Przyjmujesz samotność czy przed nią uciekasz?

Fot. Sasha Freemind / Unsplash.com

Osoby, które dotkliwie doznają własnego osamotnienia, myślą, że wtedy do szczęścia potrzebna im jest druga osoba, a nawet Bóg. Ale tak naprawdę osobą, której w tej chwili najbardziej potrzebują, są oni sami - pisze ks. Jacek Prusak SJ w książce "Pójdźcie na miejsce osobne".

Jak pracować nad własną samotnością? Czy można się z nią zaprzyjaźnić? - pyta jezuita i zaprasza do przyjrzenia się pewnym pięciu wewnętrznym przekonaniom o samotności.

Jak postrzegasz swoją samotność?

Pierwsze brzmi następująco: nie staram się myśleć o tym, co czuję, ponieważ jeśli patrzę w siebie, to odnajduję i doświadczam wiele emocjonalnego bólu, napięć i konfliktów. Drugie: czasem, kiedy jestem sam lub sama, czuję się samotny, a czasem osamotniony. Przydarza mi się jednak znaleźć trochę radości w byciu samemu. Trzecie możliwe stwierdzenie: zasadniczo nie doświadczam osamotnienia, cieszę się z tego, że mogę być sam, choć muszę mieć także spełnione minimum relacji towarzyskich. Kolejne: trudno mi powiedzieć, jak się czuję, kiedy jestem samotny przez dłuższy czas, ponieważ unikam takich sytuacji i towarzyszących im przeżyć. I ostatnie: nawet kiedy jestem samotny, zajmuję sobie czas projektami i planami, wspomnieniami i fantazjami, tak abym mógł uniknąć kontaktu z uczuciem bycia samotnym.

Pomyślmy nad każdym z tych przekonań, bo dobrze jest mieć świadomość tego, jak postrzegamy własną samotność i jaki mamy do niej stosunek. Zasadniczo psychologiczna praca nad pozytywnym pogłębianiem własnego doświadczenia samotności sprowadza się do trzech kroków.

DEON.PL POLECA

Pozwól sobie na bycie samotnym

Pierwszym jest pozwolenie sobie na bycie samotnym i bycie świadomym tego stanu. W praktyce oznacza to, że w ciągu dnia nie boję się znaleźć czasu dla samego siebie. Mam chwile samotności i daję sobie na to czas. Można bowiem sobie na to nie pozwalać. Można mieć takie chwile i unikać ich lub się przed nimi wzbraniać, albo też w niewłaściwy sposób je przeżywać. A trzeba sobie na nie pozwolić. To jest pierwszy etap – jeśli od tego nie zaczniemy, nigdy się nie dowiemy, jakie znaczenie w naszym życiu ma samotność i że będąc samotnymi, nie musimy być osamotnieni.

Naucz się rozumieć, co przeżywasz

Drugim krokiem jest uczenie się rozumienia tego, co się aktualnie przeżywa i co się w sobie czuje. Chodzi o rozpoznanie własnych wewnętrznych dialogów o tym, kim powinienem być i jak powinienem się czuć. To jest ważne, bo często te dialogi nie pozwalają nam na odpoczynek – w momencie, kiedy chcemy odpocząć, uruchamia się w nas stary scenariusz mówiący nam: powinieneś być taki, musisz zrobić to, musisz się czuć tak, a nie inaczej.

I szybko zapominamy o tym, że możemy być sami, żyjąc według własnych oczekiwań. A zatem kiedy znajdziemy chwilę na to, żeby być samemu, nie bójmy się tego, co czujemy lub co nam przychodzi do głowy. Nie dajmy się jednak pochłonąć obsesyjnym myślom.

Przyjmujesz samotność czy przed nią uciekasz?

