Dziś prawdziwych fachowców już nie ma...

Trzeba zacząć od pracy od podstaw w gimnazjach i pokazania uczniom dzisiejszego wizerunku absolwenta zawodówki (fot. yasuhiro / flickr.com)
Ewa Piłat / slo

Od ćwierć wieku nie kształci się w Polsce dekarzy, a stara kadra wkrótce odejdzie na emeryturę. Między 3,5 a 5,5 tys. zł brutto może zarobić wykwalifikowany dekarz. Mimo atrakcyjnych zarobków, nie ma chętnych do zawodu. Szkoły przestały przygotowywać budowlańców w tej specjalności. Ich miejsce zajęli domorośli "fachowcy", którzy kształcą się na budowach i często psują markę dekarzom z dyplomami i certyfikatami.

Uruchomienie pierwszej klasy dekarskiej zapowiedziano w Łodzi; 30 uczniów rozpocznie w niej naukę od przyszłego roku szkolnego. Także w Krakowie mają zacząć działać klasy uczące blacharzy-dekarzy.

- Firmy zrzeszone w stowarzyszeniu Małopolski Dekarz natychmiast zatrudniłyby 30 absolwentów - deklaruje Grzegorz Adamski, wiceprezes stowarzyszenia i członek Zarządu Małopolskiego Cechu Rzemiosł Budowlanych. - Od dawna apelujemy o zmiany w systemie edukacji. Jesteśmy nawet gotowi wziąć na siebie ciężar praktycznego kształcenia uczniów. De facto od ćwierć wieku nie kształci się w Polsce dekarzy. Stara kadra wkrótce odejdzie na emeryturę. Nie będzie miał kto naprawić dachu ani przekazać praktycznej wiedzy młodym.

DEON.PL POLECA

Trzydziestu absolwentów nie wydaje się oszałamiającą liczbą, dla której należałoby podjąć zmiany systemowe w dziedzinie kształcenia kadr budowlanych. Jednak takie zapotrzebowanie na młodzież zgłasza tylko jedno stowarzyszenie, skupiające 25 renomowanych firm dekarskich. W całej Małopolsce działa ponad 1000 podmiotów gospodarczych z dekarstwem w nazwie. W ilu z nich pracują prawdziwi fachowcy? Kiedyś Małopolska była dekarskim zagłębiem Polski. Tu kształcono najlepszych blacharzy-dekarzy, a klasą samą dla siebie była Zasadnicza Szkoła Budowlana w Bochni. Dziś w nielicznych budowlanych szkołach zawodowych kształci się głównie monterów instalacji sanitarnych. Dekarzy - wcale. Można natomiast uzyskać dyplom czeladnika po 3-letniej nauce u mistrza.

- Wszyscy pracodawcy skupieni w stowarzyszeniu mają uprawnienia pedagogiczne i mogą kształcić czeladników. Ja mam czterech uczniów, w tym trzech dorosłych, przekwalifikowujących się do tego zawodu. Młodzież się nie garnie. Brakuje promocji dekarstwa, które dawno już powinno przestać kojarzyć się z lepikiem i papą - mówi Grzegorz Adamski. Wiceprezes stowarzyszenia Małopolski Dekarz w Cechu Rzemiosł Budowlanych jest jednym z egzaminatorów. O zastraszającym braku kwalifikacji w małopolskich firmach dekarskich świadczy liczba osób przystępujących do egzaminów: 4-5 rocznie ubiega się o dyplomy czeladnika w zawodzie blacharz-dekarz, a średnio jedna stara się o papiery mistrzowskie. Gdzie zdobywają wiedzę pracownicy licznych firm dekarskich - można się tylko domyślać. Nawet jeśli zatrudniają one absolwentów szkół budowlanych ze specjalnością blacharz-dekarz sprzed lat, to czy ich wiedza nie jest już anachroniczna?

