Pojawienie się córki to nowe lekcje. Codziennie!

Pojawienie się córki to nowe lekcje. Codziennie!
(fot. shutterstock.com)
Monika Chochla

Spieszyłam się i poprosiłam M., żeby zrobił mi śniadanie. Skończyło się na tym, że susząc włosy, robiłam je sama. Mogłam strzelić focha i wyjść trzaskając drzwiami...

Pojawienie się w moim życiu Małej to nowe lekcje każdego dnia. Nie tylko cierpliwości, radzenia sobie z bezradnością, ale i docenienia każdej małej chwili z całą skrytą w niej wolnością. Bo zawsze mam wybór.

DEON.PL POLECA

Mam wybór - kwadrans samotności

Najprostsza rzecz na świecie - wyjście do sklepu osiedlowego po kilka drobnych sprawunków. Pierwszy raz od dziewięciu miesięcy sama, bez dziecka w brzuchu, na brzuchu w chuście czy w wózku. To był kwadrans, którego się nie zapomina. Szłam wdychając soczyście pachnący dziki bez i jaśmin, rozglądałam się jakbym była tu po raz pierwszy, a w sercu miałam ten sam dreszczyk, który pamiętam z wagarów licealnych. SAMA!

Podczas tych piętnastu minut, które dostałam w prezencie, dotarło do mnie z całą mocą, że wolna jestem wtedy, gdy mogę z tej wolności całkiem dobrowolnie zrezygnować. Na przykład dla kogoś, kogo kocham, a kto teraz mnie potrzebuje do zaspokojenia swoich podstawowych potrzeb. Tylko z miłości mogę nie odczuwać wtedy zniewolenia, a po prostu coraz więcej dawać.

Mam wybór - nie robię

Kiedyś znajomy stwierdził, że mam w sobie taki nieustający motorek, i że nienaturalnym stanem jest dla mnie odpoczywanie. Coś w tym jest - odnajduję się w działaniu, ciągłym zdobywaniu, robieniu, organizowaniu, zmienianiu… Dlatego ta lekcja nie jest dla mnie prosta. Ona uczy, że czasem trzeba odpuścić.

Dla higieny ciała i ducha usiąść, położyć się, zasnąć gdy tego potrzebuję, nie myć naczyń, nie odpisywać na maile, nie dzwonić, nie planować, ale najzwyczajniej robić nic. W tym szczególnym czasie, w jakim jestem teraz, "mam wybór"oznacza, że teraz piszę zamiast zająć się pełnym zlewem. Bo bardziej potrzebuję tego pierwszego, żeby móc z uśmiechem zrobić to drugie.

Mam wybór - przebaczam

Pamiętam taki poranek, gdy bardzo spieszyłam się na szkolenie i zależało mi, żeby się nie spóźnić. Poprosiłam M. jeszcze poprzedniego dnia, żeby zrobił mi śniadanie, gdy będę pod prysznicem. Złożył solenną obietnicę, która jednak straciła moc w obliczu porannej senności. Skończyło się na tym, że susząc włosy sama robiłam śniadanie, zjadłam je jednak zrezygnowana, bo właśnie uciekał mi autobus. M. to zobaczył, skruszył się, zrozumiał.

Przeprosił i rzeczywiście było mu głupio. Miałam wybór: obrazić się, strzelić focha i wyjść trzaskając drzwiami, żeby jeszcze dobitniej uświadomić mu, że się zawiodłam. Jednak w naszym domu nie ma miejsca na fochy, więc wybrałam drugą opcję: przebaczyłam. Od razu i bez zbędnych kajań czy "a nie mówiłam". Przecież liczy się relacja, a to jest jedna z małych cegiełek, które ją budują.

Wpis pierwotnie ukazał się na blogu Chce mi się

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pojawienie się córki to nowe lekcje. Codziennie!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.