Trzeci krok – w jaki sposób tu i teraz reaguję na doświadczenie samotności: czy je przyjmuję, czy przed nim uciekam. Trudność z umiejętnością odpoczywania polega na tym, że mało czasu spędzamy w teraźniejszości. Nawet jeśli poświęcamy czas na odpoczynek, to od razu myślimy o tym, jak mamy odpoczywać lub co zrobimy, gdy ten czas się skończy. Idąc na odpoczynek, już myślimy o tym, co będzie dalej. Tak wszystko chcemy planować, że nic nas nie cieszy. Nawet własny odpoczynek chcemy dobrze zaplanować. Ważne jest jednak, żeby nie wpaść w drugą skrajność, bo odpoczynek nie jest biernością: nie wystarczy nic nie robić, żeby odpocząć. Tak nikt nie odpocznie. Próbując nic nie robić, zaczynamy robić to, co nam przychodzi do głowy, czyli oceniać się i odrzucać. Chodzi więc o to, żeby nauczyć się żyć tu i teraz, a jak przychodzą na nas chwile słabości, kiedy doświadczamy samotności, to umieć ją przyjąć tu i teraz. To jest bardzo ważne.

Czy do szczęścia jest potrzebny ktoś drugi?

Osoby, które dotkliwie doznają własnego osamotnienia, myślą, że wtedy do szczęścia potrzebna im jest druga osoba, a nawet Bóg. Ale tak naprawdę osobą, której w tej chwili najbardziej potrzebują, są oni sami. Nie Bóg ani nie drugi człowiek, którzy stają się wtedy takim pluszowym misiem, mającym nas otulić, przygarnąć, w którym zapomnimy, że istniejemy, w którym będzie nam dobrze na chwilę. Chodzi o to, by tu i teraz umieć przyjąć siebie. Nikt nie odpocznie, kiedy będzie próbował zmienić siebie lub siebie poprawić. Jeśli ktoś myśli, że do tego jest mu potrzebny odpoczynek, to i źle myśli, i źle odpoczywa.

Osamotnienie jest cierpieniem

Osamotnienie nie bierze się tylko z doświadczenia bycia samemu, bycia osobnym. Aby je przekroczyć, musimy zrozumieć jego źródło i sposób, w jaki ono objawia się w naszym ciele jako cierpienie. Wspominałem już, że o ciele nie można zapomnieć. Osamotnienie jest częścią naszego podejścia do życia. Doświadczając go, próbujemy z nim żyć, a sposób, w jaki sobie staramy z nim poradzić, staje się częścią tego, kim jesteśmy, i znaczną częścią tego, jak podchodzimy do życia w ogóle.

Chodzi więc o to, żeby przekroczyć styl myślenia i reagowania, który zamiast przynosić nam radość z samotności, daje bolesne poczucie osamotnienia. Aby tak się stało, musimy dotykać w sobie różnych rzeczy, które przydarzyły się nam w ciągu naszego życia, nie tylko w ostatnich dniach, nie tylko przy okazji ostatnich wydarzeń – one owszem są ważne, ale stanowią zaledwie część całego łańcucha, zaś same najnowsze wydarzenia są ostatnim ogniwem, i najczęściej nie najważniejszym. Nasz zwyczaj bycia osamotnionym musi zostać zastąpiony bardziej konstruktywnym i kreatywnym emocjonalnie sposobem spędzania czasu. Nie wystarczy bowiem coś odrzucić, trzeba dla tego czegoś znaleźć alternatywę. Ile razy próbujecie się zmienić poprzez odrzucenie, porzucenie czegoś, a nie szukacie niczego w zamian? Nikt się w taki sposób nie poprawił, co najwyżej zaadaptował się.

Czy potrafisz być sam na sam ze sobą?

