Gdy nasi rodzice się starzeją, powinniśmy odpowiedzieć sobie na siedem pytań

Gdy nasi rodzice się starzeją, powinniśmy odpowiedzieć sobie na siedem pytań
Fot. Depositphotos
Logo źródła: Wydawnictwo W Drodze Annie Beauducel, Claude Beauducel

Proces starzenia się naszych rodziców może rodzić poważne wyzwania. Trzeba wówczas rozeznać, na czym ma polegać nasza rola oraz odnaleźć odpowiedni dystans wobec rodziców. Pomocne w tym rozeznawaniu będzie siedem pytań, na które możemy odpowiedzieć sami lub jako para, zależnie od naszej sytuacji.

Rozeznawać, by się nie wyczerpać

Gdy nasi rodzice się starzeją i potrzebują pomocy, dobrze wiemy, że coś się zmieni w naszym życiu, że nasz harmonogram pewnie zostanie jakoś zaburzony… Trzeba jednak rozeznać, na czym właściwie ma polegać nasza rola oraz odnaleźć odpowiedni dystans wobec rodziców. Nadal mamy swoje życie osobiste. Powinniśmy chronić czas dla samych siebie, dla naszej rodziny, na nasze przyjemności…, w przeciwnym razie ryzykujemy wyczerpaniem się. Każdy musi więc znaleźć jakiś rytm właściwy dla siebie.

Pomocne w tym rozeznawaniu będą poniższe pytania, na które możemy odpowiedzieć sami lub jako para, zależnie od naszej sytuacji:

DEON.PL POLECA

  • Czego potrzebują moi rodzice? Czy zwykłych odwiedzin, pomocy materialnej, pomocy w transporcie, w drobnych, konkretnych sprawach do załatwienia, a może pomocy bardziej regularnej, tego, by nie spędzać samotnie niedzieli, widywać się z wnukami…?
  • Co mogę im dać? W jakich kwestiach mogę zwrócić się o pomoc do innych albo skorzystać z profesjonalnych usług?
  • Jaką ilością czasu dysponuję w tygodniu, w miesiącu?
  • Ile więcej czasu mogę wygospodarować, nie szkodząc przy tym mojej relacji z małżonkiem i z dziećmi?
  • Co jestem w stanie dać, a czego nie dam rady zrobić? Na przykład: jestem gotowy zapraszać rodziców do mnie na jakiś posiłek, ale nie w każdą niedzielę; mogę iść do nich z wizytą, ale nie na obiad.
  • Czy odpowiadam na jakieś wyrażone albo domniemane oczekiwanie, czy też podjąłem tę decyzję w sposób wolny?

Chodzę do mojej matki raz w tygodniu, taki rytm wydał mi się możliwy do realizacji, chociaż zdarzają się sytuacje wyjątkowe i jakieś konkretne, pilne potrzeby (Anne).

Moi rodzice od dawna mieszkają w Normandii, a moi bracia i ja nie mieszkamy blisko nich. Kiedy zdrowie mamy zaczęło się pogarszać, miałam wiele różnych aktywności u siebie w Paryżu i nie bardzo mogłam sobie wyobrazić, jak mogę być bardziej obecna. Często dzwoniłam, ale pewnego dnia zrozumiałam, że odtąd muszę bardziej zająć się mamą. Zdecydowałam więc, że będę jeździć na jeden dzień w tygodniu i opiekować się nią, żeby tato nie czuł się osamotniony w dźwiganiu jej choroby, a przede wszystkim, żeby mógł się trochę oderwać od obowiązków i pójść pograć w brydża (to jego pasja!). I tak się działo przez wiele lat… Spotykałam rodziców na mszy, na którą chodzili bardzo często w tygodniu, potem jedliśmy razem lunch i tato szedł do swoich przyjaciół. Wyjeżdżałam około siódmej wieczorem. To prawda, że te powtarzane co wtorek podróże męczyły mnie (dwie godziny rano i dwie godziny wieczorem). Poza tym ciężko było rozmawiać z mamą; chwilami mnie nie rozpoznawała. A jednak byłam szczęśliwa, że robię to "trochę", żeby odciążyć tatę i wyrazić mamie moją wdzięczność, ponad słowami… To była ogromna różnica widzieć, jak mama, niegdyś tak piękna, inteligentna, głęboka, silna i kochająca, stopniowo traci swoje władze umysłowe. Trzeba więc było mówić do niej z wielką łagodnością… I po prostu z nią być (Madeleine).

Powinniśmy rozeznać swoją dyspozycyjność i przedefiniować nasze priorytety. To jasne, nasi rodzice są w podeszłym wieku i musimy się nimi zająć. Ten nowy etap w ich życiu może wymagać od nas zmian w harmonogramie i ulubionych zajęciach, przeorganizowania trybu życia (weekendów, wakacji) pod kątem tej nowej sytuacji. To wszystko jednak nie może się odbywać kosztem naszych obowiązków, a więc pracy, koniecznych spraw codziennych oraz zobowiązań (w przypadku par - wobec małżonka i dzieci).

Podział zadań między rodzeństwem

Jeżeli mamy rodzeństwo, należy wziąć pod uwagę wszystkich braci i siostry, a także uważać, by nie ustanowić siebie zbyt szybko jedyną osobą odpowiedzialną za naszych rodziców.

W niektórych rodzinach zdarza się często, że niezamężna córka poświęca się ciałem i duszą swoim rodzicom aż do kresu ich dni, albo że część dzieci, bardzo oddanych, bierze na siebie całą sytuację związaną z rodzicami, mimo że reszta rodziny również mieszka w pobliżu. Pozostali bracia i siostry pozwalają na to, bo przecież taki układ ich urządza. Jednak podział zadań nie jest wówczas sprawiedliwy.

