Kocham - jak to łatwo powiedzieć
"Dobrze jest się kochać przynajmniej dwa razy w tygodniu" - donosi jakiś popularny tygodnik dla kobiet. "Chcę się z tobą kochać"- mówi filmowy amant w komedii romantycznej do swojej wybranki.
"Jak oni kochają to swoje dziecko" - komentuje ktoś mówiąc o rodzicach pracujących całe dnie, by zapewnić synowi czy córce najwyższy poziom życia. "Przecież robię to wszystko, bo cię kocham" - twierdzi rodzic, zmuszający dziecko do dokonywania wyboru zgodnego ze swoim, rodzicielskim planem na życie tegoż dziecka. "Zamieszkajmy razem, przecież się kochamy" - słyszy dziewczyna od chłopaka. "Kocham cię!"- wykrzykuje ktoś dziękując drugiej osobie za jakąś uzyskaną od niej korzyść.
"Kochać - jak to łatwo powiedzieć" - tak bardzo prawdziwie brzmią słowa popularnego niegdyś szlagieru w odniesieniu do powyższych cytatów.
Rzeczywiście łatwo przychodzi nam sprowadzić miłość do seksu, pieniędzy, egoizmu. Ale by budować prawdziwe głębokie relacje, relacje między kobietą a mężczyzną, między rodzicami a dziećmi, nie wystarczy takie odczytanie słowa MIŁOŚĆ. Być może rację mieli Grecy wprowadzając różne słowa na określenie tego, co my chcemy załatwić dziś jednym "kocham". Stopniowali oni miłość wg czterech kryteriów: storge (przywiązanie, troska, życzliwość), filia (przyjaźń, która może mieć różne stopnie zaangażowania i różne postacie), eros (miłość wyrażająca się w zafascynowaniu druga osobą), agape (miłość wypływająca z relacji łączącej człowieka z Bogiem).
Prawdziwe" kocham" opiera się na wielu filarach, jeśli jednak nie przekształci się w którymś momencie w agape (łac.caritas) - związkowi, czy relacji trudno będzie przetrwać życiowe zakręty. Kiedy "ona", jeszcze tak niedawno niezwykła i cudem zdobyta, wstaje rano wymęczona po nocy spędzonej z chorym maluchem i burczy na ciebie zła o wszystko, to czasem trudno jest zrezygnować z siebie i zamiast odpocząć chwilę po stresującej pracy wziąć się za rozwieszenie zapomnianego w pralce prania. Nie jest łatwo zostawić gdzieś za sobą rozliczenie typu "a ja dzisiaj zrobiłam to i to … a on co zrobił?" i bez rozdrażnienia, spokojnie omówić domowe sprawy. Bo jak można, tak po prostu, oddać swój czas, swój wypoczynek, swój święty spokój i przede wszystkim swoje racje? W imię czego?
Kiedy jeszcze tak niedawno upragniony maluszek zmienia się w nieposłusznego nastolatka, bałagan w jego pokoju sprawia, że trudno uchylić drzwi, oceny lecą na łeb na szyję w dół , a on wraca dwie godziny po umówionej porze i bez żadnego wytłumaczenia ładuje się z butami na łóżko, którego rano nie pościelił, to zdecydowanie trudno zachować zimną krew i odczuwać życzliwość. A miłość?
Kiedy ktoś bliski mówi ci, że jesteś naiwny w swoim patrzeniu na świat, że twoje podejście do wiary, polityki, biznesu to głupota i zacofanie, to trudno mówić o relacji przyjaźni między wami.
I właśnie wtedy z pomocą przychodzi caritas czyli miłość płynąca z krzyża Jezusa Chrystusa. Bo tylko silna więź z Bogiem sprawi, że nie zbuntuję się, nie odrzucę, że będę potrafiła kochać wbrew sobie.
"Kocham" w ujęciu caritas, to łaska dzięki której kocham tych, których kochać najtrudniej, tych którzy stoją tuż obok mnie i umieją zadawać bardzo celnie wymierzone ciosy. To znacznie więcej niż chwila przyjemności w łóżku, niż najdroższy nawet prezent, niż podporządkowanie kogoś swoim oczekiwaniom...
Skomentuj artykuł