Nie umiemy być wdzięczni za rodzinę
"Kocham mój dom i jego cztery ściany I morza szum, i widok wody czystej. I choćby los w bezkresną dal mnie zagnał, tu twierdza ma i tutaj moja przystań. (…) I próżny trud, by znaleźć drugi taki Cudowny dom, bo dom ten jest jedyny I jest tu czar, dla oka niewidzialny Coś, co tu trwa, co będzie i co było Bo zdarza się, że dom jest nieśmiertelny i wieczny, gdy w nim zamieszka miłość… L. M. Montgomery: "Ania z Wyspy Księcia Edwarda"
Jakże często nie doceniamy tego, że posiadanie domu, rodziny i bliskich jest wielkim darem… nie umiemy go przyjmować i cieszyć się nim. Nie umiemy być za niego wdzięczni. Ten, kto poznał postać rudowłosej Ani Shirley, pamięta, ile wdzięczności kryło się w jej dziecięcym sercu mimo smutnych życiowych doświadczeń. Ania urzekała swoją postawą widzenia cudu w każdym napotkanym drobiazgu. Doceniała to, że ma rodzinę.
Dziękowała za otrzymywane dobro miłością. Myślę, że obserwując ją, także i współcześnie moglibyśmy wiele czerpać z jej postawy. Bowiem od prostego zauważana i doceniania "małych darów codzienności" zaczyna się wewnętrzne nastawienie do czynienia dobra innym. Dom rodzinny jest miejscem, dzięki któremu doświadczamy tego najpełniej. Z miłości doznawanej od bliskich rodzi się postawa wdzięczności za to, co otrzymaliśmy, co odziedziczyliśmy.
Czy jednak zawsze umiemy okazywać wdzięczność naszym rodzicom, babciom i dziadkom? Czy chętnie i z… wdziękiem to robimy? Jaką postawę przyjmujemy częściej: wdzięcznego zauważania otrzymanego dobra czy roszczenia sobie tylko prawa do otrzymywania go? Każda rodzina jest dobrym polem obserwacji wielu mechanizmów z tym związanych. Zmieniają się czasy i obyczaje, a kiedy bliżej przyjrzelibyśmy się panującym wzorom, to z niepokojem trzeba by stwierdzić, że bolączką współczesności jest brak szacunku dla tego, co w człowieku jest dojrzałe, oraz do tego, co odchodzi w przeszłość. Istnieje jednak wiele cennych dóbr, które powinniśmy umieć zawdzięczać bliskim.
Wszechobecny kult młodości i przesadna wiara we własną sprawność i wiedzę zamieniają niektórych młodych ludzi w bezduszne, zarozumiałe roboty. Bardzo często zdarza się, że nie mają oni gotowości do podtrzymywania więzi rodzinnych. Odcinając się od przeszłości, burząc jej spuściznę, sprawiamy, że nasze korzenie ulegają zanikowi. A bez tych korzeni stajemy się niczym piórka, które goni wiatr. Pamiętajmy o tym, bo jak mawiała ulubiona postać literacka: "Jest milion razy lepiej być Anią z Zielonego Wzgórza niż Anią znikąd".
Wychowując dzieci, warto zwracać ich uwagę na prawdziwość i szczerość w kontaktach z innymi oraz na to, jakie wartości powinny najbardziej cenić według przykładu: "Ceń każdego, kto cicho, skromnie, z taktem, wspiera Cię niewidzialny, gdy nieszczęście czy smutek jest faktem… I trwać będzie przy tobie cicho… i czekać, póki się nie wypłaczesz…". Babcie, dziadkowie mają częstokroć większe pokłady tego, co ma wiedza naukowa czy najnowocześniejsza nawet technika.
Istnieje cala masa dowodów naukowych na to, że dzieci rozwijające się w dobrych relacjach rodzinnych lepiej radzą sobie z życiem. A dobrych relacji nie można wyobrazić sobie bez wdzięczności. Czy nie cudownie jest mieć świadomość tego, że są ludzie, dzięki którym możemy czuć się bliżej Pana Boga, człowieka i świata? Tacy, którzy sprawiają, że nasze życie staje się bardziej znośne, łatwiejsze czy po prostu szczęśliwsze?
Być wdzięcznym rodzicom za dar życia, dziadkom za dar wsparcia w wychowaniu, rodzeństwu za wspólnie spędzony czas i wspólne życie to nie jakaś górnolotna, ale podstawowa zasada życia. Wyrazić to można najprościej: uśmiechem, uściskiem dłoni, podtrzymaniem na duchu w chwili smutku lub filiżanką herbaty po męczącym dniu. Czasami wystarczy zauważyć starania odwzajemnić lub odwzajemnić się miłym słowem. Obecność kogoś bliskiego i gotowość wysłuchania czy okazana troska dają kojące uczucie.
Dzieci czasem nie radzą sobie z okazywaniem wdzięczności starszemu pokoleniu. Najprościej nauczyć mogą się tego, obserwując zachowania dorosłych w codziennych, domowych sytuacjach. Utrzymując kontakty z dziadkami czy kuzynami i okazując im szacunek, przekazujemy dobre wzory dzieciom. Dzięki temu tworzymy solidne i trwałe więzi rodzinne, które są szansą na nasze szczęśliwe życie.
Bywa, niestety, tak, że trudno znaleźć uzasadnienie dla tego uczucia czy postawy, bo są domy, w których źle się dzieje, i zdaje się, że nie otrzymuje się tam nic lub otrzymuje się coś złego. Czasem wiąże się to z potrzebą wyposażenia swojego serca w umiejętność wybaczenia i większej gotowości do zauważenia każdego nawet najmniejszego dobra. Zawsze jednak warto pamiętać o tym, że wdzięczność nie dotyczy jedynie dóbr materialnych czy intelektualnych. Wystarczającym dobrem jest to, co się otrzymało w postaci życia, pokarmu, więzi rodzinnych. Dla uczucia wdzięczności nie jest istotne ,czy nasi rodzice lub dziadkowie są kimś wyjątkowym pod względem stanowiska czy stanu majętności.
Czy mogą zasypywać dzieci drogimi upominkami. Najważniejszą marką otrzymaną od członków rodziny jest marka ich człowieczeństwa i miłości. Znajdujmy miejsce w sercach, aby ją przyjąć. Chciejmy pamiętać, że jest to marka, której autorem jest Pan Bóg. Przez dar rodziców i krewnych otrzymujemy od Niego potrzebne do życia łaski. Z kolei rozwijając w sobie postawę bycia wdzięcznym, która uznawana jest za jedną z cnót, mnożymy wokół nas miłość, odwdzięczając się Panu Bogu. Wdzięczność za miłość może być okazywana przez wspólne świętowanie, przez szanowanie tradycji i zwykłą pomoc w codziennym życiu. Wszystkie te drobne gesty są wyrazem szacunku i miłości. Jeżeli mamy wokół siebie miłość, to mniej jest lęku o teraźniejszość czy o przyszłość. Wdzięczność pomaga dojrzewać spokojniej, utrwalając w nas żywe więzi i szczęście. "Żyć to znaczy okazywać wdzięczność za słoneczny blask i miłość, za ciepło i czułość, których jest tak wiele w ludziach i rzeczach".
Skomentuj artykuł