Teleintymność
Czy stajemy się namiętnymi podglądaczami życia w telewizyjnych show tylko dlatego, że coraz bardziej boimy się kontaktów twarzą w twarz?
Wraz ze zmianami społeczno-gospodarczymi przełomu lat 80. i 90. ubiegłego wieku pojawiły się w polskiej rzeczywistości medialnej zjawiska, które w takiej skali nie były u nas znane wcześniej. Określa się je angielskojęzycznymi terminami reality show oraz talk-show. W warunkach zakorzeniającej się idei rynku, jako naczelnej zasady regulującej coraz więcej sfer funkcjonowania społeczeństwa, popularność tych zjawisk nie wydaje się przypadkowa. Wszak reguła “wszystko na pokaz, bo wszystko na sprzedaż" wyjaśnia niewątpliwie pobudki, którymi powszechnie - choć nie zawsze - kierują się zarówno twórcy tego typu programów, jak i ich uczestnicy. Jakie mechanizmy warunkują zapotrzebowanie na taki towar? Dlaczego są to programy cieszące się taką popularnością?
Teleintymność
Jedną z podstawowych potrzeb człowieka jako istoty społecznej jest kontakt i tworzenie więzi z innymi ludźmi. Relacje międzyludzkie odznaczają się różnym stopniem intensywności i głębokości. Pośród tej różnorodności szczególne znaczenie posiadają dla nas te relacje, które charakteryzują się stałością oraz intymnością. Można by uznać to za banał, gdyby nie fakt, że współczesna cywilizacja wydaje się podważać tę zasadę. Nasze związki z innymi rozluźniają się i stają coraz bardziej powierzchowne, sporadyczne, przypadkowe. Rozluźnieniu ulegają więzy rodzinne. Pielęgnowanie przyjaźni to luksus, na który rzadko można już sobie teraz pozwolić. Kontakty z sąsiadami znajdują się właściwie w zaniku, i dotyczy to zarówno środowisk wielkomiejskich, jak i wiejskich. W takich warunkach jedna z podstawowych funkcji, jaką zdają się pełnić media w ogóle, a programy typu reality show i talk-show w szczególności, polega na kreowaniu tak zwanych relacji paraspołecznych. Chodzi w takich przypadkach nie tyle o tworzenie warunków do kontaktu z drugim, realnie istniejącym człowiekiem lub grupą osób, co o podstawienie w miejsce owego drugiego starannie wykreowanej i wystylizowanej postaci-fantomu. Wbrew pozorom bowiem nieprzewidywalność i spontaniczność sytuacji w programach opatrzonych znakiem rynkowym reality oraz podmiotowość ich uczestników jest najczęściej ograniczona do minimum.
Mamy więc programy, w których kamery ustawione w domu jednej z postaci show-biznesu kreują rodzinną atmosferę. Widzimy bohaterów - ojca/męża, mamę/żonę oraz ich małego syna w intymnej scenie, gdy budzą się w swoim łóżku. Postaci z innego programu tego typu zamknięte na ograniczonej przestrzeni poznają się stopniowo, współpracują, współzawodniczą, stają się przyjaciółmi lub wrogami. Stają się bliscy i sympatyczni lub obcy i zniechęcający do siebie niczym nasi przyjaciele i wrogowie. Mamy także możliwość wysłuchania zwierzeń osób opowiadających nam o swoich przeżyciach i doświadczeniach, jak to kiedyś bywało pomiędzy sąsiadami.
Intymność niewątpliwie wzmaga efekt bliskości pomiędzy nami a nimi, i co za tym idzie - efekt realności. Wszak przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że intymność to bliskość oraz autentyczność, i to przekonanie przenosimy - błędnie - na kreacje telewizyjne. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że taki związek odbiorcy programu z ich bohaterami nie może być zadowalający. Nawet gdybyśmy dali się odurzyć - jak można by przypuszczać - to tylko na chwilę i szybko przyszłaby refleksja, że jest to starannie wyreżyserowane przedstawienie równie realne, jak moc płynu do mycia, który w reklamie czyści powierzchnie bez szorowania. Ale właściwie dlaczego mielibyśmy nie “kupować" takiego przedstawienia?
