Kobiety, pogońcie swoim gamoniom kota!

Kobiety, pogońcie swoim gamoniom kota!
Ostatnio bardzo często w kontekście damsko-męskim pojawia się słowo „rządzić”. Tymczasem nie o to bynajmniej chodzi. (fot. daniela_vladimirova/ flickr.com)
Logo źródła: Posłaniec Katarzyna Kmiecik / slo

Kryzys męskości niewątpliwie istnieje, ale wiąże się z ogólnym kryzysem ludzkości, bo trudno kryzys męskości oderwać od kryzysu kobiecości - obie płcie przeżywają kryzys i te kryzysy wzajemnie na siebie wpływają. Czy  mężczyźni tracą dominującą rolę?

Katarzyna Kmiecik: Czy możemy mówić o kryzysie męskości?

DEON.PL POLECA

Jerzy Wolak: Kryzys męskości niewątpliwie istnieje, ale wiąże się z ogólnym kryzysem ludzkości, bo trudno kryzys męskości oderwać od kryzysu kobiecości - obie płcie przeżywają kryzys i te kryzysy wzajemnie na siebie wpływają, ale sądzę, że podstawową rolę odgrywa tutaj zagubienie współczesnego człowieka i zatracenie naturalnych ról, jakie obu płciom narzuciła właśnie sama natura. Obie płcie zaczynają się do siebie upodabniać: mężczyźni niewieścieją, a kobiety starają się być coraz bardziej męskie. Po części wpływają na to czynniki społeczno-gospodarcze, po części jednak jest to model kulturowy, niezależny od tych czynników. Tak więc, kryzys bezsprzecznie istnieje, choć w dużej mierze jest wyolbrzymiony.

Ale faktem jest, że kobiety odnoszą obecnie wiele sukcesów "poza domem", na przykład zawodowych czy artystycznych. Jak mężczyźni mogą to odbierać?

O, bardzo różnie. Panuje stereotyp, jakoby mężczyźni bali się kobiet czy niechętnym okiem albo wręcz z zawiścią patrzyli na ich sukcesy. Bynajmniej nie jest to regułą, osobiście znam mężczyzn, którzy jak najlepiej życzą swoim żonom, z radością przyjmują ich sukcesy, cieszą się z wymiernego rezultatu ekonomicznego, bo przecież, jeśli żona lepiej zarabia, to tylko lepiej dla wspólnego budżetu.

Znam również takich facetów, którzy bardzo chętnie zajmują się domem, pozwalając żonie na aktywność na polu zawodowym. Chodzi tylko o to, żeby zachować proporcje, żeby nie było tak, że jeden z partnerów w małżeństwie - czy to mężczyzna, czy kobieta - zaniedbuje swoją rolę rodzinotwórczą, prawda?

Oczywiście, ważniejsze zadanie spoczywa w tej sferze na kobietach. Kobiety są matkami, kobiety mają naturalny instynkt opiekuńczy, naturalny odruch ochrony ogniska domowego, ale sądzę, że oboje małżonkowie powinni spełniać swe role przypisane w rodzinie mniej więcej jednakowo. Oboje wszak są rodzicami, dzieci są wspólne, dlatego oboje powinni się nimi zajmować. Oboje też powinni w jednakowym stopniu troszczyć się o dom, o wspólną własność czy o jakość wspólnego życia.

Widzimy jednak zmiany w funkcjach spełnianych przez kobietę, a także w jej postrzeganiu mężczyzny.

Zacząłbym od niezwykle popularnego ostatnio słowa "męskość". To taki współczesny fetysz. Jeszcze niedawno takie słowo w ogóle nie istniało; funkcjonował za to rzeczownik "męstwo" - od "mąż" czyli "mężczyzna". Teraz natomiast mówi się "męskość" i coraz częściej przez owo określenie rozumie się wyłącznie cechy płciowe. Ale też przyznajmy, że to się nie bierze znikąd, bo mężczyźni niewieścieją i pozostają mężczyznami już tylko na poziomie biologicznym.

