Prawdziwi artyści? A może rzemieślnicy?
Większość nowych zawodów pojawia się na rynku w efekcie rozwoju technologii. Ale istnieją też i takie profesje, które wykreowała... filozofia. Do tych nielicznych przypadków wypada zaliczyć zajęcie artysty-plastyka.
Choć sztukę uprawiamy od czasów rajskich (pierwszą dyscypliną artystyczną było projektowanie mody) lub - odpowiednio - paleolitu, to z "prawdziwymi artystami" mamy do czynienia dopiero od mniej więcej stulecia.
Kto zajmował się wznoszeniem piramid, malowaniem Ołtarza Gandawskiego w Gandawie czy "małych holendrów" w Holandii? To wszystko robili rzemieślnicy.
Owszem, już w starożytnym Grekom znane było pojęcie artysty spełniające dziś stosowaną definicję sztuki jako kreacji, ale odnosiło się ono głównie do twórczości poetyckiej.
Natomiast plastycy cieszyli się wprawdzie społecznym uznaniem, niemniej według ówczesnych standardów nie byli nikim więcej, niż garncarze czy kamieniarze. Utrzymywali się bowiem z nisko wówczas cenionej pracy fizycznej!
Ów stan rzeczy jeszcze pogłębiło pierwsze tysiąclecie wieków średnich, kiedy mistrzowie pędzla i dłuta stracili nie tylko część przywilejów, jakimi mimo wszystko cieszyła się ich profesja w czasach antycznych. Utracili też tożsamość. Większość arcydzieł sztuki wczesnego średniowiecza jest bowiem anonimowa. W tamtych czasach wszystko - włącznie z gotyckimi katedrami - tworzono ad maiorem Dei gloriam, czyli dla większej chwały Boga. Samą zaś działalność artystyczną uważano - wzorem starożytnych - za rzemiosło, najbardziej pokrewne pracy kopisty, w zaciszu klasztoru przepisującego, litera po literze, święte księgi. Skoro bowiem cały świat był dziełem bożym, artysta-realista (innych nie było) nie mógł być niczym więcej, jak mniej lub bardziej zręcznym "naśladowcą" stwórcy.
Ten krzywdzący dla plastyków stan rzeczy zmieniła dopiero epoka renesansu, kiedy to wprawdzie uprawianie malarstwa czy rzeźby nie zyskało jeszcze statusu twórczości, ale - w związku z charakterystycznym dla renesansu odrodzeniem indywidualizmu - doceniono "artystyczną osobowość". Odrodzenie (zwłaszcza włoskie) przyznało wyjątkowy status jednostkom "renesansowym" w sensie wielości i różnorodności talentów i zainteresowań, składających się na błyskotliwą, barwną osobowość.
Na moment, kiedy uprawianie sztuk plastycznych połączone zostało z pojęciem aktu twórczego trzeba było jednak poczekać do czasu, gdy renesansowy realizm ustąpił miejsca nieskrępowanej prawami fizyki (ani klasycznej estetyki) sztuce baroku.
"Prawdziwymi" artystami, z całym bagażem przynależnych tej profesji stereotypów, malarze i rzeźbiarze zostali zaś dopiero pod sam koniec 18. stulecia, kiedy to filozofia romantyczna stworzyła - wespół z literaturą i poezją - obowiązującą gdzieniegdzie do dzisiaj artystyczną mitologię. Zazwyczaj składają się na nią - upowszechniane głównie przez samych zainteresowanych, bo kto nie lubi uchodzić za geniusza skrzyżowanego z prorokiem -przekonania o: wyjątkowości, powołaniu, poświęceniu, cierpieniu za miliony (dolarów), szlachetnym buncie, samotności, odrzuceniu i wreszcie dojmującym bólu egzystencji. Po których to cechach - wszystkich naraz lub ostatecznie znaczącej części z nich, oraz po ekscentrycznym sposobie bycia i doborze garderoby, publiczność masowa weryfikuje w naszych czasach "prawdziwość" artysty. Chętnie zapominając przy tym, że większość opisanej przez literaturę przedmiotu artystycznej mitologii wypada - i to tylko z powodów historycznych - traktować tak, jak jej antyczne źródło: mity greckie.
Skomentuj artykuł