Mamo, tato, ja chcę dostać pod choinkę...

Mamo, tato,  ja chcę dostać pod choinkę...
(fot. placbo / flickr.com)
Logo źródła: Przewodnik Katolicki Kamila Tobolska / slo

Na decyzję zostało nam już ostatnich kilka dni. Tymczasem sklepy pełne są różnorodnych zabawek, ich reklamy bombardują nas z każdej strony, a do tego wszystkiego nasz maluch woła: "Mamo, ja chcę dostać pod choinkę..." i tutaj pojawia się długa lista życzeń. I jak w tym wszystkim się nie pogubić?

Mała Pola ma 7 lat. Jej rodzice o zakupie świątecznego prezentu pomyśleli już jakiś czas temu. Pytali córeczkę, o czym marzy i byli przy tym spokojni, że nie będzie to żadna z reklamowanych w telewizji drogich zabawek. Po pierwsze, Pola rzadko zasiada przed telewizorem, a po drugie, wie, że reklamy najczęściej po prostu kłamią. Wystarczyło, że raz mama kupiła jej księżycowy piasek. Była nim bardzo zawiedziona, nie był wcale tak "magiczny", jak pokazywano to w reklamie. W tym roku poprosiła o zwierzątko domowe. Po rodzinnej naradzie ustalono, że będzie dość oryginalne - szarańcza. Została zamówiona już kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem.

Warto się dobrze przyjrzeć

Nie wszyscy są tak przewidujący jak rodzice Poli. Wielu zostawia zakup prezentu dla swoich dzieci na ostatnią chwilę. Jednak także wówczas nasze zakupy powinny być przemyślane. Naprawdę warto przyjrzeć się bliżej pozycjom wymienionym w liście do Świętego Mikołaja czy gwiazdora. Niestety bowiem czasami padamy razem z naszymi dziećmi ofiarami chwilowej mody, do tego bardzo niebezpiecznej. Przykładem mogą tu być chociażby wampirowate lalki z serii Monster High, na potrzeby polskich dzieci nazwanej "Straszyceum". Jej bohaterami są uczniowie upiornej szkoły: córki i synowie powieściowych i filmowych potworów. Dziewczynki mogą wybierać na przykład między Frankie Stein (córką Frankensteina), Draculaurą (córką wampira), Clawdeen Wolf (córką wilkołaka), Cleo de Nile (córką mumii) czy Ghoulią Yelps (córką zombie). Akcesoria dla lalek są równie upiorne, jak one same. Przykład pierwszy z brzegu: łóżeczko to po prostu... rozkładana trumna. A taki demoniczny zestawik dla naszej córeczki, to wydatek znacznie przekraczający 100 zł.

Chcesz być potworem?

Wymyślone w Stanach Zjednoczonych lalki Monster High na światowe rynki trafiły latem 2010 r. W naszym kraju pojawiły się nieco później, ale charakterystyczne logo, w którym widnieje trupia czaszka z różową kokardką (sugeruje ona, że to produkt dla młodszych dzieci), spotkać można chyba we wszystkich polskich szkołach i przedszkolach. Bo Monster High to nie tylko lalki i pluszowe zabawki, ale cały biznes, na który składają się artykuły papiernicze, odzież dziecięca, torby, elektronika, a nawet napoje. Do świata "Straszyceum" dziewczynki wchodzą też poprzez stronę internetową, gry komputerowe czy emitowane przez jeden z kanałów telewizyjnych bajki. Zachęca się je tam m.in. do tego, aby za pomocą quizu sprawdziły, którego z upiornych uczniów przypominają najbardziej. Zresztą w promującej serię piosence śpiewanej przez Ewę Farną (szkoda, że ta uwielbiana przez młodych ludzi wokalistka dała się skusić producentowi − firmie Mattel) dziewczynki słyszą: "Monster High, dla upiorów raj", a chwilę później: "Chcesz potworem być? Najwyższy czas!".

"Poczekalnia" kultury śmierci

Zabawki z tej serii to, zdaniem Roberta Tekieli, publicysty zajmującego się zagrożeniami duchowymi, doskonały przykład na to, jak ludzie próbują zarabiać na niszczeniu wrażliwości dzieci. − Oswajanie ich z taką estetyką kaleczy je. Te produkty reklamują się hasłami: "upiorne ciuchy" czy "upiorne gry", a upiorne oznacza po prostu złe, brzydkie, ohydne − zauważa publicysta. Co gorsza, komercyjna zabawa złem stała się częścią współczesnej kultury i narzędziem marketingu. W przypadku Monster High nie ma żartów, bo trzeba pamiętać, że wampir jest symbolicznym przedstawieniem demona. − Proponując dzieciom takie zabawki, wprowadza się je do "poczekalni" kultury śmierci - ostrzega Tekieli, dodając, że dotyczy to również np. Bakuganów, którymi często bawią się chłopcy. Te zamknięte w kulach istoty, jak wyjaśnia, wprowadzają dzieci w orientalny światopogląd, który mówi o tym, że aby się rozwijać, trzeba uruchamiać kolejne moce. Podobnie rzecz wygląda z czarodziejkami Witch, marką wzorującą się na symbolice zachodniego okultyzmu. − Trzeba jasno powiedzieć, że wszystkie te niewłaściwe zabawki to przedszkola okultyzmu i niechrześcijańskich poglądów - wyjaśnia Robert Tekieli, doradzając, aby w sytuacji, kiedy dziecko już je posiada, zachęcić je do ich odłożenia, proponując atrakcyjną alternatywę.

