Pycha, kaleka miłość, egoizm i wróble

(fot. Kamil Porembiński / flickrcom)
Mirosław Salwowski / slo

Wedle niemal powszechnej opinii psychologicznego światka głównym źródłem problemów człowieka jest "niska samoakceptacja" i "niskie poczucie własnej wartości". Psycholodzy o bardziej chrześcijańskim nastawieniu określają to jako "brak miłości do samego siebie i darzenie siebie nienawiścią".

Nieraz w tym kontekście pojawia się odwołanie do jednego z najważniejszych przykazań Bożych, które nakazuje nam kochać swych bliźnich, jak siebie samego (Mt 22: 39). Wedle takiej psychologicznej interpretacji owego Bożego nakazu, nie można miłować innych, póki nie kocha się samego siebie. A zatem pierwszą rzeczą, jaką należy w swym życiu uczynić, to "pokochać siebie", "zaakceptować siebie", "mieć pozytywny obraz samego siebie". Czy aby jednak na pewno?

Grzech pychy

DEON.PL POLECA

W czym tkwi błędność i niebezpieczeństwo takiego postawienia sprawy? Otóż, w świetle Pisma świętego i tradycyjnej duchowości katolickiej problemem człowieka jest raczej nadmiar miłości do samego siebie (tzw. miłość własna), aniżeli "autonienawiść". Podobnie, zbytnie przekonanie o własnej wartości było przez 20 wieków chrześcijaństwa zwane niepochlebnym mianem "pychy", której "początkiem (jest) grzech, a kto się jej trzyma zalany będzie obrzydliwością" (Syr 10, 13).

Na kartach Pisma świętego i w nauczaniu Ojców Kościoła oraz Świętych można znaleźć wiele tego rodzaju ostrzeżeń. I tak św. Paweł ostrzega, iż w czasach ostatnich ludzie będą "samolubni" (2 Tym. 3, 1); Pan Jezus naucza z kolei: "Ten, kto kocha swoje życie traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne" (Jn 12, 25). W Biblii mamy też wezwania do zapierania się samego siebie (Łk 9, 23; Mt 16, 24); uniżania siebie jako drodze do prawdziwego wywyższenia (Łk 18, 14); polecenia typu: "Im większy jesteś, tym bardziej się uniżaj" (Syr 3, 18); "w pokorze oceniajcie jedni drugich za wyżej stojących od siebie" (Flp 2, 3) oraz wyznania w stylu: "(jestem) pierwszy z grzeszników" (1 Tym.1,15); "Nieszczęsny ja człowiek!" (Rzym.7, 24); "mnie, jako poronionemu płodowi" (1 Kor 15, 3,8); "najmniejszy ze wszystkich świętych" (Ef 3, 8).

Ojcowie i Święci Kościoła nieraz głosili nauki będące jeszcze bardziej na bakier ze wspomnianymi doktrynami psychologicznymi. Papież św. Grzegorz Wielki uczył, iż człowiek gdyby siebie dobrze znał, czułby do siebie wstręt i pogardę. Św. Wincenty Fereriusz twierdził: "jestem niczym, nie mogę niczego, nie mam wartości. Zawsze Tobie służę źle i we wszystkim jestem sługą niepożytecznym". Św. Ludwik Grignion de Monfort pisał: "Mądrość nieskończona (…) każe nam nienawidzić samych siebie, Nic tak nie jest godne miłości jak Bóg, nic tak godne nienawiści jak my sami". Św. Jan Vianney uczył: "Człowiek (...) sam z siebie nie wnosi niczego, oprócz grzechu i kłamstwa".

Kaleka miłość

Nakaz miłowania innych tak jak samych siebie wcale nie oznacza, że aby kochać bliźniego najpierw musimy pokochać samych siebie. W rzeczywistości bowiem każdy miłuje siebie już ze swej natury. List do Efezjan ujmuje to w następujących słowach: "Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz (każdy) je żywi i pielęgnuje" (tamże: 5, 29). Zadanie jakie jest przed nami postawione to więc nie: "najpierw pokochaj siebie, byś mógł kochać innych", ale raczej: "siebie już z natury rzeczy kochasz, teraz zacznij miłować innych tak miłujesz siebie samego".

A co z autodestrukcją, samobójstwami, ciężkimi depresjami, samogłodzeniem się, negatywnym obrazem samego siebie i tym podobnymi zjawiskami? Czy nie są one dobitnym dowodem na to, że człowiek może sam siebie nienawidzić?

