Jak dziś piją kobiety?
Szybkie tempo, mocne trunki, dużo, do dna. Że kobiecie nie wypada? Że to dziwaczne? Ooo, nie znacie tak naprawdę kobiet!
Pójdziesz do modnej knajpy i zobaczysz, jak pije nowoczesna, niezależna kobieta. Nie będzie to widok specjalnie miły. Szybkie tempo, mocne trunki, dużo, do dna, bo wreszcie tę nieznośną nierówność, to upokarzające nierównouprawnienie można zamazać, odrzucić, schować wraz z niemodnymi hasłami, nieprzystającymi do naszych czasów normami w zakurzonym pudle i odstawić na pawlacz. Że kobiecie nie wypada? Że to dziwaczne? Ooo, nie znacie tak naprawdę kobiet! Współczesna kobieta jest samodzielna, samowystarczalna, świetnie wykształcona, czasem lepiej od kolegów z pracy, czasem lepiej od przełożonych (a czasem tylko jej się tak wydaje, co jedynie pogarsza jej sytuację). I naprawdę może sobie pozwolić, na co tylko przyjdzie jej ochota. W końcu stanowi sama o sobie. Może się bawić na równi z nimi, a nawet bardziej, szarżować, wchodzić w wyniszczającą międzypłciową rywalizację i łapać się na fałszywe poczucie, że te sztuczki z knajpianą równością skutecznie znoszą frustrację i poczucie niesprawiedliwości.
Nowoczesna, silna i pewna siebie kobieta może dać z siebie wszystko w tym modnym lokalu. A i tak niewielu to zobaczy, bo przecież tylko niewielki procent społeczeństwa chodzi do modnych drogich lokali. Niewielu potrafi przesunąć w wyobraźni ten migotliwy klubowy kadr o parę godzin, a czasem tylko kilka kwadransów do przodu. Niewielu zobaczy, co kobieta robi (i co się z nią dzieje, bo alkohol odbiera podmiotowość) w środku nocy w klubowej toalecie, gdzie i z kim ląduje nad ranem. Jeszcze mniej ma świadomość tego, ile spraw zawala, z ilu rezygnuje (powiedzmy, że świadomie i dobrowolnie).
Może być i tak, że wśród znajomych, w towarzystwie, trzyma poziom - choć w tym kontekście właściwiej byłoby mówić o pionie - spokojnie, wręcz dystyngowanie sączy lampkę drogiego wina. Jeśli wie, że tam, w domu, czeka cała butelka albo i dwie. Może ją zdradzać co najwyżej pewna nerwowość - spieszy się - i nieuważność - bardziej od rozmów przy barze czy stoliku interesuje ją, wabi i wciąga zawartość tych dodających otuchy butelek, wiernie czekających na swoją panią.
Dziewczyny z dyskotek nie mają takich zahamowań, jeszcze nie muszą się maskować. Zresztą, w domu nie czeka nic poza nieudanymi rodzicami. A jeśli są tam jakieś butelki, to na pewno nie dla nich przeznaczone. W klubach i dyskotekach chodzi o to, żeby było wesoło. A wesoło jest wtedy, gdy leje się alkohol. I nie ma w tym żadnej głębszej filozofii. Jest za to dość przykry skutek - przy częstym używaniu substancji psychoaktywnych dochodzi w części przypadków do uzależnienia. Można się oczywiście bawić w grę: "mnie to nie spotka", choć ta akurat nie jest specjalnie skutecznym zaklęciem i ochroną.
Jest też rzesza kobiet, które nie chodzą nigdzie. Nie pchają się w ryzykowne miejsca, a mimo to wpadają w pułapkę. Piją lajtowo: piwkują, drinkują, całymi dniami są na leciutkim rauszyku, wyluzowane. Tylko w którymś momencie okazuje się, że nie mogą przestać, że bez tego piwka i drineczka nie da się wykonać żadnej czynności, rano nie da się podnieść z łóżka, a wieczorem zasnąć. Żeby zobaczyć, czym jest alkoholizm kobiet, trzeba by zajrzeć do ich domów, kuchni, pokoi dzieci. Do szafek i torebek w pracy. Popatrzeć na ich dzieci, o ile jeszcze je mają.
