Prześladowani. Kiedy dzieciństwo staje się piekłem
Przez ostatnie pięć lat aż sześciokrotnie wzrosła liczba młodych, którzy jako przyczynę swojej próby samobójczej podawali problemy szkolne. A nawet jeśli dzieci nie sięgną po najbardziej dramatyczne rozwiązanie, w najlepszym wypadku staną się niedojrzałymi i zagubionymi dorosłymi.
W nocy nie spał. Przepocił całą piżamę. Wiedział, że jak powie rano, że boli go brzuch, mama pozwoli mu nie iść do szkoły. Nawet ojca przekona, że dziecko przecież chore i do szkoły posyłać go nie będzie. "Jakie chore, jakie chore? Znowu wydziwia, leń jeden". A jednak będzie mógł zostać. Mama zmierzy gorączkę, da lekarstwa. Nie zapyta, czy naprawdę boli. Wie, że nie, ale nie ma odwagi pytać. On z kolei nie ma odwagi mówić. Milczą, gdy ona gotuje mu rosół.
*
Wracała do domu przerażona. Wiedziała, że gdy ojciec zobaczy na świadectwie czwórkę zamiast piątki, będzie lanie. Mogła jedynie zapanować nad tym, ile pasków odliczy - jeśli będzie grzeczna i przyzna mu rację, dostanie dziesięć na tyłek w spodniach. Jeśli będzie wierzgać i twierdzić, że to wina nauczyciela, będzie musiała ściągnąć spodnie i liczyć do trzydziestu. Do dziś pamięta dźwięk otwieranej szafy i uderzanie klamr pasków o drzwi. I te głuche kilka sekund ciszy, gdy wybierał, czym dzisiaj będzie bił.
*
Była nowa w klasie, więc bała się, czy ją polubią. Usiadła w niezajętej ławce, lecz wychowawczyni przesadziła ją do pierwszej. Pamięta, jak spłonęła rumieńcem, gdy nauczycielka przedstawiła ją na forum całej klasy. Była pewna, że wszyscy patrzą i się śmieją. Ucieszyła się, gdy jakaś koleżanka dosiadła się do niej i zapewniła ją, że się nią zajmie. To wtedy po raz pierwszy usłyszała: "Świstak, świstak!" i rechot grupy chłopców siedzących z boku. To była jej trzecia szkoła. W każdej śmiali się z jej zębów.
*
Grupki. Nie należał do żadnej. Bardzo mu zależało, ale nigdzie nie chcieli go przyjąć. W każdej szkole szybko stawał się kozłem ofiarnym, choć był zwyczajnym chłopakiem. Gdy trafiał do nowej, robił wszystko, by go polubili. Z tymi, którzy wyśmiewali się z innych, wyśmiewał. Z tymi, którzy grzecznie chodzili na każdą lekcję, też chodził. Z wagarowiczami wagarował. A jednak nikt go nie lubił. Gdy nadchodziły wakacje, tata pytał: "Czemu nie zaprosisz kolegów?". Było mu wstyd, więc mówił, że wyjechali. Ojciec się wściekał: "Zrób coś, na pewno twoi koledzy robią coś fajnego". Tak, na pewno robili coś fajnego. Nie wiedział więc, co z nim nie tak.
*
Najgorzej było na przerwach - wydawało się jej, że ją śledził. To była wielka szkoła, mnóstwo zakamarków. Unikała piwnicy i bocznych klatek schodowych, bo tam ryzyko było największe. Ale i tak ją znajdował, nawet w największych korytarzach, i całym ciałem przytwierdzał do ściany. Nie była pewna, czy będzie ją bił, czy całował. Bała się tak czy siak. Ludzie przechodzili obok, ale nikt nie reagował. Niektórzy się śmiali, ci bardziej przestraszeni odwracali wzrok. Potem, gdy wracała do domu, chciała opowiedzieć mamie, ale nie wiedziała jak. Wieczorami pisała wiersze i wkładała do szuflady przy łóżku. Nie rozumiała, czemu tak bardzo nie chce jej się żyć.
*
"Śmierdzi Ci z ryja, debilu!", "Twoja stara to blachara!", "Pedał, ciota!". Słyszał to codziennie. Gdy coś zrobił nie tak, ale też bez powodu, gdy na przerwie spokojnie siedział pod ścianą i jadł kanapkę. Mama owijała ją w kolorowe serwetki i zawsze pisała jakiś liścik. "Uśmiechnij się!", "Dziś będzie dobry dzień!", "Uwierz w siebie!". Wkurzało go to, ale nie miał serca jeszcze w drodze do szkoły się tego pozbyć. Więc odwijał swoją kanapkę z kolorowych serwetek, a oni wołali: "Ciota! Mamusia ci kanapeczki zawija w pedalskie serwetki!". Potem było mu niedobrze. Gdy nie widzieli, szedł do łazienki i wkładał palce do gardła. W końcu znaleźli go martwego w lesie. Nie zostawił liściku.
Przeczytaj też: "Połamałaś mnie mamo, to się nie zrośnie. Ale i tak Cię kocham". Poruszający list dorosłej córki do surowej matki >>
Zapaść służby zdrowia psychicznego
Rozmaite statystyki pokazują, że ofiarą prześladowań szkolnych może padać od 10 do 30% uczniów. Wyśmiewanie, obsadzanie w roli kozła ofiarnego, obrażanie, przemoc fizyczna czy seksualna to potężne stresory dla młodych ludzi. Nie wiadomo, ilu z nich dodatkowo pochodzi z rodzin dysfunkcyjnych - takich, w których ojciec pije, matka jest zimna i obojętna lub rodzice po prostu się rozwodzą (niezmiennie od kilku lat ponad 1/3 małżeństw w Polsce się rozpada).
