Marzenie z dzieciństwa. Ile radości daje taka zabawa!
Sklepy prześcigają się z ofertami różnorodnych miniaturowych domków i namiotów dla dzieci. Nic w tym dziwnego - każdy pamięta, ile radości daje zabawa we własnej bazie. Sięgając po portfel przypomnijmy sobie również, że najprzyjemniejsze było samodzielne jej przygotowanie.
Dobrej jakości plastikowy lub drewniany domek przetrwa lata, może więc być podarunkiem kupionym dla pokoleń dzieci. Budowla wykonana własnoręcznie przez naszych potomków jest mniej trwała, ma jednak niepowtarzalny urok. Zostanie przygotowana według własnego pomysłu, dostosowana do konkretnej zabawy. Poza tym wszystkie próby projektowania, dobierania materiałów i ich łączenia rozwijają u dzieci kreatywność i zdolności manualne. Ewentualne katastrofy budowlane - dzięki naszej dyskretnej kontroli zupełnie nieinwazyjne - dadzą im natomiast do myślenia, wprowadzając je w twardy świat praw fizyki.
Wbrew pozorom brak trwałości jest również zaletą. Kiedy spółdzielnia "SamBud" uzna, że domek jest już nudny i zagraca przestrzeń publiczną, łatwiej będzie się go pozbyć. Koc się złoży, sznurek zwinie, poduszki zwróci Babci, a karton odda do recyklingu. Plastikowa rezydencja natomiast pozostanie - kto rozsądny wyrzuci na śmietnik świeżo co kupiony przedmiot wart półtora tysiąca złotych?
Jeśli nasze pociechy uwiły sobie swoje własne obozowisko w rogu ogrodu - mamy szczęście. Możemy zalec spokojnie na leżaku lub obrać ziemniaki, dziękując w duchu za cenny czas odpoczynku i starając się odegnać z głowy myśli o nieuchronnym sprzątaniu. Jeśli natomiast maluchy nie wyszły nigdy z podobną inicjatywą, spróbujmy choć raz je do tego zachęcić. Pierwszą budowę rozkręćmy wspólnie - rzućmy kilka pomysłów lub zakaszmy rękawy i ruszmy do roboty. Może się zdarzyć, że zaszczepimy bakcyl, który przynajmniej na jakiś czas odciągnie towarzystwo od komputera. A my odkryjemy, że z naszym Jankiem i Stasiem da się całkiem nieźle już porozmawiać.
W najprostszej domowej lub ogrodowej wersji bazę urządzimy przy pomocy koców lub prześcieradeł. Rozwiesimy je między meblami lub drzewami posiłkując się w razie czego linkami do prania i klamerkami (te, w przeciwieństwie do agrafek, nie kłują). Sprzymierzeńcem dla nas będą naturalne samotnie - przestrzeń pod stołem lub między krzakami porzeczek, które same w sobie częściowo osłaniają grupę zabawową.
Ten etap zachęca do tego, by poszaleć z wyobraźnią. U nas szczytem fantazji w doborze materiału okazał się pałac urządzony między oczekującymi na prace budowlane bloczkami styropianu, zadaszony przy pomocy kolorowego baseniku. Purystów zapewniam - styropian był dokładnie opakowany, więc niejadalny, a basenik dokumentnie pusty. Zasady BHP i ppoż zostały w pełni zachowane.
Jeśli w naszym ogródku nie mamy przez przypadek wysokich drzew, gęstych krzewów ani żadnych innych konstrukcji pionowych, szkieletem dla naszego domku może być nawet rozstawiana suszarka do prania. Aby się nie wywracała zbyt łatwo, warto ją oprzeć o ścianę i podrasować, obciążając jej nogi na przykład płaskim kamieniem ze skalniaka.
