które nie mamy absolutnie żadnego wpływu, jak niespodziewana choroba, śmierć bliskiej osoby czy utrata pracy. Codzienność niesie też dużo mniejsze wyzwania - bo przecież nie mam wpływu na to, że w dniu w którym bardzo się spieszę, na drodze jest korek, że gdy wyjeżdżam na urlop, przez cały tydzień leje deszcz, czy że seria nieprzespanych przez dziecko nocy pojawia się akurat wtedy, gdy czeka mnie trudne zadanie w pracy. W przypadku takich trudności można reagować albo złością (na świat, na Boga, na życie, na kogoś, kto akurat będzie pod ręką), albo poczuciem bezradności - bo mam pecha, bo ja wiedziałam, że tak będzie, bo życie nie ma sensu. Obie te postawy są dla mnie zrozumiałe. Żadna z nich nie prowadzi jednak do konstruktywnego poradzenia sobie z trudną rzeczywistością.
Daleka jestem od serwowania dobrych rad komukolwiek - od matki chorego dziecka do sfrustrowanego kierowcy stojącego w korku. A jednak wierzę mocno, że jako katoliczka mogę patrzeć na świat inaczej i tam, gdzie inni nie widzą wyjścia, dostrzegać okazję do doświadczania Bożego działania. Ono nie zawsze będzie polegało na usuwaniu przeszkód spod moich stóp, choć i tak się czasem zdarza. Dużo częściej jednak zaproszenie Boga do trudnej sytuacji oznacza, że zaczynam inaczej na nią patrzeć. Nie patrzę na siebie jak na zagubioną we wszechświecie drobinkę czy jak na doświadczalnego szczura, któremu nieprzewidywalny los serwuje mniejsze lub większe złośliwości. Przeciwnie - widzę na sobie troskliwy wzrok Boga, który jest dobrym Ojcem i prowadzi pomimo przeszkód. Doświadczam obecności Jezusa, który przez te przeszkody przeprowadza idąc ze mną ramię w ramię, obiecując i potwierdzając tę obietnicę w moim życiu - że "Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra" (Rz 8,28). Trudności na drodze do bycia coraz lepszą mamą - i trudności w przyjmowaniu siebie, gdy się to nie udaje - nie są wyjątkiem.
Spróbuj: Nazwij to, czego najbardziej się boisz. Co to jest? Śmierć bliskiej osoby? Utrata pracy? Brak zabezpieczenia finansowego? Czy zdarza się, że ten lęk wpływa na jakieś ważne decyzje które podejmujesz - że unikasz działania albo robisz coś, czego nie chce robić? Czy twoje zachowanie byłoby inne, gdybyś w tej kwestii ufała, że ta sprawa jest w rękach Boga, który się o ciebie troszczy? Co chciałabyś Jemu powiedzieć w tej sytuacji?
Uśmiechnij się do lustra
A co z tą drugą w lustrze? Z tą, w której oczach czasem możesz wyczytać nie tylko zmęczenie, ale i dezaprobatę?
Następnym razem spróbuj się do niej uśmiechnąć. Jeśli będziesz chciała, obejmij jej i powiedz do ucha, że każdy ma czasem gorszy dzień. Że po gorszym dniu przychodzą lepsze, o ile tylko potrafimy z naszych błędów wyciągnąć wnioski. I że każdy - gorszy czy lepszy dzień - kończy się dobrze, jeśli odda się go w ręce kochającego Ojca, bo w zamian otrzymuje się zawsze kolejną szansę.
Wpis pierwotnie ukazał się na blogu Chrześcijańska Mama.
Tytuł i lead pochodzą od redakcji.
Skomentuj artykuł