Do tego może również dojść przemoc fizyczna czy molestowanie seksualne ze strony członków rodziny, a nawet cyberprzemoc. Szerzy się też stosunkowo nowe zjawisko uzależnień od internetu i komórek, nie mówiąc już o starym jak świat, lecz niezwykle popularnym w naszym kraju korzystaniu z używek (wg badań jedynie 9% nastolatków w wieku 15-19 lat nigdy nie piło, nie ćpało i nie paliło). Dziecko naszych czasów narażone jest na szereg bodźców i stresów, których jego niewykształcony mózg nie potrafi przetworzyć. Jest zbyt małe, by znieść napór tego typu wydarzeń, nie ma wystarczającej psychicznej odporności ani strategii radzenia sobie w trudnych sytuacjach.
Jeżeli więc dziecko ze swoimi problemami nie może liczyć na rodziców ani na szkołę, ani tym bardziej na samego siebie, to na co może liczyć? Może chociaż na lekarza czy psychologa? Nic bardziej mylnego - stan służby zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży leży w gruzach. Brakuje specjalistów psychiatrii i psychoterapii dziecięcej, w niektórych miejscach nastolatkowie po próbach samobójczych muszą leżeć w korytarzach szpitali psychiatrycznych, bo nie ma dla nich miejsc w salach. W "depresyjnym" okresie roku pomiędzy październikiem a kwietniem zapotrzebowanie na miejsce w szpitalu rośnie, a chętni muszą czekać nawet kilka miesięcy na przyjęcie. Zdarzają się nawet tak absurdalne sytuacje, że dziecko z południa Polski kierowane jest na oddział na północy, bo tylko tam jest dla niego miejsce. Od kilku lat głośno mówią o tym psychiatrzy, ordynatorzy szpitali, terapeuci zatroskani o dobro młodych. Głos ten chyba jednak nie jest zbyt wyraźnie słyszalny, bo sytuacja od lat jest coraz gorsza.
Najgorszy scenariusz?
Jaki jest najgorszy możliwy scenariusz tego dramatycznego stanu rzeczy? Nie musimy się domyślać, on realizuje się na naszych oczach. Z badań Eurostatu przeprowadzonych w 2014 roku Polska jest drugim krajem w Europie pod względem ilości samobójstw dzieci i nastolatków - wyprzedzają nas jedynie Niemcy. W 2017 roku aż 702 osób w wieku 13-18 lat podjęło próbę samobójczą (w 2013 roku było to jedynie 348 osób), która w 116 przypadkach zakończyła się śmiercią. Sprawa nie ma się również dobrze w przedziale wiekowym 7-12 lat - w roku 2017 aż 28 dzieci próbowało się zabić, co stanowi trzykrotnie wyższą liczbę, niż w 2013 roku. Pocieszające jest chociaż to, że w tej grupie wiekowej stosunkowo rzadko próby samobójcze są skuteczne. Ostatecznie jednak w obiegowej opinii statystyki i tak nie mówią całej prawdy - przyjmuje się, że samobójstw wśród nieletnich jest więcej, lecz część z nich po prostu nie jest zgłaszana.
Na przestrzeni ostatnich pięciu lat aż sześciokrotnie wzrosła liczba młodych, którzy jako przyczynę swojej próby samobójczej podawali problemy szkolne. Wachlarz takich problemów jest ogromny - prześladowanie czy przemoc, problemy z nauką i stres związany z oczekiwaniami stawianymi uczniowi, rozczarowania w pierwszych miłosnych relacjach, zły stosunek nauczyciela do dziecka. Jeśli o tym wszystkim dziecko nie może porozmawiać z rodzicem w domu lub ze szkolnym psychologiem (bo do tych ustawia się kolejka lub dziecko zbyt wstydzi się reakcji rówieśników, by zgłosić się po pomoc), dziecko spada po równi pochyłej własnej, kruchej jeszcze emocjonalności, a w akcie desperacji może sięgnąć nawet po ostateczne rozwiązania.
Przeczytaj też: "Klapsy mogą prowadzić do problemów psychicznych w dorosłości". Najnowsze badania dają do myślenia >>
Co możemy zrobić?
Oczywiście, problem jest wielokrotnie złożony. Gdy mówimy o problemach dziecka, jak na dłoni zaczynamy widzieć problemy rodziny, systemu edukacji, służby zdrowia, a w końcu całego społeczeństwa i kraju. Gdy popchnie się jeden klocek domina, sypie się cała budowla, a jeden pociągnięty sznurek wprawia w ruch całą konstrukcję. Dlatego problemem dziecka w sposób najwłaściwszy zajmiemy się począwszy od okazywania mu miłości i wsparcia w rodzinie, skończywszy na politycznym, ekonomicznym i społecznym namyśle nad stanem podstawowych struktur, w których dziecko spędza większość swojego życia, takich jak rodzina czy szkoła. Być może obecny moment to ostatni dzwonek, by zacząć to robić - nawet jeśli młodzi ludzie nie sięgną po dramatyczne rozwiązanie, jakim jest samobójstwo, to w najlepszym wypadku staną się niedojrzałymi i zagubionymi dorosłymi, których problemy emocjonalne, psychiczne, relacyjne i zawodowe odbiją się na mapie całego naszego społeczeństwa.
Maria Krzemień - psycholog chrześcijański, psychoterapeuta, trener, autorka projektu Żyj po Bożemu. Prowadzi autorskie warsztaty i psychoterapię indywidualną oraz wspiera ludzi na drodze integralnego rozwoju psychicznego i duchowego.
Skomentuj artykuł