Jesienna chandra czy depresja? [WYWIAD]
Sporo nieporozumień bierze się z tego, że słowo depresja jest w codziennym języku nadużywane. Bardzo często używamy określenia "depresja", chcąc powiedzieć, że mamy chandrę, "dołek".
Justyna Siemienowicz: Co to takiego depresja jesienna?
Prof. dr hab. med. Dominika Dudek: To, co popularnie nazywamy depresją jesienną, bardziej fachowo określa się depresją sezonową. Możemy o niej mówić wtedy, gdy o podobnej porze roku pojawiły się przynajmniej cztery nawroty epizodów depresyjnych. Nie musi to być koniecznie jesień (okresem większej wrażliwości na nawroty bywa także wiosna), ale w naszej szerokości geograficznej jest to rzeczywiście najczęściej schyłek roku.
Czym depresja sezonowa różni się od tej zwykłej?
Przestrzegałabym przed takim przeciwstawieniem: depresja "zwykła" i sezonowa. Bo depresja sezonowa, zgodnie z jej nazwą, to depresja, która, w zasadzie różni się tym jedynie, że ma tendencję do sezonowego nawracania. W okresie jesienno-zimowym zwiększa się po prostu liczba zachorowań na depresję w związku ze zmianami w oświetleniu. Dni stają się coraz krótsze, a dodatkowo często też pochmurne, z niebem od rana do wieczora zasnutym chmurami. Można jednak niekiedy wyróżnić kilka cech charakterystycznych dla depresji sezonowej. Zazwyczaj nie jest ona bardzo głęboka. Aczkolwiek, to, co z punktu widzenia psychiatry, który ma do czynienia z pacjentami w naprawdę bardzo ciężkim stanie, można określić mianem łagodnego epizodu depresyjnego, nie oznacza, że nie jest on dokuczliwy dla chorego i nie powoduje cierpienia. W depresji sezonowej częściej też pojawiają się pewne atypowe dla tej choroby objawy. Mam tu na myśli przede wszystkim nadmierny apetyt połączony z przyrostem masy ciała, apetyt zwłaszcza na węglowodany (podjadanie słodyczy), jak również nadmierną senność. W depresji sezonowej w przeciwieństwie do klasycznego zespołu depresyjnego zdarza się także, że czynniki zewnętrzne mogą mieć wpływ na nastrój chorego. Pojawia się też czasami zjawisko określane mianem "paraliżu ołowianego" - uczucie ociężałych rąk i nóg, "jakby z ołowiu".
A więc źródło depresji sezonowej tkwi bardziej w naszej biologii niż sferze psychicznej, bo przyczyną jest tu po prostu niedobór światła.
Kwestia światła gra istotną rolę w zachorowaniach powracających czy nasilających się na jesień, ale nie powiedziałabym, że jest to ich źródło. Nie stawiałabym też ostrej linii podziału między naszą biologią a psychiką. Depresja jest chorobą wieloczynnikową. Jeżeli pacjenci zadają mi pytanie: "Dlaczego choruję?", to nie potrafię na nie uczciwie odpowiedzieć, bo tego nie wiemy. W psychiatrii wobec szeregu zaburzeń psychicznych przyjmuje się dziś paradygmat: "podatność / stres" czy "podatność / czynniki zewnętrzne". Z różnych przyczyn, czy to genetycznych, czy rozwojowych, człowiek może być podatny na daną chorobę. Nie znaczy to, że musi na nią zapaść, ale jest na nią bardziej narażony w konfrontacji z niekorzystnymi czynnikami zewnętrznymi.
Jakie to mogą być czynniki?
Wszystkie, które normalnie człowieka przygnębiają: żałoba, trauma, zła sytuacja rodzinna, utrata pracy. Jeśli zaś mówimy o depresji sezonowej, to jesienią naprawdę nie trudno o nagromadzenie niekorzystnych czynników. Zaczyna być zimno, organizm nie zdążył się do tego jeszcze przyzwyczaić. Często też jesteśmy o tej porze roku bardzo przemęczeni. Zazwyczaj po spokojniejszym okresie wakacji, po urlopie wpadamy z dnia na dzień w wir zajęć. Wystarczy, że pojawi się jeszcze jakiś konflikt w rodzinie, ktoś nam dopiecze w pracy, złapiemy grypę, która będzie nas męczyć przez dwa tygodnie i obniżenie nastroju gotowe. Coraz więcej uwagi w badaniu depresji poświęca się chronobiologii, a więc znaczeniu rytmów biologicznych w funkcjonowaniu psychofizycznym człowieka. Ich zaburzenie może być czynnikiem wyzwalającym epizod depresyjny. Podam prosty przykład. Starsza pani miała psa. Gdy ten umarł, kobieta wpadła w depresję. Słysząc to, myślimy sobie, że pewnie bardzo go kochała i nie potrafiła poradzić sobie z jego stratą. Ale wcale nie musiało tak być. Pies, póki żył, organizował po prostu dzień swojej pani. Gdy go zabrakło, zabrakło też porządku, który regulował rytm dobowy kobiety. Podobnie, przejście z "trybu wakacyjnego" na "tryb jesienny" może wiązać