Kontrowersyjne wychowanie dzieci?

Kontrowersyjne wychowanie dzieci?
I w chińskiej tradycji ścierają się dwa trendy: jeden, legalistyczny, wysoce wymagający i drugi, bardziej wyrozumiały dla młodości. (fot. Qalandariyya / Wikimedia Commons)
Logo źródła: Nowy Dziennik Katarzyna Kowalska / slo

Jej córki to stereotypowe Amerykanki azjatyckiego pochodzenia: same A w szkole, grają na pianinie i skrzypcach, występują w Carnegie Hall. Swoją opowieścią o wychowaniu dzieci Amy Chua wywołała ostatnio burzę medialną.

Amy Chua jest profesorem prawa na Yale i autorką autobiograficznej książki o wychowaniu swoich dwóch córek, "Wojenna pieśń matki tygrysicy" ("Battle Hymn of the Tiger Mother"). Zanim jej książka pojawiła się w księgarniach, Chua i jej metody wychowawcze stały się przedmiotem rozmów, e-maili i blogów amerykańskich mam, za sprawą jej artykułu w Wall Street Journal, zatytułowanego prowokacyjnie "Dlaczego chińskie matki są najlepsze" (Why Chinese Mothers Are Superior).

Na pewno rozgłosowi, jaki zapanował wokół Chua, pomogła niedawna publikacja wyników testów międzynarodowych PISA, w których po raz pierwszy wzięły udział Chiny - i natychmiast wskoczyły na pierwsze miejsce, zostawiając dość daleko w tyle dotychczasowych liderów (patrz artykuł w Nowym Dzienniku). Amerykanie uplasowali się na pozycji przeciętniaka (z czytania i nauk ścisłych) i poniżej średniej (z matematyki). Czy więc rzeczywiście chińskie podejście do wychowania i edukacji - teraz w skali coraz bardziej bogacącego się kraju - spycha Amerykanów z pozycji światowego lidera?

DEON.PL POLECA

Burza w mediach

W ciągu tygodnia artykuł Chua przeczytało około miliona osób, z których 7 tysięcy zostawiło komentarze. Chua stała się najbardziej rozpoznawalną Azjatką na świecie. Arthur Hu w "Asian Week" narzeka, że oto Azjaci doczekali się wreszcie sławnego przedstawiciela swojej rasy, niestety, raczej w stylu madame Czang Kai Szek czy Imeldy Marcos.

Chua i jej podejście wychowawcze trafiło na okładkę "Time’a", "Economista" oraz oczywiście na strony "New York Times’a", gdzie opublikowano m.in. wypisy z książki, artykuł oraz felieton Davida Brooksa, w którym autor krytykuje Chua za bycie "miękką" - gdyż nie wystawiała swoich córek na prawdziwe próby okresu dojrzewania, czyli spotkania z rówieśnikami. "Matka tygrysica" była gościem w Today Show, Colbert Report i w CBS News.

Chińskie wychowanie

Czym zasłużyła sobie Chua na taką uwagę mediów i amerykańskich rodziców? Odważnym wetknięciem kija w mrowisko i polityczną niepoprawnością. Na amerykańskie obawy, że wiek dominacji USA w świecie się kończy i Chińczycy niedługo zostawią Amerykę daleko w tyle, Chua odpowiada: cóż, sami jesteście (lub raczej "jesteśmy", bo w końcu jest Amerykanką chińskiego pochodzenia) winni, bezstresowo wychowując dzieci, chroniąc je przed niepowodzeniami i nie wymagając od nich żadnych osiągnięć, by przypadkiem nie urazić ich wrażliwych ego.

Chińskie podejście? Twarde wychowanie (podparte miłością i wyrozumiałością, choć zachodni obserwator musi się ich trochę naszukać, żeby je dostrzec), wysokie wymagania stawiane dzieciom, ograniczanie wyboru do rzeczy aprobowanych przez rodziców (krótka lista) i żelazna konsekwencja. Swoją drogą Chua wyraźnie nie ogranicza "chińskiego podejścia" do Chińczyków. Jak sama mówi, zna sporo "chińskich matek" z koreańskich, indyjskich, jamajskich, irlandzkich czy ganijskich rodzin; zna też matki chińskiego pochodzenia niestosujące "chińskiego" podejścia.

Jak pisze Amy Chua w swoim artykule w "Wall Street Journal", "oto lista rzeczy, których nie pozwalałam robić moim córkom:

  • nocować u koleżanek/kolegów
  • zapraszać/iść do koleżanek/kolegów się bawić
  • występować w przedstawieniu szkolnym
  • narzekać na to, że nie występują w przedstawieniu szkolnym
  • oglądać telewizji i grać w gry komputerowe,
  • wybierać swoich własnych zajęć pozaszkolnych,
  • dostawać jakiekolwiek inne stopnie poza A,
  • nie być najlepszymi w klasie z jakiegokolwiek przedmiotu poza W-F i teatrem,
  • grać na jakimkolwiek innym instrumencie poza pianinem lub skrzypcami,
  • nie grać na pianinie lub skrzypcach".