- Dziś już nie ma strychów, po których hulał wiatr i gdzie suszyło się pranie. Dach stał się sufitem domu. Między pokryciem dachu a tynkiem sufitów znajduje się 25-30-centymetrowa warstwa, którą dekarz musi wykonać zgodnie ze sztuką. W niej mieści się strefa paroszczelna, ocieplenie, strefa paroprzepuszczalna i szczelne pokrycie. Jakikolwiek błąd w obliczeniach, a potem w wykonawstwie będzie drogo kosztował klienta. To już nie naprawa dachu. To ruina domu, ingerencja w sypialnie, które zazwyczaj mieszczą się na poddaszach, łazienki, zdjęcie okien dachowych, pokrycia i bałagan naokoło domu. Nie znając nowych technologii, można narobić problemów właścicielowi domu - przestrzega Grzegorz Adamski. Tę opinię potwierdzi wiele osób, które naraziły się na koszty związane z ponownym osadzaniem okien dachowych, złym położeniem poszycia, a jeszcze częściej obróbek blacharskich. Do naszej redakcji dzwoniła nawet zrozpaczona Czytelniczka, której firma położyła folię paro przepuszczalną... odwrotnie.

Mniejsze straty dotyczą domów jednorodzinnych, ale mamy w Polsce mnóstwo starych obiektów, które co jakiś czas wymagają modernizacji. Firma Grzegorza Adamskiego zakończyła właśnie prace na dachu kaplicy Wazów na Wawelu, a wcześniej wymieniła dach w kościele Mariackim. - To są inwestycje robione raz na kilkadziesiąt lat. Tyle muszą wytrzymać, dlatego nie można sobie pozwolić na błędy. Jeśli nie będziemy kształcić prawdziwych fachowców, to za kilka lat profesjonalistów do naprawy dachu na Wawelu będziemy ściągać z Niemiec. Tam szkolnictwo zawodowe ma się znakomicie - podkreśla właściciel firmy.

- Wina tkwi nie tyle w systemie kształcenia, co w mentalności i ambicjach rodziców młodych ludzi i złej opinii przypisanej zawodówkom - uważa Marek Filipczyk, dyrektor Centrum Kształcenia Praktycznego w Krakowie. - Gimnazjaliści traktują szkołę zawodową jako szkołę negatywnego wyboru. Tymczasem proces technologiczny jest tak zaawansowany, że do pracy np. w zawodzie blacharza-dekarza potrzeba coraz mniej siły fizycznej, a coraz więcej intelektu.

Działające od 1996 r. Centrum Kształcenia Praktycznego organizuje kursy i szkolenia umożliwiające zdobycie praktycznych umiejętności zawodowych m.in. w różnych specjalnościach budowlanych. Zapewnia także możliwość uzyskania państwowych certyfikatów potwierdzających zdobyte uprawnienia i kwalifikacje. Dyrektor Filipczyk nie przypomina sobie egzaminów dla blacharzy-dekarzy. Umiejętności kładzenia poszycia dachowego, krawędziowania, operacji blacharskich nabyło natomiast 20 uczniów, którzy wzięli udział w finansowanym z funduszy Unii Europejskiej 60-godzinnym kursie "Wykonywanie prac blacharsko-dekarskich" w zakończonym projekcie "Złota rączka na rynku pracy". Czy jednak będą z nich korzystać?

Z deficytu fachowców różnych specjalności doskonale zdają sobie sprawę specjaliści w Wojewódzkim Urzędzie Pracy, a także organy prowadzące placówki edukacyjne. Dlatego w Krakowie w przyszłym roku szkolnym w szkołach zawodowych mają zostać uruchomione klasy kształcące uczniów w kierunkach zamawianych. Listę 11 deficytowych zawodów otwiera blacharz-dekarz. Najlepsi uczniowie będą mogli liczyć na stypendia.

- To dobry pomysł, ale na siłę nic się nie da zrobić. Organ prowadzący prawdopodobnie nie uruchomi klasy dla siedmiu dekarzy. Trzeba zacząć od pracy od podstaw w gimnazjach i pokazania uczniom dzisiejszego wizerunku absolwenta zawodówki. Nie brudnego robotnika, ale wykształconego pracownika korzystającego z nowych technologii i nowoczesnych narzędzi. Dobrze zarabiającego i nie frustrującego się bezrobociem - uważa dyrektor Marek Filipczyk. - Taką akcję podjęło już Ministerstwo Edukacji Narodowej, modernizując kształcenie zawodowe i ustawiczne oraz uruchamiając projekt "Szkoła zawodowa szkołą pozytywnego wyboru". Trzeba zmienić postrzeganie zawodówek.

