Miałam wrażenie, że chodzi tam z nami św. Matka Teresa. O misjach i życiu w slumsach

(fot. prywatne archiwum autorki)
Małgorzata Czekaj

Przypomniałam sobie jej słowa, że jeśli kiedykolwiek będzie świętą, będzie stale nieobecna w niebie…

Kamila wyjeżdża na drugi koniec świata, żeby pomagać innym: najmniejszym i najuboższym. W Polsce zostawia pracę, rodzinę, przyjaciół - całe dotychczasowe życie.

W filipińskich slumsach

DEON.PL POLECA

W Payatas żyją ludzie, którzy mieszkają na wysypisku śmieci. Utrzymują się z segregacji odpadów; część z nich sprzedają. Nie mają domu w naszym rozumieniu; mieszkają w czymś skleconym z pustaków lub czego się tylko da, z klepiskiem zamiast podłogi i zwykłą blachą w miejscu dachu. Wśród śmieci, brudu, smrodu i much.

- Przeraziło mnie to, co zobaczyłam - mówi Kamila Róg, która rok temu, wraz z grupą znajomych, wyjechała na 2 tygodnie na misje do dzielnicy slumsów w Manili. Opowiada: - Nie wierzyłam, że można żyć w takich warunkach. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że ci ludzie, żyjący w tak skrajnej biedzie, są umiłowani przez Boga. On naprawdę ich bardzo kocha i chce być blisko.

Dalej opowiada: - Pierwszym wymiarem naszej pracy była posługa w PNA, czyli w dosłownym tłumaczeniu w Fundacji "Serce Ojca", w czymś w rodzaju domów dziennych lub świetlic, w których odbywają się różne zajęcia, wykłady, warsztaty, zarówno dla dzieci i młodzieży, jak i dla seniorów. My prowadziliśmy też spotkania dla wolontariuszy: dzieliliśmy się swoim świadectwem, wprowadzaliśmy ich w posługę modlitwy wstawienniczej, modlitwy o uzdrowienie, mówiliśmy o charyzmatach Ducha Świętego, np. darach proroctwa, poznania, języków.

Drugim wymiarem naszej misji były wyjścia do najuboższych, właśnie tych mieszkających na wysypisku. Rozmawialiśmy z nimi i modliliśmy się razem. Ponadto, każdego dnia miałam nieodparte wrażenie, że wraz z nami idzie św. Matka Teresa, i to jakby z pośpiechem, żeby odwiedzić jak najwięcej domów i spotkać jak najwięcej ludzi. Przypomniałam sobie jej słowa, że jeśli kiedykolwiek będzie świętą, będzie stale nieobecna w niebie…

Coroa da Logoa

Tamten wyjazd miał duży wpływ na życie Kamili. - Odżyło we mnie pragnienie misji, które po raz pierwszy poczułam w podstawówce, a które zostało przyciszone i stłumione przez studia i inne życiowe sprawy - mówi. Niebagatelną rolę odegrała tu św. Matka Teresa. - To właśnie o niej obejrzałam film jako dziecko i postanowiłam, że chcę jechać na misje.

W liceum wszyscy wiedzieli, że jest to moim marzeniem. Wtedy też udało mi się wybrać jako wolontariuszka na Litwę na krótkoterminowe (10-dniowe) Misje Wielkiego Tygodnia z ruchem Regnum Christi - wyjaśnia Kamila. Dodaje: - Wciąż jednak czułam, że pragnę czegoś więcej. O Domach Serca usłyszałam po raz pierwszy w szkole średniej. Od kolegi dowiedziałam się o dziewczynie, która wtedy, tak jak ja teraz, wyjeżdżała na misje do Brazylii. Zaczęłam się za nią modlić. Dostawałam od niej listy, ale wtedy nie rozumiałam ani misji, ani charyzmatu Wspólnoty. W ogóle nie starałam się tego zgłębić.

Po powrocie z Manili przyszedł czas na rozeznawanie. - Wiedziałam już, że pojadę na misje, tylko jeszcze nie wiedziałam dokąd. Na modlitwie często pojawiał się obraz Najświętszego Sakramentu. Jakiś czas potem rozmawiałam z koleżanką, która zaczęła mi opowiadać o Domach Serca. Wtedy dowiedziałam się, że jednym z filarów formacji we Wspólnocie jest modlitwa, a w każdym domu jest kaplica z Najświętszym Sakramentem. Połączyłam to ze swoim obrazem i już wiedziałam, co robić - mówi Kamila.

