8 pierwszych kroków do poradzenia sobie ze stratą
Gdy w naszym życiu pojawia się jakaś istotna strata, istnieje zagrożenie, że pochłonie nas towarzyszący jej żal, choćbyśmy bardzo starali się tego uniknąć. Początkowo staramy się zablokować smutek i udawać, że nic się nie stało. Jak dobrze przeżyć stratę?
Uświadom sobie, że strata, którą przeżywasz, ma swoją niepowtarzalną specyfikę.
- Pomyśl o tym, co dotąd przeżyłeś i powiedz, jak ważne były dla ciebie poszczególne utracone osoby lub przedmioty.
- Jakie miejsce w twoim życiu zajmowała każda z nich? Czy ta osoba (lub to, co straciłeś) dawała ci poczucie sensu życia i wartości? Umacniała czy niszczyła twoje poczucie pewności siebie? Nazwij niepowtarzalny aspekt każdej straty.
- Pomyśl o tym, na ile w swoim żalu jesteś podobny do innych, a także o tym, pod jakim względem każda strata jakiej doznałeś w życiu różni się od strat innych? Czy potrafisz zaakceptować te różnice?
- Rozważ historię twojego życia i wiedz, że wskazuje ci ona, jak ma przebiegać twój żal. Kiedy zobaczysz, dlaczego utracona osoba albo rzecz były dla ciebie ważne, będziesz wiedział czemu należy poświęcić uwagę i nad czym się skupić. Na przykład, gdy zastanawiasz się nad tym, co straciłeś, możesz się przyznać, że twoje relacje ze zmarłym były pełne konfliktów. Może to sprawić, że twoja żałoba będzie trudniejsza lub przynajmniej inna niż byłaby, gdyby te relacje układały się dobrze. Może będziesz musiał poświęcić więcej uwagi swojemu poczuciu winy, swojej złości lub smutkowi powiązanych wrażeniem, że mogło być inaczej.
- Jeżeli twoje relacje ze zmarłą osobą były trudne, pełne konfliktów napisz do niej list. Powiedz w nim o swoich prawdziwych uczuciach, o chwilach dobrych oraz złych. Uporanie się ze swoimi uczuciami może wymagać napisania paru listów. Kiedy się uspokoisz przeprowadź rytualne spalenie tych listów. Gdy papier zamieni się w popiół i dym, wyrzuć z siebie niepokojące cię uczucia i zaproś do swojego serca pokój.
- Uznaj realia twojej sytuacji, niezależnie od tego, czy ci się podobają, czy nie. Zmierz się z życiem takim, jakie jest, nawet z tymi jego aspektami, z których nie jesteś zadowolony. Zacznij od zidentyfikowania każdej straty i uznania jej za twoją stratę.
- Stratę odczuwamy nie tylko wtedy, kiedy ktoś umiera. Jest wiele przeżyć, które wywołują w tobie żal. Zastanów się nad sprawami innymi niż śmierć, które obecnie wymagają od ciebie rozstania się z czymś lub kimś dla ciebie ważnym.
- Jeżeli teraz przeżywasz żal po kimś lub czymś dla ciebie ważnym, to zastanów się, co ta osoba, praca lub doświadczenie powiedziały ci o tym, kim jesteś?
Są przeżycia, na które nie ma recept >>
O żalu, który jest skomplikowany
Popołudniowa przerwa w moich zajęciach na temat przeżywania żalu po doznanej stracie była dla nas chwilą wytchnienia. Uczestnicy zaczęli ze sobą gawędzić, wychodzić na świeże powietrze. Jak zwykle parę osób podeszło do mnie, by coś skomentować albo zadać pytanie, którego nie chcieli postawić w obecności całej grupy.
Zauważyłam kobietę wyglądającą na niezdecydowaną najwyraźniej zastanawiała się, czy zadać swoje pytanie, czy też nie. Czekała do końca, aż będę sama, potem podeszła z wahaniem, jakby wiedziała, że jeśli nie przemówi teraz, to nigdy tego nie zrobi. Wyrzuciła z siebie męczące ją pytanie:
- Czy mogę pani powiedzieć, że śmierć mojego męża była dla mnie prawdziwą ulgą? Pytanie zabarwione było zarówno nutką wyzwania, jak i poczucia winy.
- Może mi pani powiedzieć wszystko, co pani zechce - odrzekłam, czekając, czy jeszcze coś doda.
Przestań tłumić emocje. Dopuść je do głosu >>
Przez chwilę milczała, potem w jej oczach pojawiły się łzy i wyszeptała: - Nigdy dotąd nie powiedziałam tego głośno. Mam nadzieję, że to nic złego. Ludzie zawsze okazują mi współczucie, a ja odpowiadam: "dziękuję", nigdy im nie mówię, jakie to wszystko było ciężkie.
Nie wiedziałam nawet, jak ma na imię, ale poruszył mnie ból, który w sobie nosiła. Gdy tylko uchyliła drzwi swojego smutku, popłynęła cała opowieść. Było jasne, że długo czekała, szukając kogoś, komu mogłaby o tym powiedzieć.
- Mój mąż był okropnym człowiekiem - zaczęła - Nie, chwileczkę. Nie zawsze. Kiedy się poznaliśmy, był dobry, chociaż stale muszę sobie o tym przypominać. Gdybym wtedy wiedziała, co stanie się później, uciekałabym od niego tak szybko, że nie można by mnie było dogonić. Kiedy urodziło się dziecko, zaczął dużo pić. Na początku od czasu do czasu, a potem stale. Powinnam go była wtedy opuścić.
Nie sądziłam, że może być jeszcze gorzej, ale było. Kiedy przyszły na świat kolejne dzieci, nic się nie zmieniło. Cały czas krzyczeliśmy na siebie. Byłam wyczerpana i wściekła i nie wiedziałam, co robić. On czasami pracował, a czasami nie. Po prostu leżał w domu, nic nie robiąc. Poszłam do pracy, żeby zarobić trochę pieniędzy, ale dzieci były z nim w domu, a on zaczął je bić. Moja rodzina nie miała pojęcia, co się u nas dzieje. Kiedy zwierzyłam się mojej matce, odrzekła, że sama się tak urządziłam i teraz muszę z tym żyć.
Potem zaczął mnie bić, a kiedy dzieci starały się go powstrzymać, rzucał się na nie. Wiele razy myślałam o tym, żeby od niego odejść, ale nie wiedziałam, dokąd pójść, ani nie znałam nikogo, kto przyjąłby mnie z dziećmi. Gdy powiedziałam mu, że chcę odejść, odrzekł, że jeśli spróbuję to zrobić, znajdzie mnie i zabije. Myślałam nawet, żeby się zabić, ale wiedziałam, że wtedy dzieciom będzie jeszcze gorzej. One mnie potrzebowały. Modliłam się więc, żeby się to zmieniło, ale się nie zmieniło. Powoli zorientowałam się, że on źle się czuje, a potem wiedziałam, że jest naprawdę chory.
Musiałam czasem chodzić z nim do lekarza, bardzo cierpiał. Lekarz powiedział, że jego stan jest beznadziejny i jedyne, co może zrobić, to dać pacjentowi jakieś lekarstwo uśmierzające ból. Mąż był na lekarza wściekły, powiedział mu, że nie wie, co mówi i kazał mi zawieźć się do innego doktora. Sytuacja się powtórzyła. Mąż był bardzo zły i myślał, że jestem z lekarzem w zmowie.
Jego stan stopniowo się pogarszał, w końcu poszedł do szpitala. Został tam i przeżył kilka dni, potem umarł. Mogę tylko powiedzieć, że poczułam się, jakby ktoś zdjął mi kamień z serca. Nie potrafię opisać tego uczucia ulgi. Ale potem zaczęłam mieć poczucie winy. Upłynęło już trochę czasu, a ja stale odruchowo spoglądam przez ramię, z obawą, że on jest obok, albo że nadejdzie. Kiedy dociera do mnie, że go już nie ma, ogarnia mnie uczucie ulgi. Czuję się, jakbym znowu mogła oddychać. Jednak czasami robi mi się smutno z powodu jego i siebie, i tego, czym stało się nasze życie. Myślę o tych wszystkich straconych okazjach na dobre życie dla dzieci i dla nas. Nadal jestem na niego zła. Wiem, że niektóre z naszych dzieci ciągle są na niego złe. Nasze życie nie musiało tak wyglądać. Czasem jestem też zła na siebie, że nie umiałam temu zapobiec. Przypuszczalnie jest coś, co mogłam zrobić. Może ktoś mógł nam pomóc. Nie wiem, mam zamęt w głowie.
To chyba wielka szkoda tak zmarnować życie, jego i moje. Te wszystkie walki i ranienie siebie nawzajem. Pomyśleć, że mogliśmy być mądrzejsi. No i martwię się o dzieci i o znaczenie jakie to wszystko będzie miało dla ich życia. Oczywiście mam nadzieję, że żadne z nich nie pójdzie w jego ślady. Naprawdę mam nadzieję, że żadne z nich nie będzie też naśladować mnie. Powinnam była wymyślić coś, co uczyniłoby życie lepszym. Teraz mam głównie takie wspomnienia, których wolałabym nie mieć.
"Miałem do czynienia z wieloma ludźmi, których żałoba była ponad siły, choć w pewnym sensie była najlepszą rzeczą jaka kiedykolwiek im się przydarzyła, gdyż poznali głębię swego życia."
Stephen Levine
Więcej w książce: Jak sobie poradzić z życiową tragedią
Skomentuj artykuł