Mężczyźni przestają być pniem, o który kobieta ma się oprzeć. Nie owijać się jak jakieś pnącze, tylko się oprzeć, żeby wspólnie wzrastać. Tymczasem współcześni mężczyźni niezwykle często przyjmują rolę powoju, który owija się wokół kobiety, a powój jest - jak wiadomo - pasożytem. Ale kobiety w dużej mierze same są temu winne, ponieważ takich mężczyzn akceptują: słabych, gnuśnych, zniewieściałych - takich, którymi się trzeba opiekować; takich, którzy wręcz tej opieki bardzo nachalnie się domagają; takich wreszcie, którzy widzą kobiety w roli służebnej. A kobiety się na tę rolę zgadzają. I tu leży problem; to jest bardzo niebezpieczne sprzężenie zwrotne.

Wynika stąd, że i model rodziny ulega zmianie. Dziś coraz częściej zdarza się, że to mężczyzna jest w domu, a kobieta robi karierę. Obecnie też w wielu przypadkach to mężczyzna decyduje o większości spraw domowych, przejmując tym samym obowiązki kobiety, która nierzadko coraz mniej czasu poświęca rodzinie. Czy nie uważasz, że takie odwrócenie ról zmienia obraz kobiety?

Zdecydowanie. Stanowi też poniekąd dalszy ciąg tego, o czym mówiliśmy przed chwilą. Mężczyźni są bardzo często sfrustrowani, co wynika z sytuacji społeczno-ekonomiczno-politycznej, i to nie tylko w naszym kraju, ale w całym świecie zachodnim. Mężczyzna zatraca swoją naturalną funkcję, naturalną rolę wojownika, zdobywcy, opiekuna, głowy rodu. A to jest jego naturalna cecha, on ma to w genach. Każdy mały chłopiec marzy o tym, żeby wygrać bitwę, uratować królewnę, odkryć nowy ląd, ale współczesny świat bezpardonowo wszystko to mężczyznom odbiera.

Teraz mężczyzna ponudzi się w biurze osiem godzin, albo powłóczy po budowie i już jest śmiertelnie zmęczony - wraca do domu, zapada w fotel, każe sobie podać kapcie, obiad, gazetę… ot, stereotyp, prawda?

A tymczasem kobieta tak samo spędza osiem godzin w pracy, a po powrocie do domu musi się jeszcze zabrać za obowiązki domowe, by mężczyzna mógł spokojnie pielęgnować w sobie pozostałości modelu tradycyjnego. Ale nie zapominajmy, że model tradycyjny zakładał wyraźny podział ról, w którym kobieta zajmowała się domem i nie interesowały jej sprawy zarobkowe. Mężczyzna natomiast zapewniał rodzinie byt i nie interesowały go sprawy domowe, to znaczy: nie ignorował ich zupełnie, ale nie wchodził w szczegóły. Mąż decydował w kwestiach ogólnych, powiedzmy: strategicznych, a żona realizowała te decyzje na stopniu operacyjno-taktycznym, czyli szczegółowym. To był bardzo dobry model, niezwykle skuteczny. Mężczyzna był głową, a kobieta szyją.

No właśnie, ale taka "hermetyczna" postawa mężczyzn utrudnia kobietom budowanie właściwych relacji. Dlaczego tak się dzieje? Czy da się temu problemowi zaradzić?

Człowiek nie powinien być hermetyczny, człowiek powinien wyrażać swoje uczucia, czy to pozytywne czy negatywne, a nie tłamsić wszystkiego w sobie. Tu kłaniają się kanony wychowania, kłania się kindersztuba, dzięki której wyrażanie uczuć nie przekształca się w pyskówkę czy wręcz rękoczyny… Nie, hermetyzm jest jak najbardziej niewskazany.

Ale wracając do rzeczy, problem w tym, że mężczyźni owszem hermetycznie zamykają się w twardej skorupie, wybierając same najgorsze znamiona wspomnianego wcześniej zniewieścienia: chimeryczność, histerię, wszystkie cechy w tradycyjnym przekonaniu najbardziej niemęskie. Kiedyś mówiło się, że chłopaki nie płaczą, i tak w zasadzie chyba było lepiej. Chłopaki nie powinni płakać - zwłaszcza, jeżeli dominujące obecnie trendy zwyciężą na wszystkich polach - bo im się makijaż rozmaże.

