Matka i córka - szczególny związek

Dla małej dziewczynki mama jest zawsze kimś wspaniałym, pięknym, wzbudzającym podziw (fot. sxc.hu)
Barbara Smolińska / slo

W miłości matki do córki niezbędny jest zdrowy dystans, aby córka mogła żyć. Symbioza matki i córki, zawsze naturalna z dzieckiem w pierwszym roku życia, nie powinna trwać dłużej, a może być pokusą dla matki.

Relacja matki i córki od samego początku ma w sobie coś szczególnego ze względu na tożsamość płci. Oczywiście na rozwój kobiecości i wewnętrznej integracji córki ma także wielki wpływ ojciec lub jego brak, ale tutaj, ze względu na kobiecą tematykę książki, skupimy się na relacji tych dwóch najważniejszych dla siebie kobiet. Choć najpierw warto powiedzieć, że tym, co najważniejsze w macierzyństwie, tym głównym przekazem dla dziecka (obu płci) jest szczególne, pierwotne zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, poczucie, że dobrze jest żyć, świat i ludzie są bezpieczni. Można to "wyssać z mlekiem" matki, otrzymać wraz z jej zdrową, żywą miłością.

A zatem to, co matka może zrobić najlepszego dla córki, to kochać ją bezwarunkowo, otwarcie i ufnie (tak samo zresztą jak i dziecko płci męskiej), ale oprócz tego dodatkowym zadaniem jest zaprosić ją do swego kobiecego świata, pomóc kształtować jej osobowość jako kobiety, przyjąć seksualność, dbać, troszczyć się i pielęgnować jej niepowtarzalność i indywidualność. W miłości matki do córki niezbędny jest zdrowy dystans, aby córka mogła żyć. Symbioza matki i córki, zawsze naturalna z dzieckiem w pierwszym roku życia, nie powinna trwać dłużej, a może być pokusą dla matki. Chciałabym rozważyć i opisać z obu perspektyw - matki i córki - wszystkie te punkty.

DEON.PL POLECA

Z perspektywy córki

Dla małej dziewczynki mama jest zawsze kimś wspaniałym, pięknym i posiadającym atrybuty, których ona jeszcze nie ma. Wzbudza podziw. Dziewczynki w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym chcą być takie jak ich mamy: ubierać się podobnie, zachowywać jak one. To w tym wieku jedną z najprzyjemniejszych zabaw jest przebieranie się w ubrania matki, używanie jej kosmetyków itp. Także zabawy w dom, bycie mamą swoich lalek, to wszystko daje okazję do odtwarzania i naśladowania swojej podziwianej mamy. Może tu pojawić się także rywalizacja między koleżankami - sześcio-ośmioletnimi dziewczynkami - każda chwali się swoją mamą i widzi ją najpiękniejszą i najlepszą. Dziewczynka w tym wieku uczy się siebie, swojej płci, swojej roli życiowej przez naśladownictwo. Wie na pewno, że chce być taka jak mama. To bardzo ważny okres rozwojowy i jak widać, ważne jest, by dziewczynka mogła jak najwięcej przebywać ze swoją matką, towarzyszyć jej, pomagać, przyglądać się. Oczywiście może uczęszczać do przedszkola czy być pod opieką babci albo niani, ale chodzi o to, by na co dzień miała też dużo kontaktu z własną mamą, by nie był to kontakt sporadyczny i odświętny.

Z perspektywy matki

A co po stronie dorosłej kobiety, mamy małej dziewczynki? Bardzo wiele zależy od jej osobistej dojrzałości, poczucia spełnienia w związku małżeńskim, integracji płciowej, tego, czy córka była dzieckiem chcianym i oczekiwanym, czy też przyjętym niechętnie, z lękiem i złością, w poczuciu zniszczenia czy zagrożenia swoich planów życiowych. Czy chciała mieć córkę czy syna. Czy była otwarta na obie możliwości. We wszystkich tych niekorzystnych dla córki okolicznościach będzie się ona czuła opuszczona, odtrącona lub niekochana.

