We wszystkich smakach i kolorach tęczy
Gdyby pielgrzymi wpadli na pomysł otwarcia w Plymouth Rock pierwszego w Nowym Świecie sweet store, jego asortyment musiałby w całości pochodzić z europejskiego importu. Słodycze wymyślono bowiem znacznie wcześniej, nim statek "Mayflower" przybił do wybrzeży Nowego Świata. I zupełnie gdzie indziej.
Jak dowodzi "Historia naturalna i moralna jedzenia", technologię produkcji psujących charakter i zęby słodkości ludzkość opanowała bowiem jeszcze w czasach przedhistorycznych, na początek opierając ją na owocach i miodzie. Później technikę kandyzowania roślin i niektórych nasion (migdały, goździki) udoskonalili starożytni Egipcjanie, którzy stali się w ten sposób producentami pierwszych cukierków w historii.
W czasach starożytnych produkcja słodkich przegryzek kwitła już w najlepsze, chociaż w Europie nie znano wówczas technologii wytwarzania cukru, który pojawił się na Starym Kontynencie dopiero tysiąc lat później, w epoce wypraw krzyżowych. Że jednak Europejczyk potrafi, toteż nawet w czasach, kiedy nikomu nie śniło się jeszcze o kartkach na cukier, Rzymianie opanowali produkcję drażetek (czyli karmelków na miodzie w wersji z nadzieniem z migdałów).
Znacznie wcześniej niż Europejczycy zalety białej trucizny poznali Persowie, a po nich Hindusi, którzy najprawdopodobniej sprowadzali ów cenny surowiec z Polinezji, gdzie metodę jego wytwarzania z trzciny cukrowej opanowano prawdopodobnie już w piątym wieku naszej ery. Ponad tysiąc lat wcześniej, nim - w 1801 roku - powstała w Konarach na Śląsku pierwsza europejska cukrownia, produkująca cukier buraczany.
W ten sposób przez całe średniowiecze musieliśmy się na Starym Kontynencie obywać bez pralinek i bez czekolady, tym bardziej że te pierwsze wymyślił ochmistrz marszałka Praslin za czasów Ludwika XIII, czyli dopiero w XVII stuleciu. A czekoladę w tabliczkach jeszcze później - bo dopiero w 1847 roku - wynaleźli Anglicy.
Cukier natomiast, owszem, pojawiał się na stołach najbogatszych Europejczyków coraz częściej, ale w ilościach aptekarskich. Ludzie mniej zamożni rzeczywiście używali go zresztą "jak na lekarstwo", głównie w kroplach żołądkowych i pastylkach na gardło.
Z czasem i rozwojem handlu ceny cukru znacznie spadły, co przyspieszyło rozwój technologii produkcji słodyczy dostępnych na każdą kieszeń. Pierwszą linię do produkcji najtańszych wyrobów tego typu - karmelków, wytwarzanych z gotowanego cukru, otwarto w Anglii, w epoce Karola Dickensa. Równie popularne "żelki", robione ze słodzonej żelatyny, opatentowano w 1922 roku w Niemczech (wymyślił je niejaki Hands Riegal z Bonn, który rozpoczął produkcję pod marką złożoną z pierwszych liter imienia, nazwiska i miejsca zamieszkania - "Haribo").
W ten sposób Amerykanie nie mieli już właściwie nic do wymyślenia. No, prawie.
Bo jednak Nowy Kontynent też zapisał swoją stronicę w powszechnej historii słodyczy. Jak pralinki są belgijskie, czekolada szwajcarska, a karmelki brytyjskie, tak amerykańskie z tradycji i rodowodu są lizaki, wata cukrowa oraz kojarzona przez dzieci Peerelu jako symbol lepszego świata - guma do żucia.
Tak naprawdę pierwsze karmelki na patyku produkowano już w dickensowskiej Anglii, no ale na skalę masową i w formie znanej dzisiaj wszystkim wielbicielom lollipops na świecie lizaki są dziełem niejakiego George’a Smitha z New Haven (CT), który opatentował ich produkcję w 1908 roku, nazywając od imienia ulubionego konia wyścigowego - Lolly Pop.
Watę cukrową, czyli kandyzowany cukier w czystej postaci i atrakcyjnej formie kłębka waty właśnie, też wymyślono wprawdzie w XVI wieku w Wenecji, ale popularność wata zyskała dopiero wtedy, gdy dwaj Amerykanie, William Morrison i John Wharton, wymyślili maszynę do jej produkcji (1897) i zaprezentowali ją w działaniu na targach w Louisville w 1904 roku.
Jedynym właściwie słodkim przysmakiem z czysto amerykańskim rodowodem jest guma do żucia, którą jakieś 10 tysięcy lat temu wymyślili rdzenni Amerykanie - Indianie. Jako pierwszy zrobił na tym interes niejaki John Curtis, który w 1869 zdobył na gumę patent przemysłowy. W dwa lata później Thomas Adams skonstruował maszynę do jej produkcji, a w 1906 roku Walter Diemer z Filadelfii wymyślił metodę wytwarzania "balonówki".
W ten sposób Ameryka, choć w interes cukierniczy weszła późno, wyprzedziła światową konkurencję w segmencie słodyczy popularnych. No a poza tym to właśnie w Stanach, a konkretnie w Nowym Jorku, mamy też największy sweet store in the world, czyli Dylan’s Candy Bar na Upper East Side.
W tym miejscu, na 15 000 stóp kwadratowych, Dylan Lauren, córka światowej sławy projektanta mody, Ralpha Laurena, od 2001 roku prowadzi swój autorski sklep ze słodyczami, zainspirowany opowieścią o Willym Wonce i Fabryce Czekolady. Spełniając swoje dziecięce marzenia Dylan ma tam na składzie całą światową historię "słodyczarstwa", plus nowości własnego pomysłu. W tym wielkie jak koła młyńskie whirly lollipops we wszystkich smakach i kolorach tęczy, które (złośliwi mówią, że ze względu na przerost atrakcyjnej formy nad mdłą treścią) powoli stają się słodkim symbolem Manhattanu.
Skomentuj artykuł