Co alkohol robi z kobiecym organizmem, i jak to jest wybitnie "niesprawiedliwe" i nierówne płciowo, można przeczytać w wielu mniej lub bardziej naukowych opracowaniach. Zastraszające jest to, że pije - dużo, ponad miarę - coraz więcej kobiet, można by rzec - masowo. I to kobiet ze sfer i środowisk dawniej w pewien sposób chronionych zwyczajami, normami - dawniej naprawdę nie wypadało i dla niektórych to była bardzo silna bariera. Nie znaczy to, że nieprzekraczalna, ale jej przekroczenie łączyło się z bardzo wysokimi kosztami. Dziś te koszty są niewielkie lub nie ma ich wcale. Kiedyś, jeśli w ogóle można mówić o normie w intensywnym używaniu i nadużywaniu alkoholu, picie było zachowaniem dopuszczalnym co najwyżej w obszarze tzw. nizin społecznych. Dziś zacierają się granice przyzwolenia na zachowania po alkoholu, niezależnie od środowiska pijących osób. Różnicą wciąż może być gatunek i marka (czyli cena) alkoholu i stopień wyrafinowania rozrywek towarzyszących piciu. Poziom zniszczeń zdrowotnych, emocjonalnych i duchowych jest coraz bardziej zbliżony, jeśli nie identyczny.
Zastraszające jest to, że piją coraz młodsze kobiety, dziewczyny jeszcze. Śliczne, inteligentne, delikatne. Jeszcze nie wiedzą, że do czasu. A gdy to słyszą - nie wierzą. Że alkohol wyjątkowo okrutnie obchodzi się z urodą i urokiem. Mają ledwie dwadzieścia, dwadzieścia parę lat i na swoim koncie kace giganty, urwane filmy, padaczkę alkoholową czy delirium (czasem nie mają pojęcia i mieć go nie chcą, że te koszmarne majaki albo choćby wrażenie, że pod łóżkiem czy kołdrą roi się robactwo, to właśnie to; czasem błyskawicznie "zapominają" i nie mają zamiaru kojarzyć tych stanów i wizji z alkoholem). Dawniej, jeszcze 15 lat temu, takie stany zdarzały się mocno zaawansowanym w chorobie alkoholikom. Alkoholikom-mężczyznom.
Fizyczne objawy, nagie, bezlitosne fakty, to coś, co można złapać i dzięki czemu namierzyć problem, choć bardzo rzadko udaje się to zrobić samemu. Zwykle stoi za nimi ruina emocjonalna, psychiczna, duchowa. Niekoniecznie materialna. Kobieta nie musi stracić wszystkiego (wydaje się, że to mężczyźni bardziej odczuwają upadek materialny i niewyrabianie się w roli silnej, sprawczej jednostki), równie dobrze może zwyczajnie nie mieć czego tracić, bo pijąc od wczesnych lat nie zdążyła niczego zbudować. Jeśli nawet trafi na terapię i usłyszy pytanie o straty spowodowane nadużywaniem alkoholu, naprawdę może ich nie dostrzec.
Trudno zobaczyć i przyjąć, że jeśli około trzydziestki nie ma niczego i nikogo, jakiegoś miejsca do życia, wykształcenia, pracy, przyjaciół, w miarę ułożonego życia osobistego, dzieci, choćby zarysu tego, co chciałaby w życiu robić, to niekoniecznie jest winą nieszczęśliwego dzieciństwa, fatalnej koniunktury, czy złego układu planet. Że jeśli spędza się czas na piciu (nie licząc przy tym ani czasu, ani "litrażu", bo konkretne, realne liczby zawsze wyglądają alarmująco, a to rodzi kłopotliwy dyskomfort), to nawet ten, który pozostaje, nie jest przeznaczany na budowanie relacji i osiąganie celów, na szukanie miejsca w życiu i realizowanie marzeń. Alkohol nie pozwala na to nawet wtedy, gdy we krwi uzależnionej osoby nie ma śladu procentów. Przy tym tak ładnie tłumaczy* (patrz: mechanizmy obronne), dlaczego tak się dzieje, dlaczego inaczej się nie da, przekonuje* właściwie, że to świadomy wybór pijącej osoby. Bo tak łatwiej, bo lepiej. I właściwie nic takiego się nie dzieje. A gdy odzywa się ta dziwna, nieprzyjemna, choć z czasem coraz bardziej przerażająca, pustka - jest prosty sposób, wyjątkowo skuteczne lekarstwo. Dostępne na wyciągnięcie ręki. Dla każdego, wreszcie po równo…
*Oczywiście, alkohol niczego sam nie robi, antropomorfizacja jest tylko środkiem wyrazu, choć bywa nadużywana do dość prostego i zdaje się częstego mechanizmu zrzucania z siebie odpowiedzialności w stylu: To nie ja, to alkohol zrobił…
Mika Dunin - pseudonim literacki polskiej dziennikarki, eseistki, blogerki (www.mika-dunin.blogspot.com), autorki znakomitego Antyporadnika.
Skomentuj artykuł