Od czasów wywodu Platona na temat cieni w jaskini, poprzez subiektywizm Locke’a, a współcześnie na przykład naczelne zagadnienie z filmu Matrix braci Wachowskich psychologia zmaga się z zagadnieniem realności doświadczenia. W takim świetle również sprawa realności i nierealności drugiego staje się niejasna. Oczywiście na ogół nie zajmują nas rozważania filozoficzne na temat ontologicznego charakteru postaci z ekranu telewizyjnego.
Zniechęcać nas mogą niemożność oddziaływania na los tych osób oraz ograniczone możliwości kontaktu zmysłowego, chociaż obserwujemy stale postępujące pod tym względem zmiany wynikające z postępu technologicznego. Za to jednakże to my mamy pilota, który działa tylko w jedną stronę. I to my dzięki temu decydujemy - lub przynajmniej posiadamy takie złudzenie - kiedy i jak często wchodzimy w relacje z tymi po drugiej stronie ekranu. Telewizor czy radio możemy w każdej chwili wyłączyć (w przeciwieństwie do naszych dzieci, żony, męża czy przyjaciół). Można w takiej sytuacji mówić o czymś w rodzaju teleintymności lub intymności instant - szybkiej, łatwej i przyjemnej, która może prowadzić jednak do alienacji i depresji - tym razem jak najbardziej realnych.
Bohaterowie z wycinanki
Rollo May w książce Błaganie o mit pisze, iż jednym z podstawowych problemów naszej współczesnej kultury jest miałkość warstwy mitologicznej, która zawsze warunkowała zbiorową, a zarazem indywidualną tożsamość człowieka, narzucała mu wzorce i motywowała zachowanie. Wskazując kierunek transcendencji, mit wymagał zarazem samopoznania i samorozwoju. Sytuacja kryzysu współczesnej mitologii musi niewątpliwie dotyczyć także współczesnego bohatera. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że w dobie liberalizmu i rynku zostaliśmy uwolnieni i zdani na siebie również w zakresie doboru naszych mitów i bohaterów.
Kult indywidualizmu prowadzi wręcz do sytuacji, gdy każdy w równej mierze zasługuje na miano bohatera zgodnie z regułą sloganu reklamowego perfum Calvina Klein - Be this, be that, just be (Bądź jaki chcesz). Przywołując tytuł jednego z reality show, można by powiedzieć: Jestem jaki jestem. Ale my dramatycznie potrzebujemy mitów oraz bohaterów, dlatego bezradnie rozglądamy się za nimi wokoło i sięgamy po kogo popadnie. Może to być strażnik miejski lub osiągająca status gwiazdy malowana lala z różowym kucykiem. Ktokolwiek.
Na początku nowej ery mędrcy pokłonili się przed Transcendencją, składając w darze mirrę, kadzidło i złoto. W dzisiejszych czasach owi mędrcy niosący nowinę to baronowie medialni. Przedmiotem hołdu staje się transtandeta, a to, co reprezentować ma wartość, stanowi raczej szmirę, mazidło i złotko.
Skąd bierze się sytuacja braku bohaterów lub popularność bohaterów przypadkowych, kreowanych wedle indywidualnych preferencji i jednowymiarowych niczym wycinanki-kolorowanki? Warto przywołać słowa Ericha Fromma o osobowości marketingowej. Można by rozwinąć tę myśl, zwracając uwagę, że człowiek bez właściwości to wszak znakomity odbiorca. Można dowolnie kreować i kształtować jego potrzeby w zależności od tego, co ma kupować i jak ma się zachowywać na targowisku próżności.
Skomentuj artykuł