Czasem trzeba dziecku po prostu odmówić

Rodzice powinni mieć też świadomość, że u ich dziecka bawiącego się takimi niewłaściwymi zabawkami, mogą się pojawić np. problemy ze snem czy stany lękowe. Znajoma nauczycielka opowiadała mi kiedyś o swojej uczennicy, która podzieliła się z nią obawami, co do podarowanej jej przez babcię laleczki voodoo. Dołączona do niej była informacja, żeby w sytuacji, kiedy któraś z koleżanek "zajdzie jej za skórę", wbić w laleczkę igłę, traktując to jako formę odreagowania. Dziewczynka przyznała się nauczycielce: "Wie pani, ale ja się trochę tej laleczki boję...".

Jak podkreśla psycholog dr Szy¬mon Grzelak, niewłaściwa zabawka może być dla dziecka szkodliwa szczególnie wtedy, kiedy bezrefleksyjnie przyjmuje ono to, co narzuca masowa kultura. Kluczową sprawą jest więc tutaj dobry, codzienny kontakt z naszą pociechą. Wówczas, w sytuacji kiedy mamy rozbieżne oczekiwania dotyczące prezentów i podejmiemy z dzieckiem na ten temat rozmowę, zapewne przyniesie ona pożądany efekt. − Jeśli jakaś zabawka ewidentnie nam, jako rodzicom, nie odpowiada, chociażby z powodu umiejscowionych na niej symboli, to musimy to dziecku zwyczajnie wyjaśnić, tłumacząc, że jej posiadanie jest sprzeczne z naszymi poglądami i z naszą wiarą - przekonuje dr Grzelak, dodając, że czasami trzeba umieć po prostu dziecku odmówić. − Warto przy tym zadbać o to, aby nie zaczęło ono negatywnie oceniać rówieśników, którzy posiadają niewłaściwe naszym zdaniem zabawki. To, że inni się nimi bawią, wcale nie musi oznaczać, że ich rodzice są satanistami - dopowiada psycholog.

Nie musi być drogo

Trzeba bowiem pamiętać, że każda rodzina ma prawo podjąć inną decyzję. − Są takie, które nie kupią dziecku żadnego czołgu ani zabawki paramilitarnej, bo uważają to za złe, a inne twierdzą, że nic się chłopcu nie stanie, jak się nimi pobawi, bo przecież potrzeba nam młodych chłopaków, którzy będą bronić ojczyzny. Tak samo jest na przykład z lalkami Barbie. Niektórzy absolutnie ich zabraniają, a są tacy, którzy pozwalają córce się nimi bawić i równocześnie potrafią ją tak wychować, że nawet jeśli nie jest szczupła jak lalka, nie ma na tym punkcie żadnych kompleksów - wyjaśnia dr Grzelak. Wychowanie bowiem nie może ograniczać się jedynie do zakazów dawanych dziecku za każdym razem, kiedy dotrą do nas niepokojące sygnały dotyczące kolejnej "potwornej" mody lansowanej przez popkulturę i stojący za nią biznes.

Wciąż pozostaje jednak kwestia świątecznego prezentu. Będąc już wyczulonymi na duchowe zagrożenia czyhające w "niewinnych" zabawkach, nie wpadajmy przypadkiem w kolejną pułapkę, jaką jest cena. Nie chodzi przecież o to, zwłaszcza w Boże Narodzenie, żeby "zbyć" dziecko drogim upominkiem. - Kiedy szukamy prezentów dla naszych dzieci, kierujemy się przede wszystkim tym, aby były one dla nich twórcze i kształtowały ich wyobraźnię. Chętnie więc kupujemy różne zestawy, dzięki którym dzieci mogą samodzielnie coś wykonać, a co będzie jedyne i niepowtarzalne - opowiada Iwona, mama pięciorga dzieci, dodając, że czasem najlepsze okazują się proste i niedrogie rozwiązania. Podpowiada też, że fantastycznym prezentem mogą być również zabawki własnoręcznie wykonane przez rodziców czy dziadków, np. drewniane mebelki czy ubranka dla lalek. Sekret udanego prezentu jest przecież prosty − wystarczy odkryć zainteresowania własnego dziecka i pomóc mu je rozwijać. 

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mamo, tato, ja chcę dostać pod choinkę...
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.