"Powiedziałam takiej pani z policji, że tata mnie uderzył. A przecież on to zrobił, bo byłam niegrzeczna"
Dużo wysiłku kosztuje nas, żeby nauczyć je, że mogą być beztroskie i uśmiechnięte. Że nie muszą być dorosłe - mówi kierowniczka Specjalistycznego Ośrodka dla Ofiar Przemocy w Rodzinie.
- Nie mogę się pogodzić, gdy dwuletnie dziecko niczego się nie domaga, nie oczekuje, nie sygnalizuje żadnych swoich potrzeb. To tak nienaturalne. Tak bardzo świadczy o tym, że wytresowano je, żeby nie robiło problemów, bo zostanie ukarane. Więc to są ciche i potwornie smutne dzieci. Dużo wysiłku kosztuje nas, żeby nauczyć je, że mogą być beztroskie i uśmiechnięte. Że nie muszą być dorosłe - mówi w wywiadzie dla Wysokich Obcasów Iwona Karaś, kierowniczka Specjalistycznego Ośrodka dla Ofiar Przemocy w Rodzinie.
Specjalistka opisuje, że kobiety trafiają do ośrodka dopiero po reakcji kogoś z zewnątrz. Zaznacza, że same często nie przyznają się do tego, że są doświadczone przemocą, dzieci też o tym nie mówią. Ale, jak podkreśla, w końcu sprawa wychodzi na jaw - dzięki nauczycielowi, który zwrócił uwagę na przykład na dużą lękliwość dziecka albo dzięki sąsiadom, którzy zareagowali na krzyki za ścianą i zadzwonili na policję. Ekspertka zauważa też, że przez lata sytuacja uległa poprawie i coraz więcej osób przełamuje się i nie ignoruje awantur, decyduje się wtrącić, dzięki czemu jest szansa na pomoc.
Z drugiej strony opowiada też historię jednej z mieszkanek ośrodka, dwudziestodwulatki z dzieckiem, która uciekła od przemocowego partnera, agresywnego i nadużywającego alkoholu. Przytacza jej relację: "leżałam odwrócona w stronę wersalki i jedyne, o czym myślałam, to żeby chronić twarz przed ciosami i kopniakami". "O wszystkim dobrze wie matka jej partnera. Ona z jednej strony próbowała tę dziewczynę wspierać, ale z drugiej - robiła wszystko, żeby ona pozostała przy jej synu. »Daj mu szansę. On się zmieni. Dziecko powinno mieć ojca«. A na dodatek to dziecko biegło w ramiona tatusia. 22-latka kilka razy próbowała uciekać, ale zawsze wracała, bo partner obiecywał, że nie będzie bił. Wreszcie zgłosiła się do nas. »Bo się bałam, że on mnie w końcu zabije«" - opisuje.
Podkreśla też, że mimo iż rola świadka nie jest łatwa i przyjemna, wymaga także przełamania własnego oporu, to jednak trzeba reagować. "Można zadzwonić na policję. Albo do ośrodka pomocy społecznej. Nawet jeśli jest to zgłoszenie anonimowe, pracownicy socjalni i funkcjonariusze mają obowiązek sprawdzić, czy pod wskazanym adresem nie dzieje się coś niepokojącego" - podpowiada.
Skomentuj artykuł