Rozpad małżeństwa. Ból, wściekłość i gniew
W obliczu rozpadu relacji, w którą się wiele zainwestowało, i w obliczu marzenia, które na zawsze się rozwiało, człowiek ma często poczucie niepowodzenia i klęski. Najczęściej odczuwa też silne uczucia wściekłości i gniewu: bardzo trudno jest się przed tym uchronić.
Jest zatem rzeczą ważną, by zbliżyć się do kogoś, kto przeżywa tę rzeczywistość bez uprzedzeń, mogących skłaniać do patrzenia na niego jak na "nieodpowiedzialnego bon vivanta", któremu należy wygłosić kazanie "trzeba było wcześniej o tym myśleć...".
Wiele osób żyje w separacji z powodu bolesnej dla nich decyzji podjętej przez współmałżonka (który postanawia odejść lub prosi o zakończenie wspólnego życia małżeńskiego) albo przez zniechęcenie i rozpacz (ponieważ utracili nadzieję, że ich wysiłki i ich zaangażowanie mogą polepszyć sytuację, która powoduje wielkie cierpienie).
Nawet ci, którzy wybrali separację z lekkim sercem i z powodów "błahych", muszą stawić czoła trudowi rozdzielenia się, cierpieniom dzieci, adwokatom i walkom w sądzie: są to doświadczenia, które naznaczają człowieka na zawsze.
W obliczu tej sytuacji trzeba pomóc ludziom odbyć najpierw drogę wyzwolenia, zanim jeszcze przedstawi się im praktyczne propozycje na przyszłość.
Małżonek żyjący w separacji jest przede wszystkim osobą zranioną, znajdującą się w sytuacji wielkiego cierpienia: cierpienia psychologicznego, spowodowanego przez poczucie frustracji z powodu poniesionej porażki i nowej sytuacji życiowej, w której do wściekłości, rozczarowania i bólu dołączają samotność i - przede wszystkim w przypadku ojców - rozłąka z dziećmi, a także konieczność opuszczenia miejsca zamieszkania, w którym spędziło się dużą część życia.
To nagromadzenie negatywnych stanów ducha i dotkliwego, rzeczywistego cierpienia może się stać prawdziwym "więzieniem", w którym osoba żyjąca w separacji czuje się zamknięta, pozbawiona nadziei, dusi się. Należy więc koniecznie pomóc jej wyjść z tego "więzienia" i rozerwać łańcuchy cierpienia, aby na nowo mogła spojrzeć w przyszłość z nadzieją i ufnością. Mimo życiowej klęski.
Aby doświadczyć wyzwolenia, osoba dotknięta cierpieniem separacji, musi przebyć długą drogę złożoną z kilku etapów:
Jest bardzo ciężko się z tym pogodzić, bo nikt nie chce przegrywać, ale jest to pierwszy niezbędny krok. Niektórzy autorzy używają wyrażenia "łaska punktu zerowego". Przegrany nie ma już nic więcej do stracenia, ale może rozpocząć coś nowego. Wielu tego doświadczyło. Jest to bolesne i potrzeba czasu, aby pogodzić się z przegraną, ponieważ instynktownie się przeciw niej buntujemy. Kiedy jednak ją zaakceptujemy, jesteśmy gotowi do następnego kroku.
Wyrzuty sumienia atakują nasze wnętrze, tak że w końcu mogą nas osaczyć i zamęczyć. Kiedy uda nam się przyjrzeć im bez poczucia wewnętrznego paraliżu, staną się swego rodzaju bogactwem: będziemy mieli dodatkową strategię do lepszego zaplanowania przyszłości.
Rana jest tak bolesna, że chciałoby się natychmiast znaleźć lekarstwo i odzyskać zdrowie. Jeśli nie udaje się to od razu, zniechęcamy się. Mówimy: "Skończone... na zawsze. Wszystko skończone". W przypadku złamania kończyny wiemy, że potrzeba sporo czasu na wyleczenie i rehabilitację. To pomoże przezwyciężyć strach, że uraz może nieodwracalnie i nieuleczalnie pozbawić nas nadziei. Zdrowienie jest procesem, który wymaga czasu: zazwyczaj potrzeba roku albo dwóch lat, aby osoba żyjąca w separacji odnalazła nową drogę. Niektórzy, mniej cierpliwi, będą szukać skrótów, jednak nie zawsze z dobrym skutkiem.
