Królewna i królewicz

(fot. kharied / flickr.com)
Marcin Kapuściński

Za siedmioma rzekami, gdzieś nad wielką wodą, w samym centrum starego miasta stał zamek, a przy nim katedra. Po placu między zamkiem a katedrą zwykła była spacerować królewna. Piękna, niezwykła, zawsze spokojna i miła. Jak na królewnę przystało.

Pewnego deszczowego i chłodnego dnia, całkiem niedaleko niej przechodził nieznany młodzieniec. Wyróżniał się spośród tłumu, tak że królewna nie mogła go nie zauważyć. Ubrany był źle i niechlujnie, więc z pozoru wyglądał jak głupek lub żebrak. Ale w jego ruchach i postawie od razu widać było kogoś szlachetnego rodu. Przynajmniej królewna kogoś takiego w nim widziała. I kiedy usłyszała jak rozmawia z jednym z kupców, była już pewna. To jest jakiś zamorski królewicz, który z nieznanych jej przyczyn ma złe maniery i używa plugawego języka.

- On się przecież marnuje - pomyślała i obiecała sobie, że jeśli tylko Opatrzność pozwoli, ona sprawi, że królewicz znów będzie królewiczem.

Nie minął miesiąc jeszcze, kiedy królewicz bywał już częstym gościem na zamku. A ponieważ nie zawsze wiedział jak się zachować w nieznanym sobie, a królewskim przecież otoczeniu, z wdzięcznością przyjmował wszelkie rady i wskazówki, których królewna nie omieszkała mu dawać, kiedy tylko nadarzała się okazja. Podziwiał ją i szanował, a wkrótce także adorował. Królewna nie stroniła od niego, więc młodzieniec od słów przeszedł do czynów.

DEON.PL POLECA

Królewna zaś, onieśmielona i zaskoczona tym, że naprawdę stała się wybranką królewicza, chłonęła całą sobą każde nowe uczucie i poruszenie zakochanego serca. I choć nie wyobrażała sobie innego życia niż jako jego żona, to z upływem miesięcy, a potem lat, kiedy ciągle do wymarzonego ślubu nie dochodziło, nie była już tego taka pewna. Sam królewicz zdawał się być coraz bardziej przekonany, że będą ze sobą żyli i namawiał królewnę do założenia rodziny, ona czuła jednak, że coś się między nimi zmieniło. Widząc zmartwienie i smutek swojej królewny, dwórki poradziły jej, żeby zasięgnęła porady pewnej starej kobiety, z której porad one same korzystają w sprawach miłosnych. Królewna dostała od wiedźmy, bo tą w rzeczywistości była owa stara kobieta, poradę jak ożywiać relację z królewiczem i zioła, żeby nie było przy tym konsekwencji. Bo choć król i cały jego dwór hołdował nowoczesnym modom i obyczajom, królewna nie czuła się jeszcze gotowa, jak sama mówiła, żeby mieć dzieci z królewiczem. Mijały miesiące, ale królewna pozostała nadal smutna i coraz bardziej traciła nadzieję.

Pewnego dnia, kiedy na niebie nad zamkiem pojawiła się tęcza, królewna przypomniała sobie jak bardzo kiedyś lubiła chodzić na plac między zamkiem a katedrą. Wyszła więc i chodząc po placu rozmyślała o tym jak wiele się zmieniło w jej życiu przez ostatnie lata. W katedrze kończyły się właśnie modlitwy i królewna omal nie wpadła na wychodzącego staruszka. Był to skromny pustelnik, który mieszkał na górze daleko poza miastem.

- Co ojciec tu robi? Opuścił ojciec pustelnię? - spytała królewna.
- Nie, moja droga. Ta tęcza jest taka piękna, że chciałem koniecznie zobaczyć ją przez witraże katedry. A czemu ty jesteś smutna królewno? Wyglądasz, jakbyś straciła całą nadzieję.
- Bo tak właśnie jest! - powiedziała nagle królewna, sama zaskoczona tym co mówi.
- To znaczy, że coś odbiera ci wolność królewno.
- Czy wiesz jak mogę się uwolnić, jeśli będę wiedziała co to?
- Każdy ma swoją drogę do wolności. Moją jest pustelnia.

Królewna długo o tym myślała i choć wiedziała, że chce żyć inaczej, zupełnie nie wiedziała jak to osiągnąć. A im bardziej starała się wyplątać z relacji z królewiczem, tym on bardziej starał się być więcej i częściej przy jej boku. A może i nie starał się jakoś szczególnie, ale tak już życie królewny wyglądało. A i ona sama raczej myślała, że po tym wszystkim co się wydarzyło, nie może już żyć inaczej. Bo przecież cofnąć czas i wszystko cudownie odmienić można tylko w bajkach.

