Błędni Rycerze - Dorosłe Dzieci Alkoholików

Wciąż niedostosowane, inne, obce. Pełne poczucia zagrożenia. Wciąż czujne (fot. graphistolage / flickr.com)
Katarzyna Bosowska / slo

Czy na pewno dorosłe? Czy o dorosłości człowieka świadczy jedynie jego wiek metrykalny? Jak to jest z dorosłymi dziećmi alkoholików? Tak często perfekcyjne w swoim zachowaniu, konsekwentne w dążeniu do osiągnięć, odporne na przeciwności, godne zaufania, z predyspozycjami do ról społecznych, w których wielu innych nie potrafiłoby się odnaleźć.

Pozornie pewni siebie dorośli... Żelaźni Rycerze z poranionymi sercami. Dorośli o inteligentnych oczach, rysach twarzy żłobionych dojrzałością. Poznali życie od momentu, w którym miało być dla nich beztroską, zabawą, schronieniem w silnych i opiekuńczych ramionach rodziców. Już wtedy byli niczym dorośli, nauczeni zasad rodzinnego współżycia gwarantującego przetrwanie. Dorosłe dzieci z wiecznym dzieckiem wewnętrznym. Tym pozostawionym sobie samemu, bez właściwych wzorców, drogowskazów, kierunków.

Przetrwało w świecie chaosu, samo - nieraz bolesną metodą prób i błędów wypracowało sobie drogowe znaki, uczyło się kierunków. Wciąż niedostosowane, inne, obce. Pełne poczucia zagrożenia. Wciąż czujne. Rzucone we wrogi świat rówieśników, często trzymające się na uboczu. Obserwujące, niepewne siebie. Czuło i uważało się za inne, niedostosowane. Lepiej mu było w swoim towarzystwie, świecie własnych fantazji, wyobrażeń. Trudno mu było dostosować się do grupy. Nadwrażliwe, może uległe lub agresywne. Wypracowało sobie chore sposoby funkcjonowania w zaburzonym świecie rodziny - te sposoby przeniosło w życie dorosłe. I chociaż w pełni zorganizowane, dobrze funkcjonujące w stresie, radzące sobie z silnymi emocjami - to zupełnie zagubione w samym sobie, relacjach z najbliższymi, z niewłaściwym stosunkiem do autorytetów, wartości. Skłonne do kompulsywnych zachowań, uzależnień. Podatne na zranienia, często karzące samo siebie, by zadośćuczynić winom niepopełnionym.

DEON.PL POLECA

Dorosłe Dzieci Alkoholików. Zastępowali w rodzinie ojca czy matkę. Dorośli w wieku kilku czy kilkunastu lat. Przeżyły swoją dorosłość, gdy miały być noszone na rękach i przytulane. To one przytulały, chodziły i wylewały alkohol. One skrywały, pouczały, tłumaczyły, kłamały dla rodziny. To one zasługiwały na miłość, uwagę, dobre słowo. To one chciały być takie, by dla nich kochany rodzic przestał pić.

A jeśli nie przestał? Umarły wewnętrznie. Zatrzymały się na etapie walki i błagania o uwagę, docenienie i miłość. Wołały wtedy swoim życiem, ale ich nie usłyszano. Dorosły. Założyły zbroję, by już ich nie zraniono. Powiedziały, że nigdy nie staną się tacy jak rodzice. Ale często nie umiały być nikim innym, bo sobą przecież nie były. Ich tożsamość nie ukształtowała się - stopiona patologia rodziny.

Nie chciały pozwolić, by je zraniono - same zaczęły ranić siebie lub innych. Nie chciały, by znów je porzucono - same porzucały siebie lub tych, którzy ich pokochali. Strach przed opuszczeniem był silniejszy niż więzi. Pewność, że nie zasługują na miłość głębszą niż nadzieje na nią. Walka o byt mocniejsza niż partnerstwo. Zachować status quo - ważniejsze niż współpraca.

Dorosłe Dzieci Alkoholików. Błędni Rycerze w ciężkich zbrojach, by chroniły ich przez światem. Błędni Rycerze uwięzieni swoim dzieciństwem. Walczą z wiatrakami traumatycznych przeżyć, by na zawsze uchronić się przed nimi. Nie rozumieją, że aby się od czegoś uwolnić, należy się z tym zmierzyć.

* * *

Pamiętam, kiedy byliśmy jeszcze mali, pierwszą poważniejszą awanturę po Twoim wypiciu. Słyszeliśmy, jak kłócicie się z mamą. Słyszeliśmy, jak potem klniesz, odgrażając się, że będziesz pił dalej, że na jednej się nie skończy. Nie skończyło się.

Pamiętam, jak chciałeś wracać do ludzi, z którymi piłeś, i mama zamknęła drzwi od sieni. Ponieważ miały szyby, które można było zbić - nie zatrzymało Cię to.

Pamiętam, jak mama - po którymś z kolei Twoim pijanym powrocie do domu - zabrała nas z domu do babci. Na drugi dzień przyszedłeś, żeby ją przeprosić. Nie wierzyła Ci, ale wróciła.

Pamiętam, jak ciężko było Ci cokolwiek powiedzieć, gdy byłeś pijany - jak często wtedy słyszeliśmy „nie" i „g...o mnie to obchodzi".

Pamiętam nieznośny humor, w którym byłeś, kiedy potrzebowałeś pić więcej. Wracałeś do domu, nie pasowało nic, o coś trzeba było zrobić awanturę, by móc pójść pić dalej. To było chyba najgorsze. Kiedy wracałeś ululany, można było liczyć na to, że położysz się spać bez większych problemów. Ale zdarzały się często te humory, w których po powrocie do domu trzeba było natychmiast ze wszystkimi zrobić porządek. Bezsensowne, przypominające przesłuchania rozmowy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Błędni Rycerze - Dorosłe Dzieci Alkoholików
Komentarze (12)
ŻO
żona osoby będącej DDA
15 września 2014, 09:32
Ci poranieni ludzie potrafią zniszczyć innym życie, zachowywać się gorzej niż sami byli traktowani w swoich rodzinach, potrafią wybuchać gniewem z błahych powodów, krzyczeć, robić awantury, być nieczułymi, obojętnymi, przerzucać na drugiego winę za wszystko. Potrafią zniszczyć człowieka psychicznie. Życie z DDA bywa gorsze niż życie z alkoholikiem.
T
Tadeusz
11 lutego 2015, 14:47
Ja jestem mężem DDA i przyznaję Ci rację. Po kolejnej awanturze, któa tym razem skończyła się uderzeniem mnie przez żonę, bo nie reagowałem na słowne zaczepki, zdecydowałem się odejść... To co oni nam robią, tak bardzo boli...
P
pacal
14 września 2014, 22:05
Błędny rycerz czegoś szuka, czegoś z czymś mozę zmierzyć się raz po raz i wresczie por az ostatni: dla Boga, ideału i sławy. Czego szukają w zyciu "błędni rycerze" wyrzuceni właściwie z domu zanim osiągnęli ten "metrykalny wiek dorosły" Wyrzuceni nie dosłownie ale z sfery emocjonalnej, uczuciowej wreszcie fukcjoinalnej przez ich pijanych "rodziców". Jeżeli ich celu poszukiwań potem a takze ideału nie jest tak prosto określić jak w przypadki "normalnych" to dlatego i dlatego tym celem, ideałem, okazuje się "smok": coś ekstremalnego, niewyobrażalnego dla ludzi zwykłych, dla etatowych psychologów takze. Smok ktory jest osobistym kompleksem "błędnego rycerza". I tak przedstawiłem "smoka nłędnego rycerza" ajko jego samego to jest tewgo dortosłego fdziecjka zamknietego w pancerzu własnej skaleczonej pscyhiki. Tym samym podałem definicję problemu "błędnego rycerza" w wskazaniu przyczyny jako osoby tym kompleksem odznaczającej się ale która dlatego jest niedoskonałą. Jest taką, niedokończoną mianowicie z racji "wyjaśnienia" tegp komplejksu przez wskzanie właśnie na ten dokładnie kompleks i tak wychodzi z tego przysłowiowe "masło maślane" i na czym polega takiej "definiccji" niedoskonałość, niepełność a właściwie żadność. Strukturalnie tej definizcji to oznacza jej struktruralna jednak błędność ale czy mozna dziwić się temu? Wszak dotyczy osobowości "błędnego rycerza", niejako osobowości błędnej, błądzącej! Nie wiem czy ta moja "analiza" komu się zspodoba ale starałem się. Za nużenie nią ale tylko tych wytrwałych do końca, niniejszym przepraszam.