W obliczu bólu i poczucia, że oto nie udało się coś bardzo ważnego w życiu, w człowieku budzi się silna potrzeba znalezienia sensu swojego cierpienia. Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje, łatwiej znaleźć za pomocą wiary i modlitwy, czerpiąc z Biblii jako źródła poznania i pociechy. "Poddałam się Bogu - mówi kobieta mająca za sobą doświadczenie separacji - i to stało się moim zbawieniem". Ktoś inny opowiada: "Nigdy nie umiałbym sobie wyobrazić, jak wielkie będzie to cierpienie: to wydarzenie wewnętrznie mnie rozdarło. Jednak to samo wydarzenie stało się dla mnie i dla wielu innych początkiem radykalnie innej drogi wiary".
Wizerunek Ukrzyżowanego może przyjść osobie żyjącej w separacji z pomocą. Chrystusowa modlitwa na krzyżu ("Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?") może przywodzić na myśl także krzyk rozpaczy czy braku ufności, jednak jest to na pewno modlitwa, tak jak jest nią wiele innych psalmów będących lamentacjami z powodu cierpień jednostki lub wspólnoty Kontemplacja Ukrzyżowanego i Jego niewinności, duchowości, jaka zeń promieniuje, dobrodziejstwo wypływające w tajemny sposób z tej najwyższej ofiary, mogą dodać wewnętrznej siły, cierpliwości i stałości, mimo pokusy, która namawia, by stracić wiarę w dobro, w wierność, w dobroć...
Człowiek czuje się samotny, ponieważ nie jest już częścią małżeństwa. Ale także dlatego, że nie czuje się już rozumiany i akceptowany przez wspólnotę, w której żyje. Niekiedy nawet przez przyjaciół i bliskich krewnych czy przez wspólnotę chrześcijańską, której członkiem był aż dotąd. Ta samotność jest źródłem następnego cierpienia i może doprowadzić człowieka do zamknięcia się w sobie samym lub do szukania oparcia w doświadczeniach i decyzjach "mniej wartościowych", w próbach jak najszybszego wyjścia z tego tunelu. Dla mężczyzn sytuacja wewnętrzna może być jeszcze cięższa, ponieważ w większości przypadków zostają pozbawieni dzieci, które sąd zazwyczaj powierza matce - tak więc samotność ciąży im jeszcze bardziej.
W tym momencie bogactwem jest grupa. Jest to (wraz z modlitwą) fundamentalne bogactwo pozwalające przezwyciężyć chwile trudności i pokusy skupienia się na sobie: grupa może dać wsparcie, umożliwić podzielenie się swoimi doświadczeniami i porównanie ich z doświadczeniami innych, może się okazać właściwym terenem, by na nowo otworzyć się na innych i zbudować nową sieć pozytywnych relacji międzyludzkich w środowisku "bezpiecznym" i otwartym. Jest to propozycja duszpasterska bardzo praktyczna i łatwa do zrealizowania we wspólnotach chrześcijańskich, ponieważ grupy modlitewne i inne istnieją i mogą z łatwością powstawać, jak to obserwujemy w wielu miejscach.
Jednak życie nie może zależeć od innych. Nikt nie może być uzdrowicielem. Bóg sam jest Zbawicielem, ale działa na drodze osobistej i wewnętrznej. Najlepszym towarzyszem podróży nie będzie ten, kto daje rozwiązania teoretyczne, czy ten, kto chce się stać zbawicielem, ale ten, kto pomoże osobie żyjącej w separacji kroczyć jej drogą o własnych siłach, uwalniając jej wewnętrzną energię.
Skomentuj artykuł