Wiele dorosłych kobiet dopiero w psychoterapii lub innej formie pracy psychologicznej albo duchowej przeżywa cały ból, żal i rozpacz z powodu takich niechętnych czy wręcz wrogich uczuć matki do siebie. Jest to tym trudniejsze, że uczucia te u matki są najczęściej nieuświadomione lub mocno tłumione i deklaracje słowne mogą być zupełnie inne. Jedna z moich pacjentek potrzebowała kilku lat terapii, żeby - jak to określiłyśmy - zacząć patrzeć na matkę własnymi oczyma, a nie przez pryzmat tego, co matka o sobie mówiła, a co było sprzeczne z tym, co robiła. Mówiła o poświęceniu dla córki, a była skoncentrowana na sobie, mówiła o trosce, a nie przyjmowała słów i potrzeb córki, nie rozumiała jej. Mała dziewczynka, czując brak akceptacji czy nawet brak miłości ze strony swojej matki, a sama kochając i podziwiając, doświadcza bardzo trudnej emocjonalnie sytuacji i doznaje wielkiego cierpienia. Jak powietrza i słońca potrzebuje bowiem miłości i odzewu.

W sytuacji, gdy jej gorące uczucia zostają nieodwzajemnione, musi coś z nimi zrobić: odciąć się od nich, zamrozić je, zaprzeczyć im. Zaczyna także czuć się gorsza od matki, brzydka, niezasługująca na miłość, a jako nastolatka - niekobieca, lękająca się, że nikt jej nie pokocha. Nie jest też dobrze dla córki, gdy matka, sama niepewna siebie i swojej kobiecości, przyjmuje zachwyt dziewczynki jako coś, czym sama się karmi i co staje się dla niej niezbędne do życia, a więc oczekuje go potem i wymaga. Dobrze jest, gdy dorosła kobieta ma pewien dystans do tej idealizacji, a przede wszystkim, gdy jej nie potrzebuje, choć jest to oczywiście miłe i cieszy serce. Jest to ważne też dlatego, że przychodzi czas, gdy córka zaczyna się buntować. Nie jest niczym złym, gdy relacja z matką w okresie dojrzewania jest burzliwa. Matka uczyła ją od małego, jak się zachowywać, jakie wartości wyznawać, jakie cechy w sobie rozwijać, przekazała swoją wiedzę o świecie. Decyzja, czy i czego z tych przekazanych prawd się trzymać, należy do córki. Ten okres buntu jest potrzebny, by córka mogła doświadczyć swojej odrębności i będąc tej samej płci, zróżnicować się od matki. Wtedy, w wieku kilkunastu, często powyżej szesnastu lat, matka nie jest już najpiękniejsza, najgustowniej ubrana, nie chce się pożyczać jej ubrań. Także sekrety i tajemnice, zwierzenia dotyczące pierwszych zauroczeń chłopcami i zakochania się, pytania o sens życia powierza się chętniej rówieśnicom i przyjaciółkom. Matka zostaje zdetronizowana.

Konfrontacja jest konieczna, aby córka zdobyła własną przestrzeń życiową. Zwrócenie się córki "przeciw" matce dokonuje się inaczej niż w przypadku chłopców, ponieważ dziewczyna potrzebuje chociaż częściowej identyfikacji z matką. Trzeba więc, aby córka spojrzała na matkę z dystansem i ujrzała w niej też cechy pozytywne. Dorastająca dziewczyna, balansując między pragnieniem, by zadowolić matkę, i by się od niej uwolnić, wchodzi w dorosłość. To prawidłowe i zdrowe dla rozwoju nastolatki, bardzo trudne natomiast dla matki, jeśli jest niedojrzała lub wręcz infantylna, jeśli nie ma własnych przyjaciółek i marzyła o przyjaźni z córką, jeśli nie żyje w satysfakcjonującym związku małżeńskim. W tym czasie w optymalnym wariancie matka nadal dyskretnie czuwa nad córką i obie uczą się swojej różnorodności i nowej, bardziej realistycznej bliskości. Znają lub poznają nawzajem swoje zalety oraz wady i ograniczenia, na spokojnie, nie w wirze emocji. Córka w rzeczywistej wolności powinna móc wybrać swoją dorosłą drogę życiową: studia, zawód, sposób życia, męża. Nie ma tego robić dla matki, by coś jej zrekompensować lub wynagrodzić, według jej pomysłów i idei, ale dla siebie.

Zagrożenia

Spójrzmy więc raz jeszcze, co w tej szczególnej relacji - "kobieta rodzi kobietę" - może być zagrożeniem. Matka może uznać córkę za swoje przedłużenie, a jej życie za prostą kontynuację swojego. Będzie się tak działo wtedy, gdy sama nie czuje się dobrze w swojej kobiecości, gdy nie jest w niej w pełni zakorzeniona, gdy była nadmiernie lub zbyt mało związana ze swoją matką, gdy nie żyje w dobrym związku z mężczyzną, gdy życie i świat przeżywa jako nieprzyjemne i niebezpieczne - będzie wtedy próbowała pozostać z córką w symbiozie charakterystycznej dla początków życia dziecka.

Może tego dokonać na różne sposoby - spróbuję opisać najczęściej spotykane. Po pierwsze, matka może dokonać swoistej kastracji córki, dając jej negatywny przekaz o kobiecości i seksualności. Może być nadopiekuńcza, wyręczając ją we wszystkim, nie szanując zdrowych granic i odrębności. Przekazuje w ten sposób córce, że jest słaba, byle jaka, a świat niebezpieczny i że bez mamy nie da się w nim żyć. Tak wychowana córka będzie mieć kłopoty z usamodzielnieniem się, separacją, odejściem w świat, budowaniem własnego życia.

Po drugie, matka może też dokonać swoistej zamiany miejsc w rodzinie, przekazując córce, że sama jest słaba, nieporadna, chora, samotna, skrzywdzona, córka natomiast silna, zaradna i niezbędna matce do przeżycia. Matka nie pozwala w ten sposób córce odejść i stać się kobietą wolną i niezależną. Może także oczekiwać wdzięczności i opieki za wychowanie, nie pozwalając córce na budowanie związku i założenie nowej, młodej rodziny. Zdarzają się rodziny, w których taki niszczący związek matki i córki jest przekazywany z pokolenia na pokolenie.

Optymistyczne jest to, że zawsze można ten "chory" przekaz zatrzymać. Jednak żeby było to możliwe, któraś z kobiet musi wreszcie stanąć twarzą w twarz wobec krzywdy, jaką wyrządzono jej w dzieciństwie, wobec zranień zadanych przez własną matkę i zniewoleń i przez terapię psychologiczną lub uzdrowienie duchowe raz jeszcze, teraz już świadomie, spotkać się i zmierzyć ze swoim cierpieniem. Opłakać je, pożegnać, uwolnić się od niego, zrozumieć i wybaczyć. To oznacza też wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. By to zrobić, trzeba zostawić, a czasem nawet odrzucić to, co w historii rodzinnej i przekazach generacyjnych, szczególnie tych dotyczących linii kobiecej, jest ograniczające czy nawet niszczące. Przekazy te bywają bardzo różne, na przykład: "Kobieta musi być silna, mężczyźni są słabi", "Trzeba liczyć tylko na siebie", "Dzieci są niewdzięczne" itp. Warto poznać historię nie tylko swojej matki, ale też babki i ciotek, aby lepiej zrozumieć swoje życiowe wyposażenie. Zrozumieć i przyjąć też to wszystko, co jest w nim dobre i cenne i co może być w życiu podporą. Móc w wolności stać się zarazem podobną do kobiet w swojej rodzinie i różną od nich.

