Obrona Ukrainy przed agresją Rosji to wojna sprawiedliwa? Jest zgodna z refleksją św. Tomasza z Akwinu
- Każdy dynamiczny rozwój jest dostrzegalny, to jest dyfuzja kulturowa i rozwiązania mogą być przenoszone na teren innych krajów - mówi doktor nauk społecznych w zakresie socjologii Bartosz Łukaszewski.
Sprawiedliwość społeczna dzisiaj
Kamil Babuśka: - Jak w dzisiejszych czasach należy rozumieć sprawiedliwość społeczną?
Dr Bartosz Łukaszewski: - Nie jest to proste, dlatego że w różny sposób możemy postrzegać samo pojęcie sprawiedliwości, tym bardziej sprawiedliwości społecznej. W społeczeństwie mamy do czynienia z mnogością różnych interesów, potrzeb. Często bywa tak, że nasze chęci, zamierzenia kontrastują z zamierzeniami innych i okazuje się, że zamiast współpracy pojawia się rywalizacja - pytanie czy odbywa się ona na zdrowych zasadach.
Źródło analiz sprawiedliwości społecznej to m.in encyklika „Rerum novarum” Leona XIII z 1891 r. w której zostało jasno wspomniane, że za godną pracę przysługuje godna płaca.
Nie można nie powiedzieć o nierównościach społecznych w kontekście sprawiedliwości społecznej.
Te pojęcia przez długi czas były elementem rywalizacji poszczególnych nurtów myślowych, szczególnie społeczno-ekonomicznych, w zależności do tego, czy mówiliśmy o zwolennikach państwa opiekuńczego, społecznej gospodarki rynkowej, neoliberalizmu czy po prostu mocno zliberalizowanej, ale oddolnie funkcjonującej, wolnorynkowej gospodarki.
Pojawiały się nawet postaci, które kwestionowały istnienie sprawiedliwości społecznej ze względu na mnogość potrzeb, które mogą ze sobą kontrastować, a także fakt, że ludzie mogą wchodzić w konflikty chcąc po prostu swoje potrzeby zaspokajać.
Sprawiedliwość społeczna dzisiaj to przede wszystkim działanie zgodne z wieloma hasłami papieża Franciszka.
Podkreśla on, że Kościół…jest dla ubogich. Oznacza to konieczność wyrównywania szans, rozwijania poszczególnych programów o charakterze egalitarnym, czyli wyrównywania możliwości rozwojowych, bo przecież człowiek jest do czegoś powołany - również do działań na rzecz bliźniego, na rzecz dobra wspólnego.
Jak niwelować nierówności społeczne? Ciekawym przykładem są Chiny, gdzie na przestrzeni kilkunastu, kilkudziesięciu lat problem ubóstwa znacząco się zmienił.
- Chiny, mówiąc prowokacyjnie, „obaliły” stwierdzenie prof. Seymoura Lipseta, wybitnego analityka w zakresie w zakresie nauk o polityce publicznej. Stwierdził on swego czasu, że modernizacja prowadzi do demokratyzacji. Chiny są tego zaprzeczeniem. Nie są w żadnym wypadku krajem demokratycznym, a jednocześnie są krajem, który dokonał zmodernizowania. Swoją przewagę budowały na wyzysku, na rozwijaniu, pogłębianiu przez dłuższy czas nierówności społecznych, tak, żeby tania siła robocza wypracowywała późniejszy dobrostan.
Dzisiaj Chiny starają się owe nierówności społeczne w naturalny sposób ograniczać, dlatego, że zbytnie rozwarstwienie majątkowe prowadzi do blokad rozwojowych - państwo nie może się dalej rozwijać bez zapewnienia pewnego poziomu realizacji potrzeb wszystkich obywateli.
W dzisiejszym świecie występuje pewien paradoks. Jednocześnie mamy do czynienia z najwyższą w historii jakością życia, jak i występują nadal nieprawdopodobnie wielkie nierówności społeczne.
- Rzeczywiście nigdy w historii nie notowano tak wysokiej jakości życia mierzonej wskaźnikiem HDI czy też Quality of Life Index. Z drugiej strony, mamy też największe nierówności społeczne – 1 proc. najbogatszych ludzi na świecie posiada dobra warte więcej niż skumulowane dobra 99 proc. reszty mieszkańców globu. Poza tym, 60 proc. światowego rynku pracy jest…nieformalne, przez co rozumiemy tzw. pracę na czarno).
Między innymi z tego powodu Międzynarodowy Fundusz Walutowy stwierdził, że funkcjonujemy dzisiaj w ramach tak zwanej "wielkiej kwarantanny gospodarczej".
Bardzo ważnym wskaźnikiem jest także liczba głodujących, która w trakcie pandemii na świecie wzrosła ze 149 mln do 270 mln - to dane Organizacji Narodów Zjednoczonych. 550 milionom natomiast zdarza się głodować. Jeśli dodamy te liczby do siebie, mamy ponad 800 mln osób na świecie, które cierpią głód.
Kolejny paradoks - na świecie występuje nadprodukcja żywności.
- Kiedy popatrzymy na szacunkowe dane, okazuje się, że jeśli nie zmienią się obecne trendy, to do 2050 roku najprawdopodobniej marnowane będzie (utylizowane) 40 proc. światowego produktu żywnościowego.
Profesor Ladislau Dowbor z Papieskiego Uniwersytetu w Sao Paulo, badający w skali makroekonomicznej nierówności społeczne, stwierdził, że gdybyśmy podzielili 85 bilionów dolarów światowego produktu, tzw. produktu wytwarzanego na całość populacji światowej w skali każdego miesiąca (prawie 8 mld osób), to każda z tych rodzin otrzymałaby 3500 dolarów.
Oczywiście niesprawiedliwym społecznie byłby równy podział, bo nie ma osób tak samo zasłużonych. Zatem byłoby to utopijne stwierdzenie i utopijny postulat - każdy ma inne potrzeby.
Jednak te dane podane przez brazylijskiego ekonomistę, czyli 3500 dolarów w skali miesiąca na 4 osobową rodzinę, pokazują, że redystrybucja mogłaby być zdecydowanie bardziej sprawiedliwa. Podobnie – podział światowego produktu żywnościowego w skali dziennej na każdego mieszkańca globu zaowocowałby możliwością przekazania każdej jednostce 1,5 kg żywności.
Co to dzisiaj nędza, bieda? Co jest sygnałem, że ktoś wchodzi w etap ubóstwa?
- Sygnałem ubóstwa jest to, że jednostka zaczyna koncentrować się jedynie na zaspokajaniu tych najprostszych potrzeb: żywnościowych, związanych po prostu z przetrwaniem.
Minimum socjalne to przecież poziom dochodu, zasobów, który pozwala na uczestnictwo w życiu społecznym, czyli - jeżeli jednostka przestaje uczestniczyć w życiu społecznym, to już sygnał, że jest się wśród osób częściowo wykluczonych.
Ten sygnał na przestrzeni lat, epok się zmienił, czy mniej więcej od zawsze tak to wyglądało?
- Kiedy mówimy o sytuacji krajów zachodnioeuropejskich, powiedzmy 50 lat temu, to jednak jakość życia była dużo niższa niż dzisiaj. Społeczeństwa były jednak mniej rozwarstwione i światowo mamy sytuację bardzo specyficzną, dlatego, że obecnie biedni w stosunku do bogatych w skali rozwarstwienia są zdecydowanie biedniejsi niż w poprzednich dekadach.
Jeśli chodzi o skalę ogólnopolską to sytuacja jest inna. Jeszcze w latach 2008-2010, według wszelkich raportów Komisji Europejskiej, raportów Eurostatu, 26 proc. polskich dzieci egzystowało w biedzie.
Dzisiaj sytuacja zmieniła się zdecydowanie. Mamy mniejsze przestrzenie bezrobocia, mniejszą liczbę dzieci ubogich. 500 plus również wpłynęło na wyrównanie szans rozwojowych, wyrównywanie szans edukacyjnych. W każdym mieście, powiecie, gminie są takie tereny, które dwadzieścia kilka lat temu były biedne i dzisiaj dalej są biedne, niewiele się zmienia. Z tym mamy w Polsce problem, z przestrzeniami chronicznego wykluczenia.
Przykładem jest również Warszawa, gdzie bezrobocie sytuuje się na poziomie bardzo niskim, przekraczającym błąd statystyczny, a w dzielnicy Praga Północ, gdzie jakość życia jest niższa, żyje się średnio o 10 lat krócej niż na Wilanowie, czyli najbogatszej dzielnicy. Na Pradze bieda, ubóstwo są na porządku dziennym.
Rozmawialiśmy już o Chinach, czy o zachodnim świecie, czas więc na Afrykę. W niektórych krajach tego kontynentu jak np. w Tanzanii, czy RPA występuje wysoki wzrost gospodarczy. Czy jest szansa, że w Afryce wystąpią podobne przemiany, jak choćby w Azji?
- W Afryce wiele państw dalej boryka się z konfliktami wewnętrznymi, wynikającymi z uprzedniej kolonizacji. Późniejsze problemy dekolonizacyjne determinowały walki plemienne najczęściej związane z tym, jaki był stosunek poszczególnych grup ludności na poszczególnych terenach do kolonizatorów. Walki te potrafią trwać do dzisiaj.
Najbardziej ubogie tereny ulegają islamskiemu fundamentalizmowi, a z drugiej strony pewne kraje są zdecydowanie rozwinięte cywilizacyjnie w skali całej Afryki, jak chociażby Republika Południowej Afryki. Oprócz tego są przecież kraje dynamicznie rozwijające się jak m.in. Tanzania.
Każdy dynamiczny rozwój jest dostrzegalny, to jest dyfuzja kulturowa i rozwiązania mogą być przenoszone na teren innych krajów. Nie chodzi tutaj o naśladownictwo, bo to się po prostu nie sprawdza.
Należałoby rozwijać wszelkie programy pomocowe, ale nie stricte charytatywne, tylko takie, które umożliwiają wyrównywanie szans, poprzez indywidualną pracę każdego zdolnego do tej pracy - nad sobą czy też społecznością lokalną.
Agresja Rosji na Ukrainę a wojna sprawiedliwa
Trwa wojna na Ukrainie. Jak więc dziś rozumieć „wojnę sprawiedliwą”? Czy to pojęcie jest nadal aktualne?
- Pojęcie „wojny sprawiedliwej” będzie aktualne tak długo, jak długo istnieć będzie możliwy do identyfikacji „napadający” i możliwy do identyfikacji „napadany”. Nawet w przypadku tzw. proxy wars – wojen zastępczych w związku z konfrontacją imperializmów – opór ludności państwa trzeciego, na terenie którego toczy się rywalizacja geopolityczna, posiada sprawiedliwy charakter.
W przypadku obecnego ataku Rosji na Ukrainę, będącego eskalacją działań rozpoczętych w 2014 roku, podstawowe elementy tzw. „wojny sprawiedliwej” wydają się oczywiste – Ukraina posiada pełne prawo do obrony swoich granic, Ukraina stara się chronić cywilny potencjał ludnościowy i nie prowadzi żadnych działań zaczepnych na terytorium agresora.
Znakomitym przykładem sprawiedliwego i etycznego podejścia do obrony własnego kraju była propozycja ukraińskich władz skierowana do matek rosyjskich jeńców, które otrzymały możliwość…przyjechania po swoje dzieci – „wolność za powrót do Rosji".
Niestety, w niektórych zachodnio- i południowoeuropejskich analizach pojawia się pojęcie wojny zastępczej jako kategorii opisu obecnych działań wojennych rozgrywających się od Lwowa do Ługańska. Tego typu podejście nie respektuje podmiotowości narodu ukraińskiego, który w 2014 roku opowiedział się w kategoryczny sposób po stronie kultury europejskiej i szeroko pojętej cywilizacji zachodniej, wypowiadając posłuszeństwo koncepcjom „eurazjatyckim” i „wszechruskim”.
Zgodnie z refleksją św. Tomasza z Akwinu „prowadzeniu wojny musi towarzyszyć uczciwa intencja” – chęć modernizacji, rozwoju, współpracy międzynarodowej to właśnie uczciwe intencje, za które naród ukraiński płaci ogromną cenę.
Z pewnością zatem obecna obrona Ukrainy przed rosyjską agresją wchodzi w zakres pojęcia „wojny sprawiedliwej”, a niesprawiedliwe i nieetyczne byłoby milczenie, bierność i niezaangażowanie w działania pomocowe. W tym przypadku skala pomocy powinna być oczywiście uzależniona od indywidualnych możliwości – nie istnieje „zbyt mała pomoc”, kumulacja drobnych nawet gestów potrafi przynosić doniosłe efekty.
Skomentuj artykuł