Spróbujcie wykonać drobne ćwiczenie i zobaczcie, jak ciężko będzie wam przeżyć samotność: przeznaczcie na modlitwie piętnaście minut na to, żeby liczyć do dziesięciu, tam i z powrotem. Zobaczcie, czy w ogóle potraficie tak się uspokoić, tak wejść w siebie, że oddychając i licząc te oddechy, nie będziecie myśleć o niczym innym. To nie znaczy, że nie będziecie mieli innych myśli – będziecie mieli, i to więcej, niż się spodziewacie, ale czy będziecie w stanie policzyć do dziesięciu i od dziesięciu w dół, i tak bez przerwy przez kwadrans?

Niektórym nie uda się nawet raz policzyć do dziesięciu i z powrotem bez rozproszenia, a inni będą cały czas walczyli, żeby coś takiego w pełni zrobić przez piętnaście minut. To się wydaje pozornie proste, ale spróbujcie to zastosować, a zobaczycie, jakie jest trudne. To dlatego, że nie potrafimy być sami ze sobą. Liczcie od jednego do dziesięciu i od dziesięciu w dół: to uspokaja, pozwala dotknąć wielu emocji, wspomnień. One się pojawią, ale nie zajmujcie się nimi. Postarajcie się liczyć, nie osądzając siebie ani nie robiąc nic innego, a zobaczycie, jak jesteście zaprogramowani na to, żeby uniknąć samotności. Wtedy wejdą tysiące różnych myśli: żeby nie marnować czasu, żeby się pomodlić, coś ze sobą robić, coś mówić, coś wypowiadać. Spróbujcie podejść do tego w prosty sposób, za każdym razem spokojnie wracając do liczenia.

Nie podtrzymuj relacji za wszelką cenę

Samotność jest darem od drugiego. A my często wchodzimy w relacje i próbujemy je za wszelką cenę podtrzymać – po to, żeby uniknąć bolesnego doświadczenia bycia opuszczonym lub osamotnionym i bolesnego doświadczenia własnej pustki wewnętrznej. Większość z nas ma tendencję, żeby wchodzić w relacje po to, aby tego uniknąć. A paradoks polega na tym, że samotności nie przezwycięży się we dwoje.

Samotność można przezwyciężyć tylko we troje. Nie oznacza to, że małżonkowie bez dzieci nie mogą być szczęśliwymi małżonkami. Mogą być i są. Ale wtedy tym trzecim musi być ktoś lub coś, bo samotność w związkach tak naprawdę powinna być miejscem dla duchowości, a nie dla uzależnienia. Jeśli chcecie mieć udany związek, jakikolwiek, z drugim człowiekiem, to musicie nauczyć się być w tym związku osobą samotną i musicie na tę samotność pozwolić drugiemu. To jest nuta, która już wcześniej się tu przewijała.

Aby związek był udany, musi być czas na samotność

Zobaczcie, jakie emocje wywołuje i co się budzi w nas, niezależnie od płci, jeśli druga osoba, na której nam zależy, opuszcza nas. Jaki typ emocji się rodzi? Złość, odrzucenie, spadek poczucia własnej wartości, zazdrość, zawiść, niepewność i tak dalej. Tak jak w związkach bardzo potrzebna jest intymność, tak też bardzo potrzebna jest i samotność. Ludzie w związkach mają potrzebę intymności i często nie potrafią jej zaspokoić, ale mają też potrzebę samotności. Czy w waszych związkach potraficie komuś dać czas na zaspokojenie tej potrzeby? Czy jeśli druga osoba wyjdzie, to zaraz się wali świat, i nie dlatego, że nagle sobie z tym nie potraficie poradzić, tylko że to wywołuje w was tyle negatywnych emocji i skojarzeń? Aby związek był udany, musi być czas i na intymność, i na samotność.

Tekst jest fragmentem książki "Pójdźcie na miejsce osobne" ks. Krzysztofa Grzywocza i ks. Jacka Prusaka SJ, wydanej nakładem Wydawnictwa WAM.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przyjmujesz samotność czy przed nią uciekasz?
Komentarze (1)
PZ
Piotr Zawodny
31 października 2021, 10:25
Bardzo słusznie uwagi.