Bądź dla siebie dobry i wystarczający
Wewnętrzny głos mówi Ci: "to za mało", "nie wystarczy", "jesteś za głupi", "jesteś taka słaba". To twoje więzienie. Prowadzi do fatalnych wyborów i impulsywnych zachowań.
"Będziesz miłował Pana Boga swego, a bliźniego swego, jak siebie samego" (Mk 12, 30-31). Wszyscy znamy to zdanie i chyba w większości traktujemy je jako jedne z najpoważniejszych i najważniejszych słów wypowiedzianych do nas przez Jezusa. Zazwyczaj mamy jakąś wewnętrzną intuicję, by możliwie jak najlepiej kochać Boga oraz swoich bliźnich. Sprawa jednak komplikuje się, gdy chodzi o miłowanie samego siebie.
Każdy z nas zna sytuacje, w których stawiamy sobie za wysokie wymagania, a potem, z różnych powodów nie potrafimy ich wypełnić. Następnie biczujemy się i oskarżamy, że nie udało nam się doskoczyć do wyobrażonego wcześniej ideału. Jest w nas z jakiegoś powodu silna skłonność do samopotępienia - niewiadomo czemu siebie samych traktujemy chyba najsurowiej ze wszystkich istniejących na ziemi ludzi. Ten brak miłosierdzia jest najbardziej typowy dla perfekcjonistów, idealistów, pracoholików i tych, którzy każdy aspekt swojego życia próbują kontrolować, nadzorować, analizować, weryfikować i poddawać ocenie.
"To za mało", "nie wystarczy" - jak często słyszysz takie głosy?
Wiem, co mówię, bo sama przez wiele lat byłam niewolnikiem samopotępienia. Jakaś część mnie nieustannie atakowała inną. Walka między surowym, osądzającym katem, a niewinnym, bezbronnym dzieckiem we mnie toczyła się przez lata, bez perspektywy końca. Wiele z moich działań, podejmowanych prób zmiany było atakowane przez wewnętrznego kata, którego nigdy nie można było zadowolić. Być może też znasz ten głos w Tobie, który mówi Ci: "to za mało", "nie wystarczy", "jesteś taki głupi", "jesteś taka słaba".
Ja też go słyszałam. Czułam, że każda rzecz, którą zrobię będzie niewystarczająca. W jakimś sensie stałam się ofiarą samej siebie - byłam za słaba, by nadążyć za moimi oczekiwaniami wobec samej siebie, ale jednocześnie wewnętrzny przymus nie pozwalał mi przestać oczekiwać od siebie. To wewnętrzne więzienie niejednokrotnie doprowadzało mnie do fatalnych wyborów, impulsywnych zachowań, bezproduktywnych działań i wielkiej rozpaczy. Z tej pułapki uwolniła mnie dopiero moja własna psychoterapia oraz stopniowe, a zarazem rewolucyjne uzdrawianie ran przed dobrego Boga.
Warto stosować "automiłosierdzie"
Nie jest niczym naturalnym ani dobrym to, że traktujemy siebie ponad miarę surowo. I nie chodzi tu o uczciwą i rozsądną samodyscyplię, ale o sytuację, gdy przesadzamy z wymaganiami, jakie mamy wobec samych siebie. Wyobraźmy sobie rodzica i dziecko - który kochający rodzic będzie zmuszał dziecko do jeszcze większego wysiłku w sytuacji, kiedy dziecko zwyczajnie nie potrafi, brakuje mu sił czy umiejętności? Tymczasem my często tak właśnie zachowujemy się wobec siebie - gdy nam nie wyjdzie, przyciskamy się jeszcze bardziej, gdy upadniemy, okładamy się poczuciem winy. Wierzę, że Boże miłosierdzie nie jest zarezerwowane tylko i wyłącznie w relacji Bóg - ja. Myślę, że możemy czerpać z tej ogromnej łaski po to, by samemu wobec siebie stosować tę cechę Boga.
