Obietnica szczęścia... w sektach
Szczęście jako pojęcie subiektywne jest niedefiniowalne. Można by rzec, że szczęście nadaje jednostce sens życia, przynajmniej w sensie idealnym. Wypracowuje się je osobiście, ale w ramach społeczeństwa. Ocenia się je według satysfakcji, jaką każdemu przynosi, a jest to mniej lub bardziej wymierne. Według przeprowadzanych ankiet, rodzina jest miejscem pozwalającym na realizację szczęścia.
Wolność i odrębność jednostek, jak również "...różne sposoby wyobrażenia szczęścia" mogą w niej współistnieć. Rozwój rodziny zależy m.in. od rozwoju społeczeństwa zbudowanego na hedonistycznym indywidualizmie. Jest on również owocem szacunku wobec swobód indywidualnych. Pojęcie szczęścia właściwe każdej sekcie, analizowane wyłącznie pod tym kątem, jest odpowiedzią na pluralizm społeczeństw demokratycznych, lecz każda jednostka ma własny ideał szczęścia, który buduje lub próbuje budować wyrażając swoje indywidualne istnienie w swoim istnieniu społecznym. Jest to więc jakaś "realizacja", w której wyzwania nowych sytuacji i przystosowanie do nich czynią jednostkę odpowiedzialną za własne poszukiwania, nawet jeśli sięga ona do czynników zewnętrznych (powodzenie społeczne, terapia analityczna, rozwój osobowy itd.).
Sekta proponuje szczęście jako "klucz w ręku".
Recepta? Trzeba w nią uwierzyć, nie można wątpić, należy zaangażować się w grupę, nie słuchać osób nastawionych negatywnie.
Jakie są bezpośrednie rezultaty w konkretnym przypadku? Wyznawca jest obwiniany z powodu swego braku zapału i pewności. Jest obciążany ciężkim zadaniem zbawiania świata. To litościwe zbawianie odziane w odpowiednią ideologię ma tylko jeden nieujawniany cel: rekrutować i jeszcze raz rekrutować. Pojedynczy wyznawca w dobrej wierze uważa, że zbawia swą rodzinę, swych przyjaciół, swoje relacje społeczne, jeśli je włącza w rzeczywistość sekty. A czas nagli: niektóre sekty dochodzą nawet do tego, że wyznaczają konkretne daty jakiejś katastrofy nuklearnej lub ekologicznej bądź zagrożeń przełomu roku 2000. Sekta schlebia wyznawcy: należy on do części elity zbawiającej, której zadaniem jest zwiększyć liczebnie ilość kandydatów nadludzi.
Niekiedy sekta wykorzystuje trudne doświadczenia z życia jednostki. Oto w jaki sposób pewna kobieta uzasadnia swoje wcześniejsze wstąpienie do Świadków Jehowy: "Traciłam dziecko, które umierało zarażone w czasie epidemii w żłobku. Zaraz po tym moja teściowa zapoznała mnie ze Świadkami Jehowy. Zaczęto wypożyczać mi broszury, zapraszać na zebrania itd. Wszyscy wydawali się być bardzo mili, a zwłaszcza ich ideologia odpowiadała moim aspiracjom. Nie ma tam alkoholu, seksu, jest to świat życia zbudowanego na zasadach moralnych, ale przede wszystkim obiecano mi, że zobaczę moją córeczkę w 1975 roku podczas walki Har-Magedonu. Zerwałam więc moje więzy z rodziną i przyjaciółmi, aby całkowicie poświęcić się służbie".
Każda sekta określa jednolity dla wszystkich swoich członków model możliwego do osiągnięcia szczęścia. To wkładanie w ustalone ramy, zacierające różnice między ludźmi, stwarza warunki jakby jakiegoś umysłowego klonowania. Sekta odrzuca jednostkowość, ponieważ stanowi to zagrożenie dla trwałości grupy.
Skomentuj artykuł