Źródło: Kto naprawi nasze dachy?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziś prawdziwych fachowców już nie ma...
Komentarze (6)
M
maciers
20 marca 2015, 11:43
Powiem tak... szukałem kilka dni temu wykonawców pod remont, rozmawiałem z wieloma wykonawcami z [url]http://wiak-trade.pl/[/url] i tak na prawdę mam wrażenie, że większość zapomniała na czym polega działalność gospodarcza i na co zwracać uwagę. Zero jakości, po prostu kolejny klient i tyle.
Sebastian D
16 kwietnia 2011, 21:21
"Racja, tu jest kwintesencja sprawy: "Trzeba zacząć od pracy od podstaw w gimnazjach i pokazania uczniom dzisiejszego wizerunku absolwenta zawodówki. Nie brudnego robotnika, ale wykształconego pracownika korzystającego z nowych technologii i nowoczesnych narzędzi. Dobrze zarabiającego i nie frustrującego się bezrobociem." " A czy nie zadał sobie nikt pytania, że problemem jest cały system szkolnictwa i przymus chodzenia do szkoły? Kiedyś młody człowiek szedł na czeladnika, a nie do szkoły i od pierwszego dnia uczył się zawodu, a nie jakiś rzeczy, które się mu do niczego nie przydadzą. Teraz to ludzie kończą studia i nic nie umieją i nie mają doświadczenia. Moim zdaniem problem w tym, że wmówiono ludziom, że można przeczytać kilka książek i już coś się wie i można być choćby managerem. A tak naprawdę jeśli się nie ma się doświadczenia w czymkolwiek to nie wie się na ten temat nic. Może by tak pomyśleć i oprzeć system szkolnictwa nie na jakiś z góry narzuconym systemie przez Ministra jakiegoś tam, tylko dowolność programowa. Najlepiej znieść ministerstwo edukacji i po problemie.
Tess S
20 grudnia 2010, 11:56
Kształcenie zawodowe upadło podczas reformy szkolnictwa. Pozamykano szkoły zawodowe a pozostawiano głównie licea. Szkoda, bo dzisiaj mamy własnie brak dobrych hydraulików, dekarzy czy innych specjalistów. Mam też wrażenie, że jakby zanika odpowiedzialnośc za działalność usługową. Ktoś kto kompletnie nie zna się na sztuce kulinarnej otwiera restaurację. Ktoś nie mający pojęcia o malowaniu, tapetowaniu czy kładzeniu kafelek robi z siebie szpeca od remontów, a znalezienie fachowca od naprawy sprzetu AGD to już marzenie. Najwyższa pora by to zmienić otwierając na nowo szkoły zawodowe i technika. A czy warto martwić się o kandydatów do tych szkół? No cóż... jeśli będzie mniej liceów to część uczniów znowu zacznie brać pod uwagę możliwość uczenia się w innego rodzaju szkół.
K
Kuba
20 grudnia 2010, 10:53
Racja, tu jest kwintesencja sprawy: "Trzeba zacząć od pracy od podstaw w gimnazjach i pokazania uczniom dzisiejszego wizerunku absolwenta zawodówki. Nie brudnego robotnika, ale wykształconego pracownika korzystającego z nowych technologii i nowoczesnych narzędzi. Dobrze zarabiającego i nie frustrującego się bezrobociem." Proponuję jeszcze naukę szcaunku do pracy!
R
R
20 grudnia 2010, 09:31
To wina mediów. Nie pokazuje się w nich fachowców, tylko idiotów po Prywatnych Wyższych Szkołach Czytania ze Zrozumieniem. I każdy chce być takim, co żyje z gadania. Co nie znaczy, że nie istnieją wysokowykfalifikowani fachowcy po dobrym ogólniaku i porządnej Politechnice. Pracy dla inzynierów jest jak mrówków.
20 grudnia 2010, 09:26
Problem nie tylko dekarzy. Dziś większość nastolatków rodzice kierują do ogólniaków, nawet jeśli dzieciak sobie z trudem radzi w szkole. Nie mam dokładnych danych, ale kiedyś do liceów ogólnokształcących szedł znacznie mniejszy procent młodzieży, pozostali uczyli się w liceach zawodowych, technikach i szkołach średnich zawodowych. A przecież można się spodziewać, że w każdym pokoleniu uzdolnienia są rozdzielane mniej więcej w tych samych proporcjach. Potem po ledwo zdanej maturze tacy młodzi ludzie idą na płatne studia licencjackie, gdzie dochrapują się papierka z "Wyższej Szkoły Wszystkiego Po Trochu", po czym nie mogą znaleźć pracy, bo nic konkretnego nie potrafią.   A przecież jest tyle ciekawych, wcale nie nudnych zawodów. I w dodatku gwarantujących zatrudnienie i niezłe zarobki.