Kobieta w trudnej sytuacji, kiedy coś trzeba zrobić, coś naprawić, coś postanowić najczęściej zwraca się z ufnością do mężczyzny: pomóż! A przecież taki histeryczny dandys gwoździa w ścianę nie wbije, kranu nie przetka, bo on sam ze sobą ma masę problemów. Życie nie polega wyłącznie na emocjach i uniesieniach, zwykła codzienność to proza przyziemna aż do bólu. Dlatego mężczyzna powinien być dla kobiety ostoją w każdej sytuacji, również takiej codziennej, na pozór najprostszej czy najzwyklejszej.

Nie wolno przy tym zapominać o kwestiach biologicznych. Różnice psychiki męskiej i damskiej są bardzo wyraźne. To jednak mężczyzna jest typem o silniejszej psychice - może dlatego, że dosyć przytępionej - w każdym bądź razie to on ma trzeźwo spoglądać na trudności, to on ma w trudnych sytuacjach znajdować wyjście, wcale niekoniecznie narzucając żonie własną wolę; wystarczy tylko że wystąpi z trzeźwą propozycją, która jakże często stanowi zimny prysznic na rozszalałe emocje kobiety. I w ogromnej ilości przypadków, w tej właśnie chwili kryzys czy sytuacja kryzysowa przestaje istnieć, bo oto znaleźliśmy rozwiązanie.

Natomiast wyobraźmy sobie dwoje histeryków, albo co gorsza: histerycznego mężczyznę i twardą kobietę - o, tu mamy konflikt na całego. Bo on się wtedy - w swojej atawistycznie pojmowanej męskości, która gdzieś się w nim tli (natury wszak nie da się ze szczętem wyrugować) - czuje stłamszony, a to rodzi frustrację i napędza kryzysy.

Może zatem najlepszym wyjściem byłoby postawić na kobiety - które jak widać znakomicie sobie radzą na rozmaitych nowych dla siebie polach - i pozwolić, albo wręcz sprawić, aby to one rządziły światem?

Ostatnio bardzo często w kontekście damsko-męskim pojawia się słowo "rządzić". Tymczasem nie o to bynajmniej chodzi. Nie chodzi o to, kto będzie kim rządził: kobiety mężczyznami czy mężczyźni kobietami. Bóg, jak pamiętamy, mężczyzną i niewiastą stworzył ich, po czym im nakazał: Rośnijcie, rozmnażajcie się, czyńcie sobie ziemię poddaną. Nie powiedział: Ty czyń ziemię poddaną, a ty siedź w kuchni. Naturalne role obu płci zostały rozdane po to żeby się wzajemnie uzupełniać.

Kobiety są słabsze fizycznie, ale silniejsze psychicznie, kobiety mają rodzić dzieci, a mężczyźni mają się tymi dziećmi i swymi kobietami opiekować. Mężczyźni są silniejsi fizycznie oraz, jak już powiedziałem, obdarzeni toporniejszą psychiką, co pozwala im łatwiej wybrnąć z trudnych sytuacji i zapewniać swoim rodzinom warunki do spokojnego, bezpiecznego bytowania. Kobiety natomiast jako z natury delikatniejsze, z natury obdarzone instynktem opiekuńczym i psychiką znacznie subtelniejszą, powinny kultywować w rodzinie wewnętrzne ciepło.

Tak więc, nie chodzi o to, by obie płcie toczyły ze sobą wojnę, ale by zawarły sojusz na zasadzie równości i współpracy dla wspólnego dobra. To zresztą ideał rodziny chrześcijańskiej: obie płcie wzajemnie się uzupełniają i pracują nad wspólnym dobrem, którym jest dobro rodziny, a co za tym idzie, dobro zbiorowości, dobro narodu, dobro kraju i całego świata. To w istocie jedyny model. Obie płcie się nawzajem potrzebują - to podstawowa prawda. Wszelkiego rodzaju scenariusze zakładające wykluczenie albo jakiś rodzaj dominacji są nie do przyjęcia.