Ta osoba, która dużo pomaga rodzicom, robi to być może w nadmiarze, sądząc, że tego się od niej oczekuje. Grozi to tym, że zajmie całą przestrzeń i nie pozwoli innym się zaangażować. A może będzie się czuła ofiarą: "To ja wszystko robię!", tylko że sama narzuciła sobie takie brzemię. Wtedy na pewno trzeba podjąć refleksję, żeby trochę odpuścić i zaufać pozostałym osobom. Można przecież podzielić się zadaniami według posiadanych przez każdego kompetencji.

Gdy mój ojciec zaczął tracić pamięć, mama była coraz bardziej zaniepokojona, a my, pięcioro ich dzieci, zrozumieliśmy, że nasi rodzice teraz naprawdę potrzebują naszej pomocy.

Wszyscy zgodnie zadecydowaliśmy, że zrobimy, co w naszej mocy, aby rodzice do końca życia pozostali w swoim domu, a my będziemy czuwać nad ich dobrostanem i wsłuchiwać się w ich potrzeby.

Trzeba było się zorganizować, dlatego postanowiliśmy spotykać się regularnie i wspólnie zastanawiać nad sprawami życia codziennego rodziców, a także podejmować konieczne decyzje. Tak się opatrznościowo złożyło, że przez te trzy lata towarzyszenia naszemu ojcu wszyscy pięcioro mieszkaliśmy w tym samym regionie, co szczęśliwie ułatwiło nam organizację: dwóch moich braci przeprowadziło się tu ze względów zawodowych, a ja przeszłam na emeryturę, co dało mi większą dyspozycyjność.

Tak więc rozdzieliliśmy między siebie odwiedziny w ciągu tygodnia, podczas weekendów i wakacji, a także podzieliliśmy się zadaniami administracyjnymi według kompetencji każdego z nas.

Tato stopniowo przechodził od samodzielności do coraz większej zależności, a w ostatnich miesiącach życia musiał się przenieść z fotela na łóżko. Na bieżąco znajdowaliśmy osoby niezbędne do zaspokojenia jego potrzeb: pomoc domową, opiekunkę, osobę czuwającą w nocy, panią do towarzystwa… Wokół moich rodziców wytworzyła się cała sieć relacji, kochającej i czujnej obecności tych, którzy czuwali nad tatą i zabezpieczali mamę. To było prawdziwe rodzinne przedsięwzięcie, które wzmocniło naszą jedność między braćmi i siostrami! (Annie)

Córki i synowie: specyficzne i komplementarne rodzaje wsparcia

Często w rodzinach odkrywamy, że córki i synowie nie mają takiej samej relacji towarzyszenia i że nie są po prostu "wymienni" w stosunkach z rodzicami. Mężczyzna generalnie łatwiej pomyśli o jakichś praktycznych rozwiązaniach dotyczących urządzenia pokoju swojej matki albo o przyniesieniu książki czy artykułu, który może zainteresować ojca. Kobieta odnajdzie się bardziej w relacji uczuciowej, w słuchaniu i poszukiwaniu dobrostanu rodziców albo w rozdzielaniu codziennych obowiązków między poszczególne osoby. Nie ma tu konkurencji, ale prawdziwa komplementarność, gdzie każdy może znaleźć swoje miejsce. Aby pomóc sobie w rozeznaniu naszej roli i podjęciu dobrych decyzji, możemy czasem potrzebować jakiegoś przyjaznego, bardziej obiektywnego spojrzenia z zewnątrz na naszą sytuację. Istnieje ryzyko, że wobec nagłej choroby lub hospitalizacji któregoś z naszych rodziców zareagujemy czasem zbyt emocjonalnie albo podejmiemy zbyt szybko jakąś decyzję, podyktowaną zaniepokojeniem czy też nieco idealistyczną ofiarnością. Jest to szczególnie istotne, gdy chodzi o decyzję o przyjęciu któregoś z rodziców do naszego domu: konieczny wydaje się wtedy czas na zastanowienie razem z innymi członkami rodziny oraz z bliskimi i kompetentnymi przyjaciółmi/doradcami.

Prośmy Boga o światło w tym rozeznawaniu, abyśmy podjęli najlepszą decyzję, zarówno dla naszych rodziców, jak i dla naszej własnej rodziny.

Moi teściowie mieszkali w małej normandzkiej wiosce, blisko gospodarstwa rolnego, ale daleko od jakiegokolwiek sklepu. Kiedy zmarł teść, moja teściowa przez trzy lata mieszkała sama. Jednak któregoś dnia złamała sobie szyjkę kości udowej i trzeba było podjąć szybką decyzję, co zrobić, gdy wyjdzie z ośrodka rehabilitacji. Dla nas sprawa była oczywista: musimy wziąć ją do siebie. Rozmawialiśmy o tym we dwoje już wcześniej, ponieważ zrobiło się u nas miejsce, gdy wyprowadziły się nasze wnuki. Jednak za namową przyjaciół urządziliśmy teściowej osobne mieszkanko, żeby zachować swoją niezależność (Annie).

Fragment książki Annie i Claude'a Beauducel "Gdy rodzice się starzeją. Praktyczny i duchowy przewodnik".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Annie Beauducel, Claude Beauducel

Kiedy nasi rodzice słabną i stają się coraz mniej samodzielni, stajemy przed poważnymi pytaniami o sposób opieki nad nimi. Nie ma na nie gotowych odpowiedzi, każda rodzina musi wypracować własną drogę. Autorzy dzielą się doświadczeniem,...

Skomentuj artykuł

Gdy nasi rodzice się starzeją, powinniśmy odpowiedzieć sobie na siedem pytań
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.