Matka Polka pracująca w domu a kobieta niezależna finansowo. Co na to społeczeństwo?
Zdrowy związek opiera się na szacunku bez względu na to, ile i czy w ogóle zarabiamy i jaki zawód wykonujemy. Nie ma w nim miejsca na konkurencję i nieakceptację. Poza tym nie żyjemy po to, by cokolwiek udowadniać.
Jednak… niezależna finansowo kobieta jest lepiej postrzegana przez społeczeństwo. Otoczona podziwem za zaradność w godzeniu domu z pracą, odbierana jest inaczej niż matki pracujące tylko w domu. Miałaś z pewnością okazję odczuć stosunek środowiska wobec ciebie, kiedy byłaś w roli pracującej i niepracującej mamy. Zawsze prędzej czy później pada pytanie - kiedy idziesz do pracy?
A ty odpowiadasz pośpiesznie - zaraz zaraz, czy ja nie pracuję w domu przy dzieciach? Mąż też pozytywniej ocenia wartość kobiety pracującej, ponieważ jest siłaczką dokładającą się do domowego budżetu i troszczącą przy tym o dzieci, choć nie jest to generalizacja.
Model małżeństwa polegający na utrzymywaniu rodziny przez jedną osobę - poza sytuacją zmuszającą kobietę do pracy w domu — nie jest zdrowy, gdy nie są zdrowi jego budowniczy. A ponieważ rzadko miłość małżeńska nie wymaga naprawy i przeróbek, problem pieniędzy i ich zarządzania jest nierzadko kością niezgody. W przypadku braku pracy ze strony kobiety, w sposób naturalny mogą narastać w związku bolesne dla strony zależnej finansowo dysproporcje, budujące schematy nieprzyjazne rozwojowi osobowemu.
Zależność i oparcie na osobie niezależnej materialnie czyni tę drugą w pewien sposób bezbronną i ubezwłasnowolnioną. Nawet w zdrowej relacji. Dlaczego? Konieczność proszenia o określone kwoty na potrzebne wydatki, tłumaczenie się, uzgadnianie może budzić frustrację kobiety niepracującej.
Czasem wystarczy niewiele kroków do ukształtowania się toksycznego mechanizmu dawcy i biorcy, kata i ofiary czy pasożyta vs zbawiciela. W takiej relacji o rozwoju osobowym trudno mówić, o szczęściu nie ma mowy.
Nawet subtelne odcienie takich patologicznych modeli mogą być dotkliwe dla kobiety. Jak temu przeciwdziałać? Ratuje nas Pismo Święte. Ktoś może twierdzić, że mąż tak trudzi się utrzymywaniem rodziny, że ma prawo wymagać od żony posłuszeństwa. A zatem może jej wydzielać pieniądze, mówić na co je przeznaczać, a tym samym myśleć za nią.
Biblia namawia do szacunku dla głowy rodziny. Uczyniła mężczyznę odpowiedzialnym za dom, co więc w tym złego? Ojciec owszem jest głową, ale nie władcą i ojcem swojej wybranki. Owszem ma prawo wymagać szacunku, ale tylko w kontekście miłowania żony całkowicie i całym sobą, tak jak miłuje własne ciało. Szacunek jeśli jest dobrze pojmowany, objawia się jako życzliwe i empatyczne odnoszenie do siebie, słuchanie siebie oraz docenianie wzajemnych wysiłków.
Nawet jeśli czujesz się bezpiecznie w modelu zależności od męża, pozostaje w tobie ludzka potrzeba niezależności. To dlatego stajesz się dorosły, by decydować o sobie. Owszem w małżeństwie razem je podejmujemy, ale przestrzeń wolności istnieje. Zdrowa relacja dąży do współzależności. Okazuje się jednak, że w małżeństwie twój bliski może potraktować cię znowu jak dziecko i dawać kieszonkowe rozliczając z oszczędności i sposobu wydatkowania. A ty na to pozwalasz.
W razie przekroczenia planu, kara. Czy to dobre dla związku?
Nie istnieje miłość bez wolności. Wolność jest jak tlen - przestrzeń własnych zmagań, problemów duchowych nie musi być przedmiotem debat małżeńskich. Mamy prawo do intymności i niezawisłych decyzji.
Czy brak zarobków ze strony kobiety automatycznie pozbawia ją potrzeby wolności, decyzyjności i niezależności? Znam pary, które świetnie realizują się w układzie — on pracuje i decyduje, ona jest w pełni zależna.
Prawdopodobnie ten mechanizm działa, dlatego że obie strony spełniają swoje potrzeby uczuciowe i materialne na co dzień, stawiając dobro małżonka ponad swoje.
Brzmi jak ideał? Jednak możliwy. Więc postawa miłowania żony jak siebie samego, chroni męża przed odbieraniem jej poczucia wartości. Związek małżeński to związek, gdzie małe "ja" ma swoje miejsce w ramach wielkiego "My". Stawiamy w nim dobro relacji i rodziny ponad własne. Dlatego związek buduje się na bazie słuchania i realizowania potrzeb, uprzedzając drugą stronę w dobru.
W takiej geografii więzi, opartej na szacunku do mężczyzny i miłowaniu kobiety można funkcjonować bez wielkich sporów. Zatem Biblijny szacunek dla męża, to odwrotność nakazu miłowania żony jak własne ciało. Związek nabiera tu odpowiednich proporcji, zdrowego kolorytu, bo altruizm matki uzupełnia altruizm ojca, głowy rodziny.
Granica pomiędzy byciem panem a partnerem, władcą domowego konta, a dawcą środków do życia jest niezwykle subtelna. Założenie, że skoro ja pracuję, to ja decyduję, ponieważ to moja osobista krwawica, jest szkodliwe dla spójności i harmonii w relacji. Przecież nie można zapomnieć, że praca kobiety w domu jest równie wyczerpująca i odpowiedzialna.
Powróćmy do pytania z początku. Dlaczego więc umniejsza się wychowanie dzieci względem zarobkowania poza domem? Dlaczego wartościuje się jakość obu zadań i ról jakie pełnimy? Dlaczego kobiety pracujące lepiej są odbierane? Pewnie dlatego, że w obecnym świecie pieniądze i niezależność to prestiż. Więc cenimy tych, którzy po ten luksus sięgnęli.
Mimo, to nie żyjemy by nas wielbiono i każdy człowiek jest godny szacunku, tym bardziej gdy wychowuje w domu dzieci. Miłość nie jest polem rywalizacji, klatką oczekiwań i wymagań w której gnieciemy się udowadniając sobie kto więcej dokonał i czyja praca ma większy sens.
Nie chwal dziecka za ładny obrazek >>
Nie da się wycenić jakości matczynych i ojcowskich wysiłków. Kochający mąż to nie bankomat czy księgowy rodzinnej firmy, której szefem sam się obwołał, a pod sobą ma biernych pracowników, wiernie spełniających jego polecenia, dzierżącym władzę nad kontem bankowym i nie uznającym poświęcenia i trudu kobiety-matki. Cały problem małżeństw, w którym istnieje brak szacunku dla kobiety niepracującej, wynika ze sporych braków wiedzy i uczuć, opiera się też na błędnym założeniu - zarabiający wykonuje tak ciężką pracę, że ma prawo wykorzystywać swą niezależność do dyrygowania żoną.
A przecież nie spisujemy kontraktu i nie ślubujemy sobie posłuszeństwa, tylko miłość i jest nią z pewnością bezwarunkowy szacunek, bez liczenia wartości naszego wkładu w budowanie rodziny.
Skomentuj artykuł