Czy ja tego rzeczywiście potrzebuję?

Czy ja tego rzeczywiście potrzebuję?
(fot. llee_wu / flickr.com / CC)

- Gdybym mogła mieć wszystko, to by mi prawie wystarczyło - mówi jedna z bohaterek filmu Oliviera Stone’a "Wall Street" z 1987 roku. Wkrótce potem następuje słynny monolog Gordona Gekko o chciwości, od którego zamierzałem zacząć ten artykuł, ale nie tak dawno ubiegł mnie jeden z użytkowników portalu DEON.pl, inicjując nim swój tekst o chciwości zwanej konsumpcjonizmem.

"Need for Greed, czyli potrzeba chciwości: Dzieje pragnienia" - tak zatytułował ósmy rozdział swej książki "Ekonomia dobra i zła" Tomáš Sedláček, uznawany za jednego z pięciu "najgorętszych" młodych ekonomistów świata. - Dzięki chciwości mamy postęp ludzkości. Dzięki chciwości uratujemy nie tylko Teldar, ale także tę drugą kulejącą firmę - Amerykę - wołał Gekko do akcjonariuszy firmy, którą przejął. Dzisiaj, po trzydziestu latach od nakręcenia filmu, właśnie jesteśmy w Polsce zajęci drżeniem przed skutkami jego pomyłki.

Chociaż, czy wszyscy drżą? Dziś rano, zanim zabrałem się do pisania tego tekstu, słyszałem w telewizji któregoś z ekonomistów, mówiącego o pilnej potrzebie przywrócenia w kraju popytu na dobra konsumpcyjne, bo to właśnie on, ten popyt, dotychczas chronił nas skutecznie przed dotkliwością ogarniającego od kilku lat cały świat kryzysu. Inaczej mówiąc, ten ekonomista uważał, że nadal powinniśmy, dla dobra kraju i swego własnego mnożyć pragnienia, kupować mnóstwo rzeczy, które... no właśnie, czy są nam do czegokolwiek potrzebne?

DEON.PL POLECA

Kilka lat temu z niedowierzaniem słuchałem opowieści pracownika jednego z potężnych hipermarketów na temat zasad rozmieszczania towarów na półkach. Raz po raz podkreślał, że trzeba je umieszczać w taki sposób, aby klient kupując rzecz mu naprawdę niezbędną, przy okazji miał w zasięgu zmysłów inne przedmioty, mniej lub bardziej powiązane z tym, co właśnie nabywa. A pracownica stacji benzynowej, na której stale tankuję, zapytana przeze mnie niedawno, dlaczego z uporem za każdym razem proponuje mi kawę lub hotdoga, choć mnie zna (dobrze wie, że mieszkam w pobliżu i głodny ani spragniony po benzynę nie przychodzę) odpowiedziała uprzejmie: - Bo nam kierownik tak każe. Co prawda na kawę i parówkę nigdy się namówić nie dałem, ale gdy któregoś dnia niespodziewanie zapytała, czy nie chcę płynu do spryskiwaczy, kupiłem, chociaż w bagażniku miałem jeszcze pół dużej butelki takiego samego. Do dziś nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego kupiłem ten płyn.

Chociaż - teoretycznie znam odpowiedź. Tomáš Sedláček, odwołując się do biblijnej opowieści o grzechu pierworodnym i mitu o puszce Pandory stwierdza: "Nawet jeśli mamy wszystkiego pod dostatkiem i żyjemy jak w raju, to i tak nam mało. Jest w nas ciągła skłonność - kompletnie nieuzasadniona - do konsumowania tego, czego nie potrzebujemy, a nawet tego, co jest zakazane". Czyli, inaczej mówiąc, im więcej mamy, tym więcej chcemy mieć. "Konsumpcja działa jak narkotyk" - twierdzi Sedláček i przywołuje słowa piosenki zespołu U2 "Stuck in a moment": "Nigdy nie masz dosyć tego, czego wcale nie potrzebujesz".

Po prostu nie potrafimy powiedzieć "dosyć". Nie panujemy nad pragnieniami, a mówiąc językiem biblijnym, nad pożądliwością, która wbrew dzisiejszym schematom językowym nie dotyczy tylko sfery seksualnej. Znaleźliśmy się pod presją nieustannej konieczności osiągania za wszelką cenę wzrostu PKB i wpadliśmy w pętlę mechanizmu, w którym popyt rodzi popyt, którego podaż wcale nie zaspokaja, tylko odtwarza na nowo. To przypomina starą piosenkę Skaldów, w której na końcu okazuje się, że "nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by go gonić". Autor "Ekonomii dobra i zła" pyta w pewnym momencie "Czy wzrost gospodarczy zawsze ma sens?". I daje odpowiedź, że spowolnienie wcale nie musi być takie złe, jak się wydaje. Tyle że dzisiaj ktoś, kto poważnie zaproponowałby zastosowanie w gospodarce "ekonomii szabasowej" zakładającej lata bez wzrostu, zostałby zapewne szybko odizolowany w zakładzie leczniczym.

Problem jednak w tym, że człowiek nie zna swojego punktu nasycenia. Odwołując się do przelotnych chwil poczucia szczęścia, zaczyna żyć w przeświadczeniu, że już nigdy nie będzie szczęśliwy. "Nasycenie zawsze jest za horyzontem, a on odsuwa się zawsze, gdy do niego dążymy" - zauważa Sedláček. Konstatując, że pomiędzy pragnieniem za zaspokojeniem zawsze istnieje luka, wskazuje, że dlatego nie jest możliwe osiągnięcie równowagi gospodarczej.

Rozwiewa też od razu złudzenie, że droga do szczęśliwości człowieka wiedzie w odwrotnym kierunku - nie przez zwiększanie podaży dla zaspokojenia rosnącego popytu, lecz przez ograniczanie popytu do takich rozmiarów, w których będzie on odpowiadał podaży. "To dobrze wygląda na papierze" - odnotowuje Tomáš Sedláček i cytuje Sokratesa, który powiedział, że gdyby szczęśliwi byli ci, którzy niczego nie potrzebują, to kamienie i trupy byłyby najszczęśliwsze.

W październikowym numerze jeden z miesięczników analizuje jako grzech główny bieżącego roku chciwość. Czyni to na przykładzie piramid finansowych. Szukając powodów, dla których ludzie wciąż dają się nabierać na ograne schematy, po które sięgają wciąż nowi oszuści, dochodzi do wniosku: "W pewnym momencie liczy się tylko iluzja. Jak się okazuje, wyobraźnia może skutecznie wyłączyć rozsądek".

Arystoteles za największą wadę człowieka uważał nadmiar. Każdy. Nawet nadmiar miłości. Nasze czasy potwierdzają diagnozę greckiego filozofa w sposób szczególny. Jak zaznacza wielokrotnie już cytowany młody czeski ekonomista, współcześnie nadmiar, a nie niedostatek, prowadzi do zadłużenia. Mało tego. Współczesne zasobne społeczeństwa uzależniły się nie tylko od bogactwa, ale także od długu. Z katastrofalnymi skutkami tego uzależnienia w postaci globalnego kryzysu właśnie się od kilku lat mierzymy. Co ciekawe, jako główną terapię na "niedobór niedoboru", czyli malejący popyt, wybrano dalsze zadłużanie.

"Nasze społeczeństwo nie cierpi głodu, lecz ma inny problem: jak sytego namówić do jedzenia" - zdiagnozował autor "Ekonomii dobra i zła" i przywołał wezwanie Jezusa, aby nie troszczyć się zbytnio o to, co mamy jeść, pić i czymś się przyodziać. Kiedyś odnosiło się ono do ludzi żyjących w niedostatku. Dzisiaj odnosi się w równym stopniu do "przekarmionego pokolenia", którego główną troską stało się pilnowanie, aby nie zjeść za dużo i dlatego produkuje "śmietanę bez śmietany" i "masło bez masła". I to w sytuacji, gdy w wielu miejscach na świecie ludzie nadal umierają z głodu.

Nie stosujemy też w skali świata zasady, którą kierował się biblijny Józef, sprzedany do Egiptu. Nie zbieramy w spichrzach nadwyżek w czasach dostatku, aby mieć zabezpieczenie na czas deficytu. Zamiast nich gromadzimy weksle. A w domach przybywa nam rzeczy, których absolutnie nie potrzebujemy.

Publikowane od czasu do czasu dane dotyczące żywności, którą kupujemy w nadmiarze, a potem po prostu wyrzucamy na śmietnik, są zatrważające. A jednak po ich przeczytaniu w gazecie czy w Internecie idziemy do sklepu i nadal kupujemy zdecydowanie więcej, niż do następnych zaplanowanych zakupów jesteśmy w stanie zjeść. "Dla współczesnego wyznawcy postępu nasycenie jest czymś niepożądanym" - tłumaczy Sedláček. Nie umiemy decydować, gdzie jest granica, ile nam wystarczy i dlatego znajdujemy się w sytuacji mającego pieniądze łasucha w cukierni, gdzie ma do wyboru siedem różnych ciastek. Wychodzimy z niej albo cierpiąc rozterkę, czy dobrze zrobiliśmy, wybierając to jedno konkretne ciastko i rezygnując z pozostałych, albo z rozepchanym brzuchem, bo zjedliśmy wszystkie siedem, choć z pewnością nie tylko zaspokojenie głodu, ale i wystarczającą przyjemność przyniosłoby nam zjedzenie jednego.

Jesteśmy istotami z natury niezaspokojonymi. Nienasycenie towarzyszy ludzkości od zarania dziejów. Nawet w raju my, ludzie, chcieliśmy czegoś więcej. Dzisiaj doszliśmy do etapu, w którym cały świat to dla nas za mało.

"Nie wolno nam chcieć wszystkiego, czego możemy chcieć" - radzi czeski ekonomista szukając sposobu na to, aby ludzie zdołali sobie narzucić ograniczenia.

Nie mówi niczego nowego. Do panowania nad pragnieniami wzywał nie tylko dwa tysiące lat temu w swoim liście św. Jakub Apostoł. O wiele wcześniej w Dekalogu znalazło się dziesiąte, kompletnie dzisiaj lekceważone i niezrozumiane przykazanie. W komentarzach prawie wcale nie omawia się go osobno, tylko jako dodatek do siódmego. A przecież ono mówi o tym, co jeden ze świeckich miesięczników ogłosił właśnie głównym grzechem tego roku. O chciwości. Czyli o pożądaniu rzeczy, które wcale nie są nam niezbędne. O sztucznych potrzebach, na których zbudowana jest cała "ekonomia" współczesnego konsumpcjonizmu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy ja tego rzeczywiście potrzebuję?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.