Jedno z mocniejszych pytań, które zadaję sobie codziennie
Przy mnóstwie spraw do załatwienia, wielu wyzwaniach i planach, pomysłach do realizacji tu i teraz, terminach na wczoraj i mnogości oczekiwań własnych przeplatanych z cudzymi, to było jak zdjęcie łańcucha. Za każdym razem czuję się, jakbym sama sobie zdejmowała nałożone własnoręcznie kajdany.
Pytanie "po co?" wymaga odwagi w trzech kluczowych momentach:
- zatrzymania się w biegu
- szczerej odpowiedzi
- decyzji o odpuszczeniu sobie niektórych schematów, w które wpadam
Kiedy znam na nie odpowiedź, sama wyznaczam sobie kierunek, nie jestem jak łódeczka na środku jeziora. Nie wpadam w rutynę, schematy, w szufladki. Wzrasta moja świadomość bycia tu i teraz, moja odpowiedzialność za dokonywane wybory. A co, gdy w ogóle nie zadaję sobie tego pytania? Łatwiej przegapić to, co ważne. Łatwiej zanurzyć się w listach zadań do wykonania i realizowaniu czyichś oczekiwań, które nijak nie przybliżają do szczęścia.
Gdy pytam siebie, po co się modlę, piszę, żyję, po co daję komuś kolejną szansę, to odpowiedzi prowadzą na całkiem nowe, nieznane wody. Tam dopiero potrzeba siły i odwagi! No bo co, gdy się okaże, że dotychczas w ogóle nie szłam za tym, co naprawdę istotne?
O takich wyborach jest ta piękna animacja. Warto poświęcić na nią 8 minut…
Wpis pierwotnie ukazał się na blogu Chce mi się
Skomentuj artykuł