To co na pierwszy rzut oka wydaje się nam nienawidzeniem samego siebie może być równie dobrze interpretowane jako przejaw "miłości własnej". Kobiety np. często cierpią z powodu przekonania o swej fizycznej nieatrakcyjności. Czy to oznacza, że dlatego nienawidzą samych siebie? Nie. One tylko nienawidzą swego wyglądu, dlatego, że kochają siebie. Inni nienawidzą swych porażek, gdyż kochają siebie i chcieliby w związku z tym odnosić sukcesy. Dla cierpiących na anoreksję chude ciało jest ideałem piękna i właśnie w imię owego "wzoru" postanawiają oni głodzić swój organizm. Dla nich głodzenie swego ciała, jest - rzecz jasna chorą i skrajnie kaleką - formą troski o nie.

Co ciekawe, wedle badań opublikowanych swego czasu przez "Psychological Review", a przeprowadzonych przez trójkę profesorów psychologów: Raya F. Baumeistera z Case Western Reserve University oraz Josepha M. Bodena i Laurę Smart z "University of Virginia", to właśnie "poczucie własnej wartości" może być źródłem najbardziej bolesnych problemów. Naukowcy ci doszli do wniosku, iż zbyt wysokie mniemanie o sobie może być główną przyczyną szczególnej brutalności w przestępstwach takich jak gwałt, napad zbrojny, wojny gangów i zbrodnie powodowane nienawiścią.

Liczne wyniki badań prowadzonych w więzieniach ujawniają, iż typową cechą kryminalistów jest przekonanie o byciu istotą lepszą od innych. Charakterystyczne jest np. dla mężów znęcających się nad żonami i rasistów, mówienie, że dokonali przestępstwa po to, by pokazać swym ofiarom "gdzie jest ich miejsce".

Ważniejsi niż wróble

Oczywiście, wszystko co zostało tu wyżej napisane, nie należy interpretować, jakoby ideałem było ciągłe mówienie o sobie: "Jestem do niczego"; "Nic mi się nie uda"; "Nienawidzę siebie". Trzeba wszak wierzyć, iż z Bożą łaską i pomocą, można osiągnąć wiele, a czucie się kochanym przez Pana Boga z pewnością jest ważne. Pismo święte naucza wszak, że jako ludzie zostaliśmy "cudownie stworzeni" (Psalm 139, 14) oraz zapewnia, iż jesteśmy "ważniejsi niż wiele wróbli" (Łk 12, 6-7).

Jednak w chrześcijańskiej perspektywie brak jest podstaw, by popierać twierdzenie o rzekomym "braku miłości do samego siebie" oraz "negatywnym wizerunku własnej osoby", jako głównym źródle ludzkich problemów.

To raczej ciągłe mówienie o tym, że człowiek musi się kochać, darzyć samoakceptacją i dbać o pozytywny obraz samego siebie może prowadzić do pychy oraz egocentryzmu. Tym bardziej, jeśli "pozytywny obraz samego siebie", "samoakceptacja" i "miłość do siebie" będę budowane w oderwaniu od wiary w Pana Boga oraz Jego cudownej łaski.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pycha, kaleka miłość, egoizm i wróble
Komentarze (12)
10 października 2017, 23:23
Co za wymysly. "Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz (każdy) je żywi i pielęgnuje" (tamże: 5, 29) mhm, a ludzie, ktorzy sie tna, lamia sobie konczyny, ktorzy sie w ten sposob karza?? Tak samo jak mozna nienawidziec innych za krzywde, tak i sobie mozna nie przebaczyc.
E
e
30 listopada 2012, 11:49
Uważam że artykuł zawiera wiele prawdy.Myślę że gdyby nie Jezus ( do którego ciągle  (skutecznie ) uciekamy się, i który ratuje nas w oczach Wszechmocnego), Bóg nie potrafiłby (z powodu swej świętości) tolerować świata aż tak długo.Zauważmy, że święci (oświeceni Światłem Boga), uważali się za wielkich grzeszników.Jak wielka jest Cierpliwość i Miłosierdzie Boże - przez Chrystusa Pana Naszego.
0
001
29 listopada 2012, 09:52
Nie zgadzam się z autorem powyższego artykułu. W mojej ocenie niesłusznie postawił on znak równości pomiędzy "miłością własną", a miłością o której mowa w przykazaniu. Pan Bóg kocha nas takimi jakimi jesteśmy. Nie ma znaczenia, czy jesteśmy grzesznikami, czy świętymi. Jednak daje nam swoją łaskę abyśmy mogli się uświęcać, byśmy mogli stwać się lepszymi, ponieważ wie, że jest to dla nas dobre, że przyniesie nam to szczęście którego pragniemy. Dla mnie miłość o której mowa w przykazaniu jest tą samą miłością, którą obdarza nas Bóg. Do takiej miłości jesteśmy powołani. 
X
X3IF8
22 listopada 2012, 02:50
Autor nie ma pojęcia, o czym pisze. Bardzo niski poziom artykułu w porównaniu do innych na tym portalu. Może chciał błysnąć czymś oryginalnym. Ale oryginalne to nie to samo co mądre.
Z
zeppo1234
12 czerwca 2012, 20:00
Mowa tu o egoižmie a nie czymš innym. Sam egoizm nie jest ani dobry ani zły ... wiecej na stronie  http://zdrowieducha.pl/tajemnica-egoizmu.html
M
Maria
16 maja 2012, 09:11
Mam takie pytanie: czy autor tego artykułu uczył sie "egzegezy" u Świadków Jehowy? Bo dawno nie spotkałam się z czymś tak wybiórczym. Klasyczny przykład: mam kilka cytatów i swój pomysł dorobię do tego teorię... Wstyd, że deon coś takiego puścił....
K
Katrin
14 maja 2012, 19:42
Akceptacja swojej czlowieczenstwa...." I wszystko co stworzyl Bog bylo bardzo dobre...."oraz "grzeszny ze mnie czlowiek"- to jest dla mnie pokora. I myslenie w ten sam sposob o bliznim... Samobiczowanie jest jakies zwyrodniale...
W
woskar
14 maja 2012, 16:48
 Problem tutaj nie tkwi w tym, czy kochać siebie, czy nienawidzić. Takie potraktowanie jest powierzchowne. Problem tkwi w tym, co rozumiemy pod pojęciem miłości lub nienawidzenia siebie (a znaczenie tych słów zmianiało się przez wieki). Z własnego doświadczenia mogę stwierdzić, że to właśnie niskie poczucie własnej wartości prowadzi do pychy. Człowiek, który zna swoją wartość jest pokorny (=trwa w prawdzie o sobie). Człowiek, który czuje się gnojem, będzie nieustannie szukał potwierdzenia, że jest kimś, co niestety często skutkuje próbą poniżania innych, aby poczuć się lepszym. To dzieci rodziców, którzy ich nie kochali i nie pokazali im, że są wartościowi, najczęściej wyrastają na kogoś, kto poniża i niszczy innych. Kochamy to, co uznajemy za dobre, piękne i wartościowe. Kochać siebie, to znać swoją wartość, a nasza wartość jest wielka - bo "za wielką cenę zostaliśmy wykupieni", "zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy". Ale jednocześnie, jestem też słabym grzesznikiem, który - choć zbawiony - nadal potrzebuje zbawienia i Bożej pomocy. Jeśli naprawdę zrozumiem tę prawdę i będę jej świadomy, przestanę się skupiać na sobie i zacznę służyć innym, nie bojąc się, że ktoś nie uszanuje mojej godności. Wątpię, żeby Bóg chciał, żebym mówił o sobie, jaki to ja jestem nikczemny i odrażający. Nie wierzę w Boga - sadystę, ale w Boga, który jest miłującym Ojcem. Za to ciągłe skupianie się na własnej grzeszności na tę chwilę raczej uznałbym za perwersyjną formę narcyzmu.
WD
Wojtek Duda
14 maja 2012, 10:10