G
gość
30 listopada 2010, 23:51
Gorąco polecam uczestnictwo w mszach świętych z charyzmatyczną modlitwą o uzdrowienie. Można słuchać transmisji przez internet np zespołu Mocni w Duchu w każdą ostatnią sobotę i ost poniedziałek miesiąca, tu jest link http://www.jezuici.pl/mocni/index_aktualnosci.html   napradwe warto A gdzie są takie msze?
A
Amber
30 listopada 2010, 21:23
Gorąco polecam uczestnictwo w mszach świętych z charyzmatyczną modlitwą o uzdrowienie. Można słuchać transmisji przez internet np zespołu Mocni w Duchu w każdą ostatnią sobotę i ost poniedziałek miesiąca, tu jest link http://www.jezuici.pl/mocni/index_aktualnosci.html   napradwe warto
T
Teresa
21 listopada 2010, 12:08
Jestem DDA i to jedyne moje pewne JESTEM.cała reszta jest tak niepoukładana,że całą swoją energię muszę wkładać w to,żeby się nie rozsypać.nie mam już siły,żeby normalnie żyć.uczestniczyłam  w terapii,modlę się,jestem w Kościele...nie zostało mi juz nic do zrobienia.noszę w sobie pokłady gniewu, bólu, niepewności i wielu innych uczuć, które były "zabronione" przez wiele lat.nie umiem ich wyrażać, nie wiem co mam z nimi zrobić.one zjadają mnie od środka... dosłownie niszczą mój organizm.czy ktoś z was może mi pomóc?poradzić?czekam na miejce na terapii grupowej ale w Lublinie to bardzo trudne.terapia jest tylko w na Karłowicza i Abramowickiej?może ktoś  z was zna miejsce,gdzie uzyskam sensowna pomoc?
D
dalia
14 listopada 2010, 18:55
przepraszam, mala poprawka IZP http://www.psychologia.edu.pl/index.php?dz=strony&op=spis&id=10976
D
dalia
14 listopada 2010, 17:50
Witam, Ja jestem DDA(oboje rodzice) i terapie robilam w IPZ w Warszawie. Trafilam tam na wspanialych ludzi. I to miejsce i w ogole terapie bardzo polecam.. to byl jeden z mych wielkich zwrotow zyciowych. Pomyslnosci i otwarosci na pomoc zycze..
Adam Kolibski
14 listopada 2010, 17:10
 ~robert: Dobrze postawione zadanie. Mam takie samo. Powodzenia w szukaniu!
R
robert
14 listopada 2010, 14:59
To jaki jestem już wiem. Wiem już co mi dolega i dlaczego. Chcę się teraz dowiedzieć jak mam wydorośleć i choć trochę nadrobić stracony czas...
M
mnJ
14 listopada 2010, 14:28
Basiu! Na Prokocimiu jest ośrodek Psychoterapii DDA (ul.Jerzmanowskiego). W szpitalu na Babińskiego też pomagają DDA, no i w jakiś sposób też psycholog w poradni Miłosierdzia przy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. O Prokocimiu wiem z własnego doświadczenia, a o tych dwóch pozostałych - od znajomych DDA. W razie, gdybyś miała jakieś pytania, to pisz do mnie na gg: 4183676 (nie zważając na czerwone słoneczko ;-) ).
B
baska
14 listopada 2010, 14:13
Witam! Byc moze ktos z czytelnikow potrafi mi pomoc. Poszukuje specjalistycznej pomocy dla studentki, corki dwojga alkoholikow, dziewczyny  na skraju zalamania. Ucieka w perfekcjoznizm w nauce, osiagajac rewelacyjne wyniki, a nie radzi z podstawowymi sprawami. Studiuje w Krakowie i tam szukam pomocy dla niej...Jesli ktos moze cos doradzic....