To jedno z największych zagrożeń dla twojego dziecka. Nawet nie wiesz, że ma z tym kontakt
Twoje dziecko ma dobre oceny, nie pyskuje, nie sprawia problemów. Często siedzi w internecie, ale przecież tyle się uczy. Nawet nie wiesz, że za ścianą jego pokoju rozgrywa się prawdziwy horror.
"Wypiję litr wódy na hejnał, wy s***", "Obróć się, chcę dupcię zobaczyć. Mogą też być cycki", "Twój zj*** komentarz dał mi raka. Zbieram na onkologa!". Teksty z więzienia lub mocno dysfunkcyjnej rodziny? Nie - to wypowiedzi patostreamerów, czyli ludzi, którzy umieszczają swoje mocno kontrowersyjne nagrania na żywo w Internecie, zwykle na YouTube. I które często oglądają dzieci.
Wieści z podziemia
Komuś, kto nigdy nie widział filmu zrealizowanego przez patostreamera, czasami trudno jest wytłumaczyć, czym właściwie jest ta dziedzina "sztuki". Ja sama, kiedy postanowiłam obejrzeć film, o którym podczas jednego z prowadzonych warsztatów mówiły mi dzieci, miałam wrażenie, że przeszłam przez portal do jakiegoś innego wymiaru, do rzeczywistości, w której obowiązują inne prawa fizyki, jest odmienna grawitacja. A przecież, z racji wykonywanego zawodu, naprawdę niewiele rzeczy jest w stanie mnie zdziwić czy wprawić w osłupienie. Kiedy więc rozmawiam z rodzicami pacjentów i uczestników warsztatów o tym, czym jest patostreaming, czuję się jak pewien żyjący w norze ssak z filmu "Król lew", który zameldował Mufasie, że ma dla niego "wieści z podziemia". Nagrania patostreamerów są, w moim odczuciu, takim właśnie podziemiem Internetu. Na patonagraniach (czasami trwających kilkadziesiąt minut) dostępnych dla ogółu (bez ograniczeń wiekowych!) możemy więc zobaczyć prawdziwe sceny samookaleczeń, libacji alkoholowych, sesje "pojazdów" po kimś (celebrytach, ludziach określonej narodowości, wyborcach danej partii, młodych matkach, fanach jakiegoś YouTubera...), przemocy fizycznej czy chałupniczej pornografii. Na "rynku" działa wielu patostreamerów, którzy gromadzą wokół siebie mnóstwo fanów - wchodzą oni ze swoim idolem w interakcje, komentując (oczywiście w sposób niezwykle agresywny) filmy oraz zadając pytania podczas live’ów.
Stary problem w nowej odsłonie
Można powiedzieć, że patostreaming jest mroczną stroną demokratyzacji mediów, która dokonała się dzięki Internetowi. Osoby, które nie ukończyły studiów dziennikarskich, mogą dziś zostać rozpoznawalne w mediach - niektórzy YouTuberzy piszą książki, występują w reklamach i stają się idolami młodych ludzi. Ma to jednak dwa oblicza. Z jednej strony, każdy może dziś nagrać i udostępnić wartościowy i ciekawy film na temat, na którym zna się najlepiej - i, rzecz jasna, na YouTube nie brak filmów na temat historii, świata zwierząt czy relacji międzyludzkich, które zamieszczają błyskotliwi pasjonaci. Ale istnieje także spora grupa osób, która popularność próbuje zdobyć w inny sposób - oferując swoim odbiorcom masę wulgarnych treści, których celem jest obrażanie określonych ludzi lub grup i które wywołują u odbiorców niezwykle silne emocje. Chęć zdobycia uznania w oczach innych z uwagi na "zasługę", jaką jest atakowanie ludzi mających inne spojrzenie na rzeczywistość, nie jest wcale nowym zjawiskiem - przykładowo Ku Klux Klan umożliwiał kanalizowanie niechęci wobec czarnoskórych, gejów czy imigrantów na długo przed powstaniem kanałów streamingowych na YT. Czarny humor również nie jest odkryciem pokolenia millenialsów - nasi dziadkowie też zapewne słyszeli wiele dowcipów o śmierci, kalectwie czy brzydocie kobiet. Nowością - w tym przypadku groźną - jest jednak ogromny zasięg "dzieł" patostreamerów. Za pomocą paru kliknięć można przecież sprawić, że dany film zobaczą setki tysięcy ludzi na całym świecie - a sączący się z nich jad zatruje umysły osób młodych, których tożsamość jest jeszcze nieukształtowana.