W przytoczonym przeze mnie na początku tego tekstu przykazaniu zawarte jest pragnienie Ojca, by Jego miłość krążyła we współzależnym obiegu: On - inni ludzie - ja sam. Miłość, która wypływa z Boga do nas, uczy nie tylko miłości do Niego czy bliźnich, ale również do nas samych. Nie jesteśmy uczciwi, gdy spowiadamy się z zaniedbań miłości wobec Boga czy bliźniego, zapominając o zaniedbaniach miłości wobec samego siebie. Postawa "automiłosierdzia" jest czymś, o co powinniśmy prosić Boga i co powinniśmy w sobie pielęgnować, szczególnie, jeśli rozpoznajemy w sobie głos surowego krytyka.
To nie jest egocentryzm
Jest w obecnych trendach rozwoju osobistego taka tendecja, by zadawać pytania: "Co dobrego zrobiłeś dziś dla siebie?", "Jak zadbałeś o siebie?". Zazwyczaj mnie to śmieszy, lecz w kontekście tego, o czym piszę, zaczynam widzieć w tym ogromny sens - czy nie jest logiczną konsekwencją miłości Boga do nas, że kochamy siebie, a więc jesteśmy dla siebie dobrzy? Dlaczego tak łatwo przychodzi nam dbanie o innych, sprawianie im przyjemności, troszczenie się o ich potrzeby, a swoje pragnienia stawiamy na odległym miejscu? Dlaczego wywołuje w nas poczucie winy, kiedy poświęcamy sobie czas, zaszalejemy na zakupach, zrobimy coś, o czym zawsze marzyliśmy? Czy i Ojciec nie zrobiłby dla nas dokładnie tego samego, tylko po to, by zobaczyć na naszych twarzach uśmiech?
Dbanie o siebie nie jest przejawem wybujałego egocentryzmu. Jest przejawem kochania tego, kogo ukochał Bog. A przecież Bóg nie mógł się pomylić, gdy zdecydował się nas kochać, prawda? Zaslugujemy więc na wszelkie dobro, jakie istnieje, również takie, które będziemy okazywać sami sobie. Ostatnio postanowiłam wziąć to sobie do serca i zaczęłam prawdziwie i regularnie dbać o siebie - o spędzanie ze sobą czasu, dobre traktowanie swojego ciała, czyli uprawianie sportu i zdrowe odżywianie, ale przede wszystkim łagodne traktowanie swoich słabości, czyli postawę "automiłosierdzia" wobec samej siebie. Kiedy upadam lub coś mi nie wychodzi, staram się raczej pokornie zanieść to do Jezusa i zawierzyć Mu, że dla Boga nie ma to aż takiego dużego znaczenia jak to, bym niezależnie od upadku pozostała Mu wierna i bliska.
Jak być dla siebie dobrym?
Zastanawiasz się, jak rozwinąć w sobie "automiłosierną" postawę? To nie jest łatwa droga, wymaga czasu, odwagi, a czasem rozmowy z księdzem czy psychologiem - wiele bowiem naszego samokrytycyzmu czy samopotępienia bierze się z ran z dzieciństwa, które potrzebują stopniowego uzdrawiania. Już dziś jednak możesz wykonać kilka kroków, by uczynić swoje życie wolnym. Zachęcam Cię, byś przemyślał poniższe pytania:
1. Czy obserwujesz w swoim życiu przejawy nadmiernej kontroli, krytycyzmu, surowej oceny samego siebie? Jakie dokładnie? Czym mogą być spowodowane?
2. Jak mógłbyś inaczej zachować się wobec siebie w kluczu "automiłosierdzia"? Co w swoim życiu mógłbyś zrobić, by bardziej o siebie zadbać, zatroszczyć się o swoje potrzeby?
3. Jak sądzisz, co zrobiłby Bóg? Jak zachowałby się jako dobry Tata, który Cię kocha? Oddaj Mu w modlitwie swoje trudności i poproś o doświadczenie łaski miłości, dzięki której będziesz mógł kochać samego siebie.
Kolejny krok do prostoty już za 2 tygodnie na DEON.pl
Maria Krzemień - psycholog chrześcijański i trener. W praktyce i codzienności jest po prostu wierzącym psychologiem, bo jakiś czas temu postanowiła połączyć nie tylko swoje życie, ale też pracę na dobre z Panem Bogiem. Prowadzi warsztaty psychologiczne w oparciu o Słowo Boże. Jej teksty można przeczytać na blogu Żyj po Bożemu.
Skomentuj artykuł