Więcej w książce: Duchowość kobiety - Józef Augustyn SJ (red.)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Matka i córka - szczególny związek
Komentarze (12)
T
Tela
29 kwietnia 2015, 11:59
Artykuł porusza ważny temat również dla mnie. Jestem mamą 25 letniej córki, dzisiaj już mężatki. Przez całe jej życie staram się pamiętać, że jest ona DAREM od Boga , gdy była młodsza, danym nam na wychowanie. Bardzo ją  kocham ale też jak każdy człowiek nie ustrzegłam się błędów w swoich zachowaniach w wychowaniu. Zawsze jednak zawierzałam ją Bogu prosząc by to co ja zawalam On prostował. Dzisiaj to młoda, samodzielna kobieta a zarazem moja przyjaciółka. Uwielbiamy razem spędzać czas, plotkować (ona mnie tego nauczyła:P), coś wspólnie robić. Dla mnie od jej urodzenia były ważne trzy rzeczy: miłość, błogosławienie jej i pamięć, że nie jest moją własnością. Reszta z nich wynikała.
L
Lomu
12 marca 2012, 12:30
Kieyś zapytałam mamę czemu się ze mną nie bawiła i nie poswięcała mi uwagi. Odpowiedziała, ciesz się, ze miałaś zawsze wszystko uprane i elegancko ułożone. Kiedy jej znajomi mówili jej, że ma śliczną córeczkę, ona na to "ale za to jaka głupia". Dziś sama mam córeczkę. Malutką jeszcze. Mam nadzieję, ze nigdy nie poczuje się tak jak ja wtedy...
A
andrzej
30 kwietnia 2015, 15:01
Twoja matka najprawdopodobniej odebrała bolesną lekcję życia jako skutej własnej ogromnej naiwności. Patrząc na Ciebie, widziała obraz samej siebie ze znienawidzoną tą swoją naiwnością. Nie wiem jak bardzo ten obraz pochłonął i zarazem przysłonił Ciebie twojej matce, ale to on mógł być i być może nadal jest jakąś formą muru, który stoi pomiędzy wami. Proś Boga, aby Ci pomógł ów mur zburzyć i odkryć prawdziwe oblicze miłości pomiędzy matką, a córką oraz córką i matką. Ten Twój wysiłek zaoowocuje lepszym kontaktem z twoją córką na przyszłość. Lepiej wyprzedzać czas i zapobiegać, niż bezczynnie stawać się świadkiem dramatu, który niczym bumerang lubi powracać co pokolenia.
M
Maria
6 marca 2012, 08:51
Nie wiem o co Ci chodzi Tereso. Możesz jaśniej? Ja powiem tak;"Opłakać je, pożegnać, uwolnić się od niego, zrozumieć i wybaczyć. To oznacza też wzięcie odpowiedzialności za swoje życie." Chyba mi się udało, zrozumiałam ból babci i mamy, mój był podobny ale dzięki Panu wyrwałam się z tego zaklętego kręgu. Teraz trzymam się mocno Pana, i nie zawiodę się chociaż to środowisko które mnie tak boleśnie ukształtowało nadal mnie otacza, bo jest moją najbliższą rodziną. Chwała Panu! Jestem jakoś małopojętną uczennicą, bo z r o z u m i e n i e zajęło mi bardzo dużo czasu, szukałam dużo i na oślep często, ale bez pomocy poradni, na końcu zrozumiałam, że mam mniej rozczytywać się w różnych artykułach, książkach i poradach, bo w nich są opisane różne przypadki ale nie mój, bo każdy z nas jest niepowtarzalny i że takie szukanie nie jest drogą na skróty - zaczęłam Drogę Krzyżową i osobistą rozmowę z Panem w mojej tylko sprawie. Poprosiłam; daj mi to o co nawet modlić się nie potrafię, bo nie wiem, że jest dla mnie dobre i jest mi potrzebne. I dostałam prawdziwe spojrzenie na otaczającą mnie rzeczywistość i za 2 dni potwierdzenie tych moich myśli i łzy i łzy i łzy... i żal za wszystko zło, które ja osobiście wyrządziłam, bo tkwiłam w tych błędach, i wdzięczność Panu, i miłość do siebie samej, której dotąd nie miałam, i słowa; Panie nie poczytaj im tego grzechu, bo nie wiedzą co czynią (moja babcia i mama kierowały się przecież miłością, chciały jak najlepiej)Pozdrawiam. Wstyd powiedzieć, ale szukałam 30 lat, a pierwszy odruch miałam najlepszy - zabrać męża i wyjechać gdzieś daleko aby uwić sobie gniazdko rodzinne, ale mąż się nie zgodził, gdybym wtedy miała tą wiedzę co dziś pewnie bym go przekonała :)
A
andrzej
28 kwietnia 2015, 20:02
