Wahacie się, czy mieć dzieci? To 5 nieoczywistych plusów rodzicielstwa
Wszystko staje na głowie, gdy pojawiają się dzieci. To zdanie słyszeliście już pewnie setki razy. Jeśli dodać do tego jeszcze „zachęty” typu: „dopiero teraz wiem, co to zmęczenie”, „seks? A co to jest?” i „od bałaganu jeszcze nikt nie umarł” to można skutecznie wywnioskować, że tylko szaleńcy świadomie decydują się mieć dzieci.
Życie bez dzieci jest na pewno bardziej wygodne. Tak, potwierdzam jako matka prawdziwość tego stwierdzenia. Dodatkowo, nasza współczesna kultura uczyniła z wygody bożka. Wszystko w życiu ma służyć podniesieniu naszego komfortu, a gdy tylko coś więcej nas kosztuje, zaczynamy się zastanawiać, czy aby nie jest „toksyczne” lub w ogóle „opłacalne”.
Bóg wpisał w naszą naturę pragnienie szczęścia, ale do niego tutaj na ziemi dochodzi się drogą wysiłku. Nie na skróty, nie jak najmniejszym kosztem, czy, jak lubiła to określać moja mama: nie „drogą najmniejszego oporu”. Te prawdy dotyczą także kwestii rodzicielstwa.
W temacie posiadania dzieci często mamy do czynienia z dwoma skrajnymi poglądami. Dopóki się ich nie ma, idealizuje się bycie rodzicem sprowadzając macierzyństwo i ojcostwo do beztroskich zabaw, niekończących się czułości i słynnego wdzięcznego tupotu małych stópek. Z kolei jak już się wejdzie rzeczywiście w rolę rodzica – pojawia się kolejna skrajność: myślenie, że rodzicielstwo to głównie zmęczenie, frustracje i lęk o przyszłość. Wiadomo, że prawda leży zazwyczaj pośrodku. Realizm, który uwzględnia jednocześnie jasne i ciemne odcienie problemu, jest wskazany także i w tym wypadku.
Relacyjny wzrost
Im bliżej decyzji o posiadaniu dzieci, tym bardziej dochodzą do nas te negatywne głosy. „Dopiero teraz wiem, co to zmęczenie”. „Seks, a co to jest?” „Od bałaganu jeszcze nikt nie umarł”. Takie komunikaty wysyłają do nas przemęczeni i sfrustrowani rodzice, a my szybko wnioskujemy, że chyba tylko szaleńcy świadomie decydują się mieć dzieci. A ja jako matka twierdzę, że to nieprawda. Zmęczenie swoją drogą, frustracje swoją drogą, ale macierzyństwo daje także tyle nieoczywistych bonusów, że dziś – po nie tak dawnym (dwuletnim) wejściu w rolę rodzica – bez wahania, jakie mi wcześniej towarzyszyło – zdecydowałabym się na ten krok.
Osobiście uważam, że najwięcej szczęścia w życiu dają nam zdrowe, przyjacielskie, relacje. I właśnie głównie sfera relacji ulega dzięki byciu rodzicem niesamowitemu wzmocnieniu. Przedstawiam wam 5 nieoczywistych bonusów, które otrzymujemy, gdy w końcu zdecydujemy się na te nieprzespane noce, mniejszą ilość seksu i bałagan.
1. Oby tylko we dwoje
Gdy do waszej małżeńskiej pary dołączy jeszcze przynajmniej jeden mały szkrab, na wagę złota stają się cenne minuty spędzone tylko we dwoje. To, co kiedyś było oczywiste, nagle staje się deficytowe. Wyjścia do kina, spotkania z przyjaciółmi, wycieczki, rekolekcje, sporty – wszystko, co robiliście razem urasta nagle do rangi luksusu i staje się przez to bardziej cenne. Można na nowo, jak w czasach zakochania, zatęsknić za kolacją w restauracji czy choćby wspólnym spacerem. Wtedy dopiero tak naprawdę widać, jak wartościowa i siłodajna jest wasza relacja. Wzmacnia to na nowo czasami wystudzone już uczucia i pozwala poczuć nową czułość i jeszcze większą bliskość.
2. Mamo, teraz cię rozumiem
Podobną myśl można by skierować także w stronę ojca. Gdy samemu zostaje się rodzicem, zyskuje się nowe spojrzenie na swoich rodziców. Jeśli mamy coś w zanadrzu do wybaczenia swoim rodzicom – teraz staje się to dużo łatwiejsze. Podobnie rzecz się ma z docenieniem tego, co do tej pory było oczywiste. Gdy wejdzie się w rodzicielskie buty, pojawia się wdzięczność wobec własnych rodziców i właściwie widzi się to, ile tak naprawdę dobrego dla nas zrobili.
3. Boże, czyli Tatusiu… - w pierwszych miesiącach, gdy dane mi już było trzymać moje dziecko w ramionach, moje myśli automatycznie wędrowały do Boga. Nowego znaczenia nabierały słowa: jestem dzieckiem Boga, czy Bóg jest naszym Ojcem. Ta mała bezbronna istota była w 100 procentach zależna ode mnie. Niczego sama, beze mnie nie mogła zrobić. O ile bardziej dzieje się tak między nami a Bogiem. Jak wielka musi być też Jego miłość, skoro ja, człowiek, czuję taki bezmiar miłości do tej nieporadnej istotki. To poczucie bycia Bożym DZIECKIEM potrafi ożywić wiarę i wprowadzić na nowe, głębsze tory relację między nami a naszym niebiańskim Tatusiem.
4. Nie ja, ale ty – przełożenie swoich potrzeb, pragnień i mniejszych lub większych zachcianek na dalszy plan to kolejny bonus bycia rodzicem. Łatwiej i jakby bardziej naturalnie zaczyna przychodzić rezygnacja z wymogów swojego ego na rzecz najpierw dziecka, a potem innych. Oczywiście, całkowita rezygnacja z siebie byłaby czymś niewłaściwym, a nawet destrukcyjnym. Jednak, chcąc nie chcąc, z dnia na dzień rodzic staje się mistrzem w odraczaniu realizacji swoich potrzeb i oddawaniu siebie drugiemu w tym najpiękniejszym, najzdrowszym sensie. Zyskują na tym wszystkie nasze relacje z ludźmi. Dziecko uczy nas oddawać siebie bez poczucia, że coś tracę, ale właśnie z miłości, z własnej pełni, temu, który ma mniej lub nie ma wcale.
5. Przygoda życia – wreszcie dzięki naszym dzieciom przeżywamy nieporównywalną z niczym innym przygodę życia. Można po raz drugi na nowo odkrywać świat. Kolejne życie – kolejne szansy, nadzieje. Kolejne szczyty do zdobycia. Najpierw malutkie, a z wiekiem coraz większe i bardziej złożone. Na nowo można odkryć zabawę lego czy jazdę na łyżwach, po raz kolejny „pierwszy raz” zapalić ognisko, przespać się w namiocie czy zdobyć górski szczyt. Dziecko uczy powrotu do radości codziennej: ważne jest tu i teraz, a nie wydumane jutro czy wczoraj. Nie osiągniesz królestwa szczęścia, jeśli nie staniesz się jak dziecko, mówi Pismo. I to właśnie nam, rodzicom jest dany ten przywilej, zmiany spojrzenia. Choćby się to dokonywało po nieprzespanej nocy, nad kubkiem zimnej kawy.
Chcesz przeczytać więcej na temat rodziny? Przeczytaj nasz Magazyn "Czytaj Dalej" o "Boskiej rodzinie", a w nim:
Skomentuj artykuł