Amerykańskich rodziców najbardziej zszokował m.in. opis nauki gry na pianinie przez córkę Chua, Lulu. Gdy 7-latka nie była w stanie nauczyć się grać nowej melodii, Chua zmusiła ją do gry aż do późnego wieczoru - bez przerw na ubikację czy picie i z groźbami, że jeśli się nie nauczy, jej domek dla lalek wyląduje w Armii Zbawienia, a przyszłe święta i urodziny obędą się bez prezentów. Aż nagle dziewczynka zaskoczyła - i zadowolona, grała melodię kilka razy już kompletnie bez przymusu, aż promieniejąca powiedziała mamie, że to przecież łatwe!

Innym przykładem bezpardonowego podejścia Chua do wychowania córek było odrzucenie przez nią laurki, którą Lulu przygotowała na jej urodziny. "Nie chcę jej" - powiedziała matka tygrysica, dodając, że oczekuje od córek rysunków, w które włożyły trochę przemyśleń i pracy. "Należy mi się coś lepszego", więc nie przyjmę (i dosłownie rzuciła laurkę córce). W wywiadzie dla "Time’a" Chua nie przejmuje się krytyką swojego podejścia: "Moje dziewczynki rozumieją, jaka jest różnica między włożeniem w coś ciężkiej pracy i odwaleniem roboty. Wiedzą, że bardzo cenię te ich rysunki i wiersze, w które włożyły sporo wysiłku".

Wschód i zachód

Dla Chua różnica między jej podejściem do wychowania dzieci a typowym amerykańskim wynika z różnego zrozumienia możliwości dziecka, jego miejsca w rodzinie i społeczeństwie.

"Rodzice z Azji są zszokowani i przerażeni wieloma aspektami zachodniego wychowania - powiedziała Chua w "Today show". - Nie mogą uwierzyć w to, ile czasu zachodni rodzice pozwalają marnować swoim dzieciom - godzin na Facebooku czy grach komputerowych - i jak kiepsko przygotowują dzieci na przyszłość".

Według Chua (która nie jest psychologiem, tylko prawnikiem, jak jej mąż) zachodni rodzice zbytnio przejmują się psychiką dziecka i jego pozytywnym samowyobrażeniem. Usuwając każdą przeszkodę na drodze dziecka tak naprawdę czynią mu krzywdę - nie będzie ono przygotowane do stawienia czoła przeciwnościom, które na pewno napotka potem w życiu.

W przeciwieństwie do zachodnich rodziców, którzy niejako z góry zakładają, że dzieci są istotami wrażliwymi i delikatnymi, chińscy rodzice postrzegają dzieci jako silne i wytrzymałe.

Podczas gdy zachodni rodzic chwali dziecko za ocenę A, chińska matka wydaje okrzyk przerażenia i kupuje potomkowi książkę z dodatkowymi zadaniami do przerobienia w domu, aż latorośl uzyska pozycję najlepszego ucznia w klasie. "Chińscy rodzice żądają (od dziecka) doskonałych stopni, bo wierzą, że dziecko jest w stanie je otrzymać. A jeśli dziecko ich nie otrzymuje, chiński rodzic zakłada, że dziecko nie pracowało wystarczająco ciężko" - pisze Chua w artykule w "Wall Street Journal".

Rozwiązaniem w takim wypadku są groźby, wpływanie na ambicję, zabieranie przywilejów i zmuszanie do pracy. Chińscy rodzice nie przejmują się łamaniem woli dziecka - jako, że ich zdaniem dziecko samo z siebie nie chce ciężko pracować, woli się bawić - więc jeśli ma coś osiągnąć, trzeba przełamać jego opór do pracy. Nie przejmują się też preferencjami dziecka, bo przecież ono nie wie, co jest dla niego dobre długoterminowo - myśli tylko o czasie teraźniejszym, więc samo z siebie wolałoby zabawę zamiast matematyki lub gry na pianinie.

Tak więc chiński rodzic mocno ogranicza dziecku wybory (stąd szlaban na gry komputerowe, telewizję, sporty, czasochłonne przedstawienia szkolne i niepremiowane instrumenty muzyczne, np. perkusję czy basówkę), stawiając na naukę szkolną oraz parę wysoko cenionych instrumentów muzycznych. I we wszystkim wymaga od dzieci doskonałości. "Chińscy rodzice rozumieją, że nic nie jest przyjemne, dopóki nie jest się w tym dobrym. A żeby stać się dobrym w czymkolwiek, potrzebna jest praca" - tłumaczy Chua. Dopiero podbudowane własnymi sukcesami dziecko nabiera przekonania, że jest w stanie pokonać kolejne trudności własną ciężką pracą.

