Prof. Szlendak: Trwałe związki wrócą do łask, gdy ustabilizują się okoliczności
Jaka jest współczesna polska rodzina? Co na nią wpływa? Jakie zmiany w niej zachodzą? W kontekście X Światowego Spotkania Rodzin została zorganizowana debata na temat współczesnej rodziny. Jednym z jej uczestników był prof. Tomasz Szlendak z Instytutu Socjologii UMK.
Obserwujemy gwałtowne przemiany w rodzinie. Nie są one jednak efektem ostatnich kilku lat, ale trwają od przynajmniej stulecia. Jak zauważa prof. Szlendak, jeszcze na przełomie XIX i XX wieku w większości krajów zachodnich 90 proc. ludzi było w związkach małżeńskich. Po stu latach w Polsce mniej więcej połowa gospodarstw domowych nie jest złożona z męża, żony i potomstwa, a bardzo duża część mężczyzn w ogóle nie przechodzi przez doświadczenie małżeństwa. Małżeństwa zawierane są później, później przychodzą na świat dzieci i jest ich o wiele mniej.
Deweloperzy blokują rozwój życia rodzinnego
Przyczynę takiego stanu rzeczy prof. Szlendak nazywa bardzo wprost: to kwestia nie tyle osobistej niechęci ludzi do zawierania trwałych związków, ale prozaiczny brak mieszkań.
- Ludzie chcieliby stabilizować miłość i zakładać rodziny, cały czas ta tęsknota jest i to nie tylko w kobietach, ale i w mężczyznach. Ale po prostu brak dwóch milionów mieszkań na rynku. polską rządzą deweloperzy, którzy blokują rozwój życia rodzinnego Polaków. Często poszukuje się przyczyn tej zmiany w osobistej motywacji, w niechęci do rodzinności, ale tu jej nie ma - wyjaśnia socjolog.
Jak więc zachęcić młodych do budowania trwałych związków, do zawierania małżeństw i decydowania się na dzieci? Prof. Szlendak podkreśla, że jeśli mieszkania brak, to nie da się rozpocząć życia rodzinnego i jest to naprawdę poważna przeszkoda. Z badań wynika, że młode kobiety wyjeżdzające na studia do miast nie są w stanie wynająć mieszkania samodzielnie i musza to robić z grupą znajomych, która zazwyczaj ma tendencję do stabilizowania się. Idąc po studiach do pracy, dalej nie mają szans na to, by wziąć kredyt na mieszkanie. Tak sytuacja jest bardzo poważna i generuje w Polsce bardzo dużą liczbę tzw. gniazdowników, czyli relatywnie młodych ludzi, głównie młodych mężczyzn do 35 roku życia, którzy wciąż mieszkają z rodziną pochodzenia.
Obecni osiemnastolatkowie nie chcą małżeństwa ani dzieci
Socjolog zauważa, że zmienił się też sposób definiowania rodziny. Badacze wciąż postrzegają ją jako małżeństwo z dziećmi, a osoby badane mówiąc o rodzinie, mają raczej na myśli rodzinę pochodzenia.
- Szczęście rodzinne jest wartością, ale okazuje się, że owszem, 18-latkowie cenią rodzinę, ale chodzi im o rodzinę pochodzenia, a nie o tę, którą dopiero mogliby założyć. Gdy się im przyglądamy, to w odróżnieniu o 30-latków, którzy zakładają trwałe związki, to właśnie 18-latkowie są najbardziej sceptycznie nastawieni do budowania trwałych związków i to oni najczęściej ze wszystkich kategorii wiekowych mówią, że nie chcieliby mieć dzieci - wyjaśnia profesor.
Zaznacza też, że dość nieoczywisty jest tor przekazywania wartości rodzinnych. Okazuje się bowiem, że niekoniecznie są one przekazywane dzieciom przez rodziców, ale raczej przez dziadków. Wnuki są podobne do dziadków, jeśli chodzi o wyznawaną wiarę, ale także gdy chodzi o sposoby budowania życia w parze.
- Obserwujemy nienotowaną wcześniej solidarność miedzy dzisiejszymi wnukami i dzisiejszymi dziadkami, co znaczy, że te pokolenia dość mocno się lubią. Trzydzieści lat temu raczej się nie lubiły. Nic dziwnego, że współcześni osiemnastolatkowie cenią jako wartość rodzinę pochodzenia i wcale nie chcą się wyprowadzać z domu - mówi prof. Szlendak.