Wkrótce potem pojechała na pierwsze spotkanie informacyjne dla chętnych do wyjazdu na misje. Dom Serca, do którego się zgłosiła, znajduje się w Warszawie przy ul. Gersona 27. - Już po tym pierwszym spotkaniu wiedziałam, że to jest to - wspomina misjonarka. We Wspólnocie obowiązuje zasada, że każdy kandydat ma napisać list zaangażowania. Potem czeka na decyzję Wspólnoty, która wysyła go do konkretnego miejsca. Po 2 miesiącach Kamila otrzymała wiadomość, że pojedzie do Coroa da Logoa w stanie Bahia we wschodniej Brazylii.

Tam, gdzie nikt nie idzie

Misją Domów Serca jest obecność poprzez współczucie i pocieszenie. W placówce misyjnej mieszka kilkoro młodych ludzi, którzy wspólnie żyją i modlą się, a każdego dnia są do dyspozycji potrzebujących. W Brazylii Kamila przez 16 miesięcy będzie mieszkać w Domu św. Rodziny w dzielnicy Simões Filho wraz z innymi wolontariuszami z różnych stron świata. - Na razie znamy się tylko ze Skype’a - mówi z uśmiechem Kamila. - Ale to właśnie międzynarodowe towarzystwo, możliwość poznania ludzi zachęciły mnie, oprócz charyzmatu, do wyboru tej misji.

Wyjaśnia, że Dom Serca to miejsce, do którego może przyjść każdy, żeby porozmawiać, pomodlić się, zwierzyć z kłopotów, poczuć się kochanym. - Wspólnie możemy też robić proste rzeczy, np. uczyć się gotować lub po prostu przebywać ze sobą. Charyzmat Wspólnoty bierze wzór z Maryi, która stała pod krzyżem Jezusa. Ona nic nie mogła zrobić, a jednak była; i Jej obecność była dla Niego bardzo ważna - mówi misjonarka.

Reakcje na wieść o wyjeździe były różne. - Najbliżsi znajomi i przyjaciele oczywiście wiedzieli, że żyję misjami. Ale zaskoczeniem dla wszystkich, szczególnie w pracy, stała się długość wyjazdu. Było to również niełatwe dla rodziców. Czułam jednak wsparcie mamy, która pomaga mi w przygotowaniach - przyznaje Kamila.

Kamila wyznałam przed wyjazdem: - Nie boję się tego, co będzie tam; raczej mam obawę przed tym, co mogę zastać po powrocie do Polski. Wyjeżdżam na ponad rok, zostawiam rodzinę i bliskich oraz wszystkie relacje. W Domach Serca największy nacisk kładzie się na przygotowanie duchowe. Wspólnota chce, żeby młodzi ludzie byli przede wszystkim poszukiwaczami Boga.

Misjonarze w trakcie Mszy posłania dostają różańce misyjne, które są ich znakiem rozpoznawczym; jest to wspólna modlitwa w każdym Domu. Mi najbardziej pomaga adoracja i Eucharystia, powierzam wtedy Bogu to, co trudne. Przebywanie z Jezusem sprawia, że wielokrotnie zmienia się perspektywa patrzenia na świat i drugiego człowieka. To Źródło, z którego każdy misjonarz codziennie może czerpać, by dawać. Jako pielęgniarka i była wolontariuszka Caritas wiem, że bez tego po prostu nie da się kochać.

W liście zaangażowania do Domów Serca Kamila napisała: "(…) ta myśl, by szukać Boga właśnie w tych najmniejszych czy odrzuconych z różnych powodów, tam, gdzie nikt nie idzie. By nie patrzeć na człowieka przez pryzmat jego sytuacji materialnej, rodzinnej, zdrowotnej, ale spróbować znaleźć to umiłowanie dziecko Boga, które On sam widzi". Na zakończenie naszej rozmowy mówi: - Czego życzyć mi podczas wyjazdu na misje? Hm… Na pewno pokory i wytrwałości… Ale przede wszystkim pragnę przyjaźni. Prawdziwych. I oczu, które zobaczą Boga w najmniejszym z ludzi.

Moja Hawana. Ślub ateisty i życie w slumsach >>

(fot. prywatne archiwum autorki)

(fot. prywatne archiwum autorki)

(fot. prywatne archiwum autorki)

(fot. prywatne archiwum autorki)

(fot. prywatne archiwum autorki)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Miałam wrażenie, że chodzi tam z nami św. Matka Teresa. O misjach i życiu w slumsach
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.