Dobrze piszesz, że 'kocham siebie samego' to aksjomat. A więc, tak jesteśmy stworzeni, abyśmy kochali siebie. Jeśli tego nie potrafimy czynić  to znaczy, że coś jest nie tak, i należy nad tym pracować, a nie pisać, 'że wcale siebie nie musimy kochać' . Przykazanie o którym piszemy nie bez powodu łączy wprost miłość własną z miłością bliźniego, gdyż jedno od drugiego jest bardzo zależne. Mówi 'jak siebie samego', no ale jeśli nie kochasz siebie samego, to jak masz zrealizować to 'jak' ?  Cytaty do których się odniosłem należy odczytywać (jak każdy cytat z Pisma) w kontekście całości nauczania Ewangelii. 'Zaprzyj się samego siebie' - odnosi się do naszych namiętności, zachcianek. Ewangelicznie pojmowana 'miłość samego siebie' obejmuje integralnie człowieka, a więc duch-psychika-ciało. Tym samym człowiek kochający samego siebie nie będzie się np. nadmiernie obżerał, oraz będzie unikał np. niesprawiedliwego traktowania drugiego (bo to krzywdzi de facto jego sferę duchową). Nie wiem natomiast, dlaczego twierdzisz, że o.Pio czy s. Faustyna nie kochali siebie (???) Po pierwsze, jak autor słusznie przytacza jednym z dwóch największych przykazań jest "kochaj bliźniego swego, jak siebie samego", a z tego przykazania wynika przecież , że 'miłość samego siebie' jest bardzo ważną, konstytutywną cechą człowieka. Akurat autor mówi bardzo dobrze, aż mnie zaskoczył. Przykazanie, które przywułujesz wychodzi od "kocham siebie samego", jak od przesłanki - aksjomatu, by następnie stwierdzić, jak już kochasz siebie samego, to teraz kochaj w ten sposón innych. Innymi słowy - ono nie mówi - żeby kochać innych, musisz kochać samego siebie, lecz - "kochaj innych, tak jak kochasz siebie". Dziwne, że nic nei wspominasz o cytatach, które mówią - kto nei wyprze się samego siebie, ten nie zostanie zbawiony.
R
Rain
13 maja 2012, 23:56
Po pierwsze, jak autor słusznie przytacza jednym z dwóch największych przykazań jest "kochaj bliźniego swego, jak siebie samego", a z tego przykazania wynika przecież , że 'miłość samego siebie' jest bardzo ważną, konstytutywną cechą człowieka. Akurat autor mówi bardzo dobrze, aż mnie zaskoczył. Przykazanie, które przywułujesz wychodzi od "kocham siebie samego", jak od przesłanki - aksjomatu, by następnie stwierdzić, jak już kochasz siebie samego, to teraz kochaj w ten sposón innych. Innymi słowy - ono nie mówi - żeby kochać innych, musisz kochać samego siebie, lecz - "kochaj innych, tak jak kochasz siebie". Dziwne, że nic nei wspominasz o cytatach, które mówią - kto nei wyprze się samego siebie, ten nie zostanie zbawiony. Co do reszty zarzutów - w takim razie, o. Pio, św. Faustyna nie kochali innych ludzi, gdyż nie kochali samych siebie. Autor nie sugeruje, iż należy wziąć się za samobiczowanie, co raczej wskazuje pewne optimum. W nauce chrześcijańskiej pierwszym przykazaniem jest miłość do Boga; uświadomienie sobie własne nędzy i słabości, a jednocześnie świadomość, że Bóg nas w tym beznadziejnym stanie samych nie zostawi. Jeśli zbyt bardzo kochamy siebie, popadamy w pychę; jeśli natomiast zapominamy o Bożej miłości, popadamy w rozpacz.
WD
Wojtek Duda
13 maja 2012, 20:46
  Ten artykuł to jakieś nieporozumienie, a dodatkowo, uważam, że jest szkodliwy, ponieważ może budować fałszywą wizję człowieka. Po pierwsze, jak autor słusznie przytacza jednym z dwóch największych przykazań jest "kochaj bliźniego swego, jak siebie samego", a z tego przykazania wynika przecież , że 'miłość samego siebie' jest bardzo ważną, konstytutywną cechą człowieka. Ta cecha może być jednak zaburzona, albo w ogóle jej nie być, np. poprzez poprzez szeroko pojęte trudne dorastanie, bądź też inne traumatyczne przeżycie, bądź też jeszcze z innych powodów. Naturalnym jest, aby każdy budował w sobie poczucie miłości do siebie samego. W tym kontekście przytoczone tezy psychologicznie są zgodne w 100% z katolicką nauką o człowieku. Po drugie, pisanie, że np. ludzie cierpią na np. anoreksje, bo jest to rodzaj 'przejawu miłości własnej' jest nie tylko bzdurne, ale i bardzo krzywdzące dla tych ludzi. Kolejną tezą, którą autor próbuje obalić, jest, iż nie trzeba 'siebie zaakceptować', aby móc skutecznie budować swój stosunek wobec innych. To już jest wprost w niezgodzie z aktulnym stanem wiedzy psychologicznej. Jest to twierdzenie o tyle szkodliwe, że może prowadzić do jakiś patologii, w fałszywe relacje. Last but not least: Dobra i umocniona miłość samego siebie nigdy nie prowadzi do egoizmu czy niesprawiedliowści innych ludzi. Proponuję zapoznać się chociażby z sesją o.Augustna na ten temat: http://e.wydawnictwowam.pl/tyt,57915,Kochac-samego-siebie.htm
D
Divagor
13 maja 2012, 18:07
Człowiek jest przybytkiem Ducha Świętego (nie ręką ludzką budowanego)- To wielki skarb z którego powinniśmy się cieszyć. Problem leży w tym, że obok postawiono nam też małą, drewnianą chatkę (którą często otwieramy na oścież dla złodziei) i ktoś mydli nam oczy, że to włąśnie Ona mówi o naszej wielkiej godności.