Podobnych opowieści jest dużo. Na pewno znacie opowieść o radosnej Teresie i jej przyjaciółce smutnej Małgorzacie. Małgorzata mieszkała w wieży i taką już miała naturę, że była smutna i wiecznie czuła się samotna. Nie wychodziła też z wieży, bo dla niej nic nie miało sensu, jak mówiła. Otwierała tylko okienko pod dachem i śpiewała pieśń o swojej samotności. O tym, że nikt jej nie kocha i nie ma przyjaciół. A kiedy pełna życia Teresa usłyszała jej pieśń, postanowiła zaprzyjaźnić się ze smutną Małgorzatą i udowodnić jej, że życie jest inne niż się jej wydaje. Skończyło się tak, że Teresa zamieszkała razem ze smutną przyjaciółką w wieży. Odsunęła się od dawnych znajomych. bo nie byli na odpowiednim dla niej poziomie i przestała się zajmować tą całą masą głupiutkich rzeczy, którymi zajmowała się wcześniej. Bo życie jest przecież poważne i trzeba być odpowiedzialnym.

Siedziała całymi dniami w oknie wieży i kiedy Małgorzata śpiewała swoją smutną pieśń o tym, że nikt jej nie kocha, Teresa tylko przytakiwała. Jakby chciała wszystkim dookoła potwierdzić, jak bardzo smutne życie ma Małgorzata.

A o królewiczu o wspaniałym sercu jak poznał żebraka, który zawsze potrzebował pomocy, a królewicz nigdy nie mógł mu odmówić? Choć wcale żebrak nie miał się tak źle, jak mówił.

Albo o nieudolnym pijaku, który miał tak trudne życie, że stale spotykały go przeciwności? Na szczęście zawsze spotykał ludzi, którzy pomagali mu wygrzebywać się z coraz to kolejnych kłopotów. No i z biedy, która ciągle go prześladowała.

A może znacie tę o kobiecie, która opiekowała się swoim synem, a była tak dobrą matką, że zawsze wiedziała najlepiej, co jest dla niego dobre? Zajmowała się nim z wielkim zaangażowaniem i poświęceniem do późnej jego starości. Bo nie poradził sobie, jak często mawiała, ze znalezieniem odpowiedniej dla siebie żony.

Klucz

Całe nasze życie polega na relacjach. Nie jest to jednak "brazylijski serial", jak niektórzy zdają się spodziewać, gdzie wszystko sprowadza się do tego, co dzieje się między bohaterami kolejnych scen, intryg, zdrad i romansów.

To, co dzieje się między ludźmi, to tylko ułamek całego wszechświata, w którym wszystko stale pozostaje we wzajemnych oddziaływaniach. I gdyby nie one, nie istniałoby nic. W odróżnieniu jednak od reszty wszechświata, gdzie wszystko dzieje się tak jak ma się dziać, to, co dzieje się między ludźmi nie zawsze jest właściwe. Jest dużo relacji, które nas zniewalają, uzależniają i zatruwają nasze życie. Niestety większości z nas nie łatwo jest je rozpoznać. A najtrudniej zazwyczaj temu, kto w takiej relacji pozostaje. Podobnie było z bohaterami naszej opowieści. Królewna tylko przeczuwała, że coś jest nie tak w jej relacji z królewiczem. Nie potrafiła tego nazwać, nie wiedziała jakie są prawdziwe przyczyny jej złego samopoczucia. Nie wiedziała też, jak to wszystko rozwiązać, kiedy po kilku latach zaczęła zauważać, że nie jest tak szczęśliwa, jak powinna być dzięki relacji z królewiczem. On sam również nie wyglądał na szczęśliwego, choć mało o nim wiemy z tej bajki.

Przyczyn takiego i podobnych uwikłań jest bardzo dużo. Podobnie mechanizmów, które sprawiają, że nasze relacje stają się złe. Bez względu na to, czy już na początku zaczęliśmy źle, czy tylko z czasem nasza relacja stała się zniewalająca. Każda indywidualna historia jest inna i nie sposób omówić wszystkie przypadki. Jest jednak prosty sposób na zrozumienie różnicy między relacjami uzależniającymi, a tymi, które bez wahania nazwiemy dobrymi. Jest to też sposób na rozpoznanie własnego uwikłania, jeśli się nam takie zdarzy. Trzeba być tylko ze sobą szczerym.

Sposób polega na porównaniu takiej relacji z relacją opartą na miłości - na Miłości przez duże "M". Czyli z taką modelową, idealną relacją, której życzylibyśmy prawdziwemu przyjacielowi. Choć nie każdy z nas jest przekonany, że wie na czym polega miłość, to jednak każdy łatwo może zauważyć jakie są jego zyski z danej relacji. A także kim się dzięki niej staje.