Niestabilność świata zniechęca do zakładania rodziny
Co można zrobić w niestabilnej sytuacji, w której wiele osób z "rynku matrymonialnego" nie potrafi wybrać jednego modelu ani zdecydować się na konkretną drogę życia? Socjolog podkreśla, że część zadania spoczywa na osobach dorosłych, które są zobowiązane do stabilizowania świata. Gdy świat jest stabilny, ludzie chcą budować trwałe związki, chcą wchodzić w małżeństwa i mieć dzieci.
- Czasy są, jakie są. Cały czas mamy do czynienia z tęsknotą do życia rodzinnego, ale z drugiej strony widać też związaną z nim niepewność. Rodzina nie jest już przystanią, skałą, na której mogliśmy pewnie stanąć jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Wiąże się z nią szereg negatywnych zjawisk, jak na przykład przemoc. Widać to było w trakcie pandemii: rosła przemoc i rosła też opowieść medialna dotycząca negatywnych stron życia rodzinnego. I mamy sytuację, w której z jednej strony rodzina jest pokazywana jako jedna z ostatnich trwałych instytucji w tym zmiennym, chaotycznym, zabałaganionym, trudnym świecie, ale jednocześnie jest już nietrwała. I to jest przekaz, który wiele osób zniechęca do budowania życia rodzinnego - zauważa profesor.
Co może zrobić Kościół?
Podczas dyskusji mocno wybrzmiał fakt, że w zasadzie jedynym miejscem w Polsce, które zajmuje się przygotowaniem młodych ludzi do małżeństwa i życia rodzinnego, jest właśnie Kościół. Mimo wielu wad i niedoskonałości kościelnych działań wciąż jest tu przestrzeń na troskę rodziny, między innymi w dwóch i pół tysiącu bezpłatnych poradni rodzinnych, w których można szukać wsparcia.
Jak podkreśla prof. Szlendak, w mocno zmieniającym się świecie Kościół musi uzwględniać zróżnicowanie społeczeństwa.
- Od 2016 roku kilkanaście procent młodych kobiet, w zasadzie nastolatek ma silnie lewicowy i niereligijny pogląd na świat. Niemal identyczny odsetek młodych mężczyzn ma poglądy konserwatywne i religijne. Kościół nie powinien odpuszczać z żadnej z tych grup. Jeśli teraz Kościół przemawia do małżeństw, które w nim są, albo do narzeczonych, powinien też pamiętać o tych, którzy pozostają na mieliźnie - mówi socjolog.
Co dokładnie znaczy to stwierdzenie? Wynika ono z obserwacji społeczeństwa. Co roku do dużych miast migruje ponad 200 tysięcy młodych kobiet, ale tylko ponad sto tysięcy młodych mężczyzn. To oznacza, że bardzo duża grupa młodych mężczyzn pozostaje w swoich wsiach i miastach i z reguły w ogóle nie buduje związków. bo fizycznie nie ma z kim. Jak podkreśla profesor, warto zadbać, by także do nich trafiał przekaz ze strony Kościoła.
Czy nauka Kościoła może pomóc ustabilizować świat? Tak, ale tylko w części. Obecnie jest zamieszanie na "rynku" dostępnych opcji bycia razem. Młodzi mają wiele propozycji bycia razem i osobno - i nie wiedząc, którą wybrać, w końcu nie wybierają nic. I to jest wyzwanie dla takich instytucji jako Kościół - twierdzi profesor. Podkreśla jednak, że ludzie są zmęczeni przygodnością i niestabilnością świata.
- Okoliczności społeczne, kulturalne i ekonomiczne oraz i okoliczności zmiany społecznej zawsze próbują przemieszać te klocki, którymi są miłość erotyczna, intymność, bliskość i wreszcie zinstytucjonalizowanie w jakiś sposób miłości. Ludzie zawsze dążą do osiągnięcia trwałości, ale zawsze dzieje się to w konkretnych okolicznościach. Nuklearny model rodziny, oparty na miłości kobiety i mężczyzny i świat zbudowany na małżeństwach tworzących rodziny pasował do społeczeństwa przemysłowego. Teraz właściwie nie wiemy, w jakim typie społeczeństwa funkcjonujemy. Pewnie wyklaruje się jakiś świat, w którym znowu osiągniemy trwałość - mówi socjolog. - Gdy będziemy wreszcie wiedzieć, w jakim społeczeństwie żyjemy, wrócimy do stabilności. Teraz jest czas próby i ludzie próbują się ze swoim życiem intymnym w tych nietrwałych i chaotycznych okolicznościach zmieścić, a okoliczności są nietrwałe, chaotyczne.
Całą debatę można obejrzeć tutaj:
Źródło: KAI / YouTube.com / mł
Skomentuj artykuł