Niezawodna metoda na małżeńskie kłótnie

(fot. shutterstock.com)
Beata i Tomasz Strużanowscy

Tu się nic nie ułoży "samo". Dzień ślubu nie jest chwilą, kiedy można głęboko odetchnąć: "Uff - mam go!"; "No wreszcie - zdobyłem ją!". Nic bardziej mylnego. Jak poradzić sobie z małżenstwem?

Na początek "kulinarna" opowiastka, jedna z wielu tego typu, które krążą na Facebooku.

- A ty nigdy nie zdradziłeś?

DEON.PL POLECA

- Ani razu przez wszystkie lata małżeństwa.

- Ja bym się zanudził na śmierć. To tak, jakbyś jadł codziennie to samo ciasto. Można dostać mdłości.

- Mylisz się. Mdłości dostajesz dlatego, że się przejadasz i mieszasz różne gatunki ciasta. Gwarancją najlepszego smaku jest swojski, domowy wypiek, a nie podróbki. Ale pamiętaj - smak ciasta najbardziej zależy od tego, kto je wyrabia. Widocznie kiepski z ciebie piekarz…

Żeby było sprawiedliwie, opowiedzmy to samo raz jeszcze, pokazując, jak to niekiedy wygląda z męskiej perspektywy.

Do poradni małżeńskiej przychodzi kobieta i opowiada ze wzburzeniem:

- Proszę pani, ja już chyba nie wytrzymam z tym moim mężem! Ciągle tylko praca, koledzy, piwko, sport, Internet… A kiedy mu zwracam uwagę, złości się i wychodzi, trzaskając drzwiami. No po prostu diabeł, nie mąż!

- A jak długo jesteście małżeństwem? - pyta psycholog.

- Od siedmiu lat.

- I zawsze był taki? Jak to wyglądało na początku?

- No nie, na początku był jak anioł. Zgadywał wszystkie moje życzenia, zanim je wypowiedziałam!

- W takim razie gratuluję pani!

- Nie rozumiem. Czego?

- W ciągu siedmiu lat zrobić z anioła diabła - ooo, do tego trzeba wybitnych zdolności…

Przeczytajcie też: 5 błędów tych, co marzą o związku >>

Tu się nic nie ułoży "samo"

Dzień ślubu nie jest chwilą, kiedy można głęboko odetchnąć: "Uff - mam go!"; "No wreszcie - zdobyłem ją!". Nic bardziej mylnego. Owszem, jakiś etap został zamknięty i można przez chwilę poczuć coś w rodzaju spełnienia, zwłaszcza gdy przygotowanie do małżeństwa było solidne. Nie zmienia to jednak faktu, że najważniejsze dopiero przed nimi.

Co zrobić, aby małżeńska rzeczywistość w miarę upływu lat nie szarzała, tylko przeciwnie - nabierała coraz piękniejszych barw? Czy to w ogóle jest możliwe? Jak uniknąć rutyny, powierzchowności we wzajemnych relacjach? Jak pogodzić się z wadami drugiej połówki, które w warunkach "24 razy 7 razy 365" nieuchronnie ujawnią się w całej swej wątpliwej krasie? Jak zapanować nad własnymi humorami, nieuporządkowanym wnętrzem, kłopotliwymi dla otoczenia nawykami?

Ugryź się w język - dobry sposób na koniec kłótni

Odpowiedź jest krótka, choć w przyszłości będzie wymagała uszczegółowienia. Trzeba ogromnej, systematycznej, świadomej pracy nad sobą; stanięcia w prawdzie przed Panem Bogiem (podczas codziennej modlitwy, a nie klepanego pacierza!) i przed samym sobą; nazwania po imieniu swoich mocnych stron i słabości; mocnego oparcia się na łasce Bożej (trwanie w łasce uświęcającej, spowiedź, Komunia święta), zakasania rękawów i wzięcia się do pracy nad tym wszystkim, co jest we mnie nieuporządkowane i może zagrażać naszej jedności małżeńskiej. Słowem - nie bójmy się tego jakże niemodnego dziś słowa - potrzeba ascezy. Dziś zasygnalizujemy tylko jedno z najbardziej owocnych ćwiczeń w ramach małżeńskiej ascezy: ugryźć się w język.

Pewien narzeczony krótko przed ślubem otrzymał taką radę od swego przyszłego teścia: "Tylko pamiętaj, że małżeństwo to najcięższy zakon…". Przysłowia, ta mądrość narodów, mówią, że bez pracy nie ma kołaczy i że każdy jest kowalem swego losu. Jak ulał pasuje to do dobrego małżeństwa…

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niezawodna metoda na małżeńskie kłótnie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.