Relacja oparta o miłość, czyli o dobro, w takiej odmianie, w jakiej jest właściwe dla danej relacji (przyjaciele żyją inaczej niż rodzina lub małżeństwo), daje zawsze podobne owoce. Jeżeli więc relacja przynosi pokój - ten wewnętrzny i między ludźmi - daje radość, wolność, przemienia nas, nie od razu, ale z czasem, w ludzi bardziej cierpliwych, łaskawych dla innych, bardziej wyrozumiałych, to znaczy, że jest to dobra relacja. Jeżeli nie przynosi takich owoców, albo przynosi wprost odwrotne, to prawie na pewno jest to relacja oparta o coś złego.

Toksykologia relacji

Do takich niewłaściwych relacji przylgnęło określenie związków toksycznych. Nie jest to fortunne określenie ani precyzyjne, które cokolwiek wyjaśnia, lecz robocze. W dodatku przemknęło ze slangu psychologów do potocznego obiegu.

Toksyczne relacje definiuje się bardzo różnie. Brak jest tutaj zgodności w poglądach. Tym terminem niektórzy określają relacje oparte o współuzależnienie, z elementami różnych rodzajów przemocy, manipulacji i pogardy.

Szczególnie jeśli są to relacje, w które wchodzimy notorycznie. Z kolei inni toksycznymi nazywają takie relacje, które są złe, albo niewygodne i chcieliby je zerwać, ale jakoś nie możemy, czy nie potrafimy tego skutecznie zrobić - czyli coś pomiędzy uzależnieniem a brakiem tzw. asertywności. Inna skrajność to nazywanie toksycznymi wszystkich relacji, które przynoszą nam w ogólnym rozrachunku więcej przykrości niż przyjemności. Bywają też takie ujęcia, które po prostu mówią, że jeżeli relacja przynosi jakiekolwiek cierpienie, albo po prostu jest dla nas niemiła, to jest to właśnie relacja toksyczna.

Rozważania o "toksycznych relacjach", choć są w modzie już od kilkudziesięciu lat, nie przyniosły dotąd zadowalającej odpowiedzi na kilka ważnych dla wielu ludzi pytań. Jednym z nich jest pytanie o to, czy moja "toksyczna" relacja może się zmienić na lepsze, czy partner tej relacji może się odmienić. Innym problemem, z którym się spotkałem, jest sprawa nierozerwalności małżeństwa a konieczność zerwania toksycznej relacji, która jest bardzo często przedstawiana jako jedyne skuteczne rozwiązanie. Jeszcze innym dylematem jest z pozoru prozaiczne "ja ją / go wciąż kocham i chcę kochać, nie chcę stracić, nie chcę się rozstawać, zrywać, choć jest tak źle między nami". Szczególnie to ostatnie stwierdzenie jest nieraz brane za najlepszy dowód współuzależnienia i wysokiego stopnia uwikłania w toksyczną relację. I oczywiście może o tym świadczyć. Poprzednie dwa problemy też mogą wynikać z mechanizmów współuzależnienia. Ale nie muszą.

Leki z Bożej apteki

Zamiast takiej powierzchownej psychologii, lepiej rzetelnie przyjrzeć się swoim relacjom i zobaczyć, co w nich jest po prostu dobrego, a co złego. Może się wtedy okazać, że nasze relacje wcale nie są "toksyczne", ale są nieprawidłowo zbudowane. Może wystarczy tylko poustawiać je trochę inaczej, a staną się więziami twórczymi, niosącymi wolność i radość. A może się też okazać, że nie będzie innego sposobu na zerwanie ze złem, jak tylko zakończenie relacji, w której ono się rodzi. Choć niekoniecznie nazwalibyśmy ją "toksyczną". Szukanie w relacjach dobra, czyli miłości, pomaga też zrozumieć i zaakceptować cierpienie, które często jest związane z miłością. W przeciwieństwie do rozważań o "toksyczności" relacji, bo w tym ujęciu nie przewiduje się miejsca na cierpienie.

Pragnienie dobra i miłości jest głęboko zakorzenione w człowieku. Dla ludzi wierzących jest to podstawowy dar, który otrzymaliśmy od Boga. Dzięki temu pragnieniu, możemy się zorientować, że jesteśmy nieszczęśliwi w złych relacjach. I to ono powoduje, że w ogóle szukamy z kimś relacji. Ale po to, żeby znaleźć w nich miłość. Inaczej pozostajemy niespełnieni.