"Chińscy rodzice wierzą - Chua kończy swój artykuł w "Wall Street Journal" - że najlepszym sposobem, by uchronić swoje dzieci, jest przygotować je na przyszłość, pozwalając im zobaczyć, do czego są zdolne, i uzbrajając je w umiejętności, przyzwyczajenie do pracy i poczucie wewnętrznej wartości, których nikt im nie zabierze".

Co na to psychologia?

Zdaniem Annie Murphy Paul, która wypowiedziała się w "Time Magazine", niektóre z elementów systemu wychowawczego Chua mają podparcie w psychologii.

Jednym z nich jest wystawianie dziecka na próby i zmuszanie do pokonywania przeciwności, zamiast osłaniania go na zachodni sposób. Dziecko, które nie zmierza się z trudnymi zadaniami, nie nauczy się, że jest w stanie samo podołać wyzwaniom.

Podobnie jest z chwaleniem. Chua naśmiewa się z zachodniego podpierania psychiki dziecka ciągłymi pochwałami "za najmniejsze z zadań - narysowanie linii czy pomachanie kijkiem". Azjaci nie wpajają w dzieci przekonania o ich wyjątkowości i geniuszu, tylko o wartości ciężkiej pracy. Jak pokazuje w swoich badaniach Carol Dweck z Uniwersytetu Stanforda, ma to uzasadnienie w psychologii. W wielu eksperymentach Dweck pokazała, że gdy chwali się dzieci i młodzież za ich uzdolnienia, boją się potem podjąć wyzwania intelektualne (np. wybierają łatwiejsze zadania na kolejnym teście). Gdy natomiast chwali się wysiłek włożony w pracę, dzieci czują większą pewność siebie i chętniej podejmują nowe wyzwania.

Wreszcie psychologia uzasadnia też kładzenie nacisku na praktykę i ćwiczenia. Amerykanie mają uprzedzenia do "bezmyślnych, powtarzalnych ćwiczeń", ale bez nich, jak komentuje w "Timie" profesor psychologii Daniel Willingham, mózg nie jest w stanie nabrać wprawy w wykonywaniu nowych umiejętności i przystąpić do poznawania umiejętności wyższego rzędu. Bez praktyki dziecko uczące się gry na skrzypcach będzie ciągle koncentrowało się na odtwarzaniu nut. Inny uczeń z godzinami praktyki za sobą nauczy się odtwarzać nuty automatycznie; w ten sposób zwolni moce przerobowe mózgu na interpretację emocjonalną muzyki.

Natomiast na pewno na pochwały psychologów nie zasłużą inne aspekty systemu wychowawczego "matki tygrysicy": poniżanie, szantażowanie dzieci, wyzywanie ich od "leniów", grożenie pozbawieniem ich ukochanych zabawek czy przyszłych prezentów.

Odwrót matek tygrysic?

W całej burzy emocji po publikacji książki i artykułu Chua uderza nie tylko reakcja rodowitych Amerykanów (niedowierzająca; zatrwożona o pozycję USA w świecie; mimo wszystko ceniąca swobodę amerykańskiego dzieciństwa), ale i innych chińskich i azjatyckich rodziców.

Bynajmniej nie są to zazwyczaj głosy pochwały. Wśród komentarzy na stronie "Wall Street Journal", "New York Timesa" czy "Time’a" aż roi się od pełnych przerażenia wspomnień z dzieciństwa Amerykanów azjatyckiego pochodzenia, jak również od zdziwionych komentarzy prawdziwych chińskich matek dość dalekich od metod wychowawczych Chua.

Jak to komentuje artykuł w magazynie"Economist", i w chińskiej tradycji ścierają się dwa trendy: jeden, legalistyczny, wysoce wymagający i drugi, bardziej wyrozumiały dla młodości.

A zachodnim rodzicom, drapiącym się w głowę po całej kontrowersji, można przypomnieć inną tradycję wychowawczą, całkowicie europejskiego pochodzenia, która wydaje się godzić sensowne elementy "chińskiego" wychowania z szacunkiem dla dziecka i zrozumieniem jego potrzeb na różnych etapach rozwoju.

Ponad 100 lat temu Maria Montessori stworzyła we Włoszech system edukacji idący za dzieckiem i jego potrzebami; oferujący mu olbrzymią autonomię, ale w ramach ograniczonego wyboru aktywności (głównie akademickich); inspirujący do zrozumienia świata i naszego w nim miejsca; rozwijający koncentrację, opanowywanie coraz to nowych umiejętności i poczucie samodzielności i własnej wartości. Bez gróźb, zawstydzania i poniżania przez "chińskich" rodziców. Ale to już materiał na osobny artykuł.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kontrowersyjne wychowanie dzieci?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.