Bazy ekspresowe są dobre na jeden raz. Nic nie stoi też na przeszkodzie, by wykonać z dziećmi coś bardziej trwałego. Na naszej działce powstała kiedyś samowolka budowlana z drewnianych palet. Bardzo ekskluzywną i wytrzymałą rezydencję otrzymaliśmy również przerabiając ogromny karton po kupionej przez sąsiadów pralce. Arcydzieło miało dwuspadzisty dach z zamontowanym na nim kominem. W prawie-szklanych oknach (szybki z foliowych koszulek na dokumenty) wisiały firanki i zasłonki ze skrawków materiału. Na elewacjach dorobiono plakatówkami ramy okienne, płotek, a nawet malwy. Wewnętrzne ściany ozdobiono rysunkami mebli i ozdób ściennych - kształty naszkicowane pisakiem przez mamę zostały skrupulatnie pokolorowane przez najmłodszych. Starsi pomagali w tym czasie w papieroplastyce, obróbce tekstyliów i pracach elektrycznych (montaż pożyczonej z biurka lampki na klipsie).
Po uroczystym zawieszeniu wiechy można przystąpić do kolejnego etapu prac - urządzania wnętrza zgodnie z tematem zaplanowanej wcześniej zabawy.
Młodzież chce się przeistoczyć w mamę i ciocie? OK. Zaproponujmy im typowe wyposażenie mieszkania. Złożony koc stanie się tapczanem, poduszka fotelem. Kartonik po butach będzie łóżeczkiem lali, plastikowa składana skrzynka - szafą. Palniki kuchenki naszkicujemy na przykład na spodniej części pojemnika, w którym przechowywane są plastikowe talerzyki i warzywa. Pudełko lub szufladka już na zawsze będą zawierały w sobie spory potencjał - wystarczy je tylko opróżnić i odwrócić do góry dnem.
W projektowanym sklepie przyda się natomiast tekturowa kasa (sklejone mniejsze pudełka) wypełniona prawie prawdziwymi pieniędzmi. Mając to na uwadze dzieci będą musiały otworzyć wcześniej mini-mennicę wykorzystując do tego pradawną metodę tworzenia bilonu poprzez pocieranie kredką kartki, pod którą podłożono pieniążek. Przy uruchamianiu teatru będzie trzeba wydrukować natomiast bilety. W szkole przydadzą się ławki dla uczniów - rozłożone chusteczki higieniczne, oraz dziennik z ubiegłorocznego, niewykorzystanego do końca zeszytu. Chusteczki mogą również przydać się do utworzenia ciągu łóżek szpitalnych dla schorowanych misiów i zajączków.
Po odpowiedniej charakteryzacji nasza budowla będzie miała charakter etniczny lub stanie się rezydencją z konkretnej bajki. Do tipi przypniemy wycięte pióra, do igloo Eskimosa - białe prostokąty imitujące bloki skalne (zwykła kartka A4 w roli głównej). Pałac Księżniczki Elzy okleimy śnieżynkami wyciętymi z jakichkolwiek białych kartek, chatkę Baby Jagi - piernikami z papieru kolorowego. Od nas tylko zależy, czy bryła otrzyma tekturowe flanki czy foliowo-aluminiowe silniki na paliwo rakietowe.
Tworząc bazy w domu i ogródku można wykorzystać wszystkie domowe przydasie. Zupełnie inny rodzaj zabawy czeka nas, gdy postanowiliśmy założyć obozowisko w lesie. Pod ręką mamy tylko koc, ewentualnie jeszcze sznurek i scyzoryk. Wokół nas jednak rośnie lub próchnieje masa materiału budowlanego. Pnie, konary, gałęzie, patyki, patysie, pęczki igliwia i suche liście - tych eko-cegiełek jest zwykle tyle, że nie trzeba (nie wspominając już o tym, że nie wolno) uszkadzać żyjących drzew. Czasem wystarczy tylko wybrać odpowiednie miejsce w młodniku, by mieć gotowy szkielet ścian. Rosnące koło siebie sosenki wystarczy tylko połączyć długimi gałęziami, które do nich dowiążemy lub zamocujemy wykorzystując naturalne systemy mocowań, takie jak sęki i boczne gałązki. Na tych zaczątkach więźby dachowej wystarczy tylko ułożyć krokwie z mniejszych gałązek i nakryć wszystko dachówkami z suchych liści. Ewentualnie tym kocem, aby nam się na głowę butwiejąca materia nie sypała.