Człowiek ma w sobie umiejętność okazywania i dawania miłości. Jeżeli dwoje ludzi naprawdę wzajemnie obdarza się miłością, to przecież żadne z nich nie będzie chciało drugiego zdominować. Jeżeli natomiast pojawia się sytuacja, w której jeden człowiek chce zdominować drugiego, to tam na pewno miłości nie ma. Tam nie stawia się na partnerstwo, tylko na wojnę. Tylko ludzie szczerze się kochający stawiają na partnerstwo i na równość, bo to jest jedyny zdrowy model. Każda sytuacja, w której pojawia się dążenie do dominacji, jest tylko i wyłącznie sytuacją konfrontacji, konfliktu, walki, wojny. A przecież nie o to chodzi. Mężczyzna i kobieta mają się nawzajem wspierać.

W rzeczywistości jednak różnie bywa. Weźmy chociażby fakt, że w wielu przypadkach kobiety zarabiają nawet wielokrotnie więcej niż mężczyźni. W naszej kulturze jednak wciąż funkcjonuje stereotyp mężczyzny żywiciela rodziny. Dlatego nawet jeśli kobiety na zewnątrz deklarują, że to żaden problem zarabiać więcej niż mężczyzna, to w głębi duszy przeżywają konflikt. Niektóre kobiety umniejszają własne sukcesy, aby nie urazić partnera, i to powoduje ich frustrację. Nie uważasz, że to może stanowić przyczynę rozpadu rodzin?

Przyczynę rozpadu rodzin stanowi coś, co nazwałbym błędem założycielskim: ludzie pobierają się bezmyślnie, pod wpływem zauroczenia, nie poznawszy się dostatecznie, bez odpowiedniego dopasowania się (bynajmniej nie fizycznie, bo przecież wszyscy w obrębie tej samej płci jesteśmy tak samo zbudowani i tak samo działamy), ale w kwestiach psychicznych, duchowych, etycznych.

Kupując samochód chodzimy od salonu do salonu, długo się zastanawiamy, czy aby na pewno ten, czy nie za drogi, czy właśnie taki nam potrzebny (choć przecudnej urody!); sprawdzamy, jaką ma moc, ile spala, czy jest wystarczająco wygodny, i milion innych spraw badamy, natomiast żeniąc się czy wychodząc za mąż nie zadajemy sobie tyle trudu. I nie oszukujmy się - kupujemy kota w worku. A to przecież kontrakt na całe życie…

Trudno się więc dziwić, że wkrótce po ślubie wychodzi na jaw, iż się wcale nie znamy. I trzeba coś przed kimś ukrywać. Zgroza! Co to w ogóle znaczy, że kobieta w obawie przed utratą partnera coś przed nim ukrywa?! Drogie Panie! Jeżeli musicie cokolwiek ukrywać przed swymi mężczyznami, to sytuacja, w której się znajdujecie nie jest żadnym związkiem. Zacznijcie więc od pogonienia swoim gamoniom kota! Dla ich własnego dobra…

A później zacznijcie żyć w prawdzie - to jest sprawa absolutnie podstawowa. Między ludźmi traktującymi się nawzajem ze szczerością nie zachodzi opisany konflikt, i w ogóle nie ma takiego konfliktu, którego by się nie dało rozwiązać. Najważniejsza jest szczerość. I prawda. Bo, jak powiedział Jezus, prawda was wyzwoli. A jak zauważył nasz wybitny pisarz emigracyjny, Józef Mackiewicz, tylko prawda jest ciekawa.

Oby więc prawda zwyciężyła.

Jerzy Wolak - krytyk literacki i filmowy, publicysta i tłumacz. Wykładowca PWSZ w Oświęcimiu i UPJP II w Krakowie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kobiety, pogońcie swoim gamoniom kota!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.