Królewna również szukała relacji, bo pragnęła miłości. Nie znalazła jednak nic ponad relację. Zatrzymała się na tym, że ktoś ją adoruje. Skupiła się na swoich przeżyciach i na podtrzymywaniu relacji z królewiczem. Dała się zniewolić własnym emocjom i oczekiwaniom oraz konsekwencjom budowania relacji z królewiczem w oparciu o własne pragnienia. Zabrakło jej wolności, którą niesie tylko miłość.

Alkoholizm mężczyzn i kobiet, siecioholizm, seksoholizm, pracoholizm, niedojrzałe związki, "kobiece" nałogi, narkotyki, uzależnienie od religii, sekty, wirtualny świat - jak się w tym wszystkim odnaleźć, jak diagnozować i gdzie szukać pomocy? Te pytania zadaliśmy psychologom, terapeutom, duszpasterzom i osobom "po przejściach... Tekst był częścią naszego cyklu na Wielki Post w 2012 r. Przeczytaj inne teksty z tego cyklu

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Królewna i królewicz
Komentarze (8)
M
MK
6 marca 2012, 10:02
@... Dziękuję, jeśli mogę to potraktować osobiście. @mira To nie jedyna pułapka, w która królewna wpadła, ale to prawda. Najciekawsze jest dla mnie to, że naprawdę niewielu spośród mężczyzn młodszych i starszych w ogóle rozumie te problemy. Kiedy poprosiłem o opinię znajome kobiety i mężczyzn, okazało się, że bajka dla kobiet była czytelna, dla mężczyzn w zasadzie nie.
L
lulu
29 lutego 2012, 00:19
4)Moze zatem nastepny artykul (albo ciag dalszy) na temat 'co z tym zrobic' zamiast systematyzacji zjawisk. Rzucam rekawice.
L
lulu
29 lutego 2012, 00:18
3)Dalej, kazesz porownywac do modelu milosci przez M, tylko ze nie kazdy taki model ma, albo nie w Twoim jej rozumieniu. Jesli ktos wyrosl w skrzywionym pojeciu milosci a te modelowa zna tylko z filmow to to nie wystarczy, by umiec dla siebie zamarzyc. Ta modelowa wciaz pozostanie w filmach zdarzajac sie innym. Kazdy wie kiedy mu zle. Ale nie kazdy umie zdefiniowac czemu. Jak zreszta Twoja krolewna. Jakas zreszta bardzo osamotniona bez przyjaciol, co by jej bili na alarm, jak to sie czasem zdarza, tylko trudno w to uwierzyc.
L
lulu
29 lutego 2012, 00:17
2)warto rozmawiac, jesli chca tego dwie strony, jesli tylko jedna chce to tego nie udzwignie, zwlaszcza jesli drugiej stronie 'nie zalezy' na zmianie. moge byc odpowiedzialny za swoje, ale nie cudze reakcje. mysle ze z systematyzacja relacji nie ma problemu, literatury na temat toksycznosci i perfekcyjnosci relacji jest w brod, ze punkt ciezkosci lezy gdzie indzie. W przejeciu odpowiedzialnosci za siebie i swoje reakcje, badaniu intencji idacych za naszymi decyzjami (bo 'nicnierobienie' tez jest decyzja). I przyjrzenie sie sobie czemu sie na takie rzeczy zgadzam.
L
lulu
29 lutego 2012, 00:17
1)bajka bez puenty ale za to z komentarzem, niech bedzie. calosc ciekawa a jednak pozostawila we mnie niedosyt. jest opis choroby, jest opis lekarstwa, jest nawet o diagnozowaniu ale podajesz kilka kuracji, nie mowisz ktora stosowac kiedy. Fragment 'Może się wtedy okazać, że nasze relacje wcale nie są "toksyczne", ale są nieprawidłowo zbudowane. Może wystarczy tylko poustawiać je trochę inaczej, a staną się więziami twórczymi, niosącymi wolność i radość.' mnie nie 'moze' ale 'na pewno' zirytowal. Szast prast pozamiatane, kiedy wlasnie bedac w 'srodku' relacji 'toksycznej' trudno sobie taka diagnoze samemu postawic. I o to sie wiekszosc dramatow rozbija, albo o probowanie za dlugo ( poniewaz 'love hurts') albo o poddawanie sie za szybko (nie jest jak sobie wymarzylem to 'do widzenia').
S
studentka
28 lutego 2012, 22:02
 gratuluje dobrej bajki marcinie od milosci 
M
mira
28 lutego 2012, 11:47
no tak, kolejna co chciala uczynic ze swiniopasa krolewicza...
.
...
28 lutego 2012, 08:22
Dobry psycholog katolicki jest na wagę złota.