Jeśli znajdujemy się w prawdziwym, starym lesie, a nie w monokulturze sosnowej, będziemy musieli poradzić sobie bez rosnących rzędem słupów konstrukcyjnych. Podstawą może stać się wtedy samotne drzewo, do którego przymocujemy oparty o ziemię, mocny konar. Na tej ukośnej krokwi będziemy układać mniejsze gałęzie - ściany boczne. Indiańskie tipi damy radę zbudować nawet jeśli w lesie nie znajdziemy ani jednego drzewa (sic!). Wystarczą trzy dłuższe gałęzie związane w trójnóg i nakryte kocem. Dwa trójnogi połączone belką poprzeczną będą natomiast stelażem namiotu. A co zrobimy z trzech trójnogów? Jurtę?
Mając mnóstwo czasu do zagospodarowania - jest za zimno na kąpiele i dzieci marudzą, co to za głupi wyjazd - możemy pobawić się w tworzenie fachowo wyposażonego obozowiska. My kiedyś spędziliśmy w ten sposób okrągły tydzień. Nie tylko mieliśmy lodowatą wodę w jeziorze, ale również sypki piach na ścieżkach leśnych, skutecznie utrudniający jednemu z członków ekipy poruszanie się na wózku inwalidzkim. Całe szczęście mieliśmy też poradnik małego skauta. Podpowiedział nam, w jaki sposób zbudować harcerską suszarkę do odzieży, stojak na plecaki i buty, polową spiżarnię. Ułożyliśmy też ognisko i piekliśmy na nim cały nasz prowiant - kanapki, owoce, jogurciki. Co prawda nie można było rozpalić w nim ognia, ale może to nawet lepiej. Plastik z kubełków by się stopił.
Przy okazji prac ciesielskich zaliczyliśmy warsztat wiązania węzłów, uczyliśmy się alfabetu Morse’a, wykonaliśmy obozowy totem, obserwowaliśmy otaczającą nas przyrodę, utrwalając wrażenia w postaci kolekcji i zdjęć, malowaliśmy kamienie i tak dalej. Koniec końców dzieci były zawiedzione, że siedem dni już upłynęło i nie da się zrealizować reszty pomysłów z samouczka traperskiego. Trudno. Może jeszcze kiedyś będziemy mogli się nudzić…
DEON.pl poleca
AKTYWNI RAZEM - Ewa Świerżewska
Kochasz swoje dziecko nade wszystko, ale zdarza Ci się z sentymentem wracać do szalonych czasów, gdy nie byłaś jeszcze mamą/ nie byłeś jeszcze tatą? Chcesz być blisko dzieci, a równocześnie nie rezygnować ze swoich pasji? Ważne jest dla Ciebie, by spędzać z nimi czas w interesujący sposób, stymulując ich rozwój emocjonalny, intelektualny i fizyczny?
Ewa Świerżewska od lat jest wzorem dla wszystkich aktywnych rodziców. Ze swoimi córkami na rowerach przejechała wzdłuż i wszerz pół Europy, a na co dzień spędza z nimi czas w ciekawy i urozmaicony sposób, podejmując małe aktywności dostępne dla każdego!
I właśnie o takich prostych, wspólnych rodzinnych aktywnościach - kulturalnych, sportowych, rozrywkowych i kulinarnych jest ten unikatowy pomocnik. Zobacz, ile wspaniałych rzeczy można robić razem z dziećmi. Wystarczy chcieć i wyjść z domu!
Skomentuj artykuł