Jedyny najmądrzejszy życiowy krok, to krok, a może nawet dwa ku Panu. Jest jeszcze jedna perspektywa, którą dostrzec można tylko poprzez Pana. To perspektywa duchowości w pełniejszym obrazie, z którego można dostrzec "demony rodzinne". Jest to przestrzeń dla bardzo wielu ludzi zupełnie nieznana, a niestety kładzie się ogromnym cieniem na życiu nie tylko córek i matek, ale równiez synów i ojców. Czasami odnoszę wrażenie, że nauki Księży o wierze są nazbyt ograniczane, wręcz do minimum, czego skutkiem jest powszechna niewiedza, która rujnuje życie niejednego wierzącego. Dlatego w każdej parafii powinien być ksiądz psycholog oraz egzorcysta, aby pomagać wiernym w ich problemach życia w najlepszy możliwy sposób. Przecież w tych kościelnych ławkach jest tylku ludzi pokrzywdzonych wciąż poszukujących prawdy o sobie samych i jakiejś pomocy, pomocnej wiedzy (tzw pytania bez odpowiedzi), itp.  Wystarczyłby jeden wyznaczony konfesjonał oraz jakiś pokój na zachrystii. Być może nie potrzeba byołoby aż tych 30 lat, aby odnaleźć potrzebną wiedzę do życia. Niestety człowiek z natury po rozum idzie dopiero na starość, a przecież powinien wchodzić w życie już z jakąś wiedzą (uzdolniającą do rozumnego życia). Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Ludzie zaczynają zwykle życie bez wiedzy, a gdy ją odnajdą trzeba się już stąd zabierać.
N
nie
28 kwietnia 2015, 20:22
Jasne, egzorcysta w każdej parafii, żeby psychiatrzy zaczęli wreszcie zgarniać kokosy. Te, za przeproszeniem - gusła, są tylko dla najodporniejszych. Niech zyje demonomania, trzeba jeszcze bardziej namieszać ludziom w głowach.
A
andrzej
30 kwietnia 2015, 14:50
 Psychiatria osiągnęła swój szczyt możliwości jeszcze w latach 70tych ubiegłego wieku i to ogromnym kosztem zdrowia wielu cierpiących ludzi. Lobotomia jest chyba najlepszym i najbardziej obrazowym przykładem tej dziedziny nauki i wcale nie jedynym. Wielu lekarzy postulowało, aby tą naukę zupełnie wycofać, jednak tak się nie stało do dnia dzisiejszego. W przeciwieństwie do psychiatrii stoi psychoanaliza, która posiadając metody takie jak hipnoza i podobne mogą w jakiś sposób korygować niektóre przypadłości psychosomatyczne i inne. Jednak psychoanaliza jest proporcjonalnie ograniczana do możliwości i wiedzy psychoanalityka oraz jego autentycznych zamiarów, których jako pacjenci przecież nie znamy. Jest też ograniczona do czynników duchowych, które również są przyczyną bardzo wielu schorzeń i nie tylko natury psychicznej. Jeżeli po uzdrowieniach duchowych ustępują paraliże, a nawet minimalizują się wieloletnie deformacje ciała, to świadczy to tylko o skali zasięgu negatywnych czynników duchowych na zdrowie człowieka. Dlatego pomoc egzorcysty może być jedynym i pierwszym krokiem do wyzwolenia się z niektórych chorób. Należy tutaj zaznaczyć, że Egzorcysta jest tylko pierwszym krokiem na drodze do uzdrowienia, bo pomaga wyzwolić się od zła, które w postaci nierzadko legionu lubi chować się we wnętrzu człowieka i bawić się nim. Tak naprawdę człowiek zupełnie nie wie, że stał się żywicielem duchowych pasożytów. Może za to być świadomy, iż łatwiej się męczy, trudno skupia i że coś go ciągle rozprasza, mimo iż nie ma dużej nadwagi i pracuje nad sobą. Po usunięciu pasożytów duchowych pozostaje jeszcze droga usunięcia skutków ich działania, a to też nie jest wcale takie proste, bo wymaga przemiany wewnętrznej i zmiany świadomości, co przekłada się zwykle na lata. Uzdrowienia duchowe wymagają odwzajemnionej miłości do Boga, a tego trzeba się nauczyć. Jednak to one uwalniają od większości zniewoleń jakie dotykają natury człowieka.
Z
Zofia
28 kwietnia 2010, 10:43
Dziękuję!
Olinka
27 kwietnia 2010, 17:04
Matka powinna być zawsze autorytetem, chociaz przyjacielskim Nawet, gdy córka ma już swoją rodzinę? Jest dojrzałą kobietą? Wtedy matka i córka pozostając rodziną stają się partnerkami...zaprzyjaźnionymi, ale tylko partnerkami. I to byłby ideał. Córka powinna mieć przyjaciółkę w swoim wieku, to bardziej naturalne.
KR
kasia rogala
27 kwietnia 2010, 16:44
związek matki z córka powinien być mocny, ale bez przesady. Matka i córka nie powinny zamieniac sie rolami . Matka powinna być zawsze autorytetem, chociaz przyjacielskim
KP
Kasia Pe
25 kwietnia 2010, 08:12
Bardzo dobry artykuł.Dziękuję.
T
teresa
24 kwietnia 2010, 19:56
Efekty- weterynaria,psychologia,patomorfolog? Też tak tańczyłyśmy,stroiła się w moje pantofle,teraz tłumi pokłady nienawiści,na przemian z wyrazami miłości.Wyrzuca błędy,broni przed innymi, jutro znowu tylko popatrzę na Pana. Konfesjonał .