"LOL, umarł mi brat"
Sądzę, że jednym z największych zagrożeń, jakie niesie ze sobą zjawisko patostreamingu, jest niszczenie ludzkiej wrażliwości - zwłaszcza u bardzo młodych osób. Styczność z wulgaryzmami może nie jest dla dziecka czymś wskazanym, ale sama w sobie nie niszczy jego psychiki. To, że dziecko lub nastolatek obejrzy krwawy film, może mieć negatywne skutki (lęki, niechęć do wychodzenia z domu czy pragnienie zobaczenia podobnych rzeczy na żywo), ale jeśli rodzic lub opiekun odpowiednio mu go wytłumaczy, dziecko raczej nie będzie miało zespołu stresu pourazowego. W przypadku patostreamów jest jednak inaczej - to, co w naszym społeczeństwie budzi niepokój, jest piętnowane czy nawet karalne (jak rasistowskie czy seksistowskie obelgi), w tych filmach jest przedstawiane jako zabawne. Młody człowiek otrzymuje więc sygnał, że śmierć, bycie ofiarą przemocy czy wstrzykiwanie sobie tajemniczych substancji to po prostu beka. Pewien chłopiec, którego spotkałam w swojej pracy, mówił mi o nagraniu, w którym pewien streamer opowiadał o śmierci swojego brata (nie jestem w stanie zweryfikować prawdziwości tej informacji). Na moje pytanie, jak ów YouTuber do tego podszedł, chłopiec stwierdził, że jego idol "miał do tego dystans, to w sumie trochę LOL". Więc dla niego też LOL. Przecież wszyscy się z tego śmieją.
Skoro nie pato, to co w zamian?
Teraz wypadałoby zadać sobie pytanie: co zrobić, by uchronić moje dziecko przed aktywnością patostreamerów? Albo co - jako rodzic czy wychowawca - powinienem uczynić, by wydobyć dziecko z podziemi Internetu? Niektórzy rodzice, z którymi rozmawiam, pytają, czy dobrym pomysłem będzie blokada na pewne strony ("kontrola rodzicielska") albo szlaban na komputer. Niestety, takie "dostępne od ręki" rozwiązania cechuje tymczasowość - nie rozwiązują one problemu w jego najgłębszej warstwie, a poza tym - dzieci znają dziś naprawdę wiele sposobów, by przechytrzyć rodzica. Uważam, że w tym przypadku najlepiej sprawdza się podejście systemowe. Należałoby zastanowić się - najpierw samodzielnie, a później razem z pociechą - jakie potrzeby może zaspokajać u niego oglądanie patostreamerów. Być może jest to chęć otrzymywania sporej dawki emocji?
Odczuwania, że jest się w jakiejś tajemniczej wspólnocie, w której obowiązują określone zasady? Zwrócenia na siebie uwagi? A może chęć poczucia się lepszym od innych? Często przecież ludzie oglądają tego typu nagrania (ale także seriale paradokumentalne, nagrania wpadek z teleturniejów) po to, by poczuć, że "sami nigdy nie byliby tak głupi", "nie postąpiliby w tak idiotyczny sposób". Później możemy zastanawiać się, jak w inny sposób można zaspokoić u dziecka te potrzeby - na przykład, jeśli okaże się, że dziecko odwiedza patokanały, bo jego komentarze spotykają się tam z uznaniem i w efekcie czuje się ono akceptowane, powinien to być dla nas sygnał, że potrzebuje ono z naszej strony większej ilości czułości (np. przytulania, zapewniania o miłości). Jeśli chodzi o potrzebę przynależności do grupy - można zaproponować mu chociażby zapisanie się do harcerstwa, gdzie będzie ono mogło nawiązać nowe znajomości. Oczywiście, każdy taki pomysł musimy przedyskutować z dzieckiem.
Niezwykle groźna jest natomiast sytuacja, w której dziecko, oglądając patostreamy, zaspokaja swoją potrzebę rozładowania agresji. Nie obędzie się wówczas bez znalezienia odpowiedzi na pytanie, skąd u młodego człowieka wzięła się ta złość - czy chodzi o wściekłość na kolegów, rodziców, nauczycieli? Często niezbędna jest do tego terapia rodzin.
Patostreaming jest, moim zdaniem, jednym z najbardziej niepokojących zjawisk, z jakim może spotkać się współczesny młody człowiek. Ale nawet jeśli ktoś - nasze dziecko, znajomy lub my sami - w pewnym momencie zeszliśmy do podziemi, to przecież zawsze istnieje droga na powierzchnię.
W końcu człowiek to gatunek słabo przystosowany do życia w zimnie i mroku.
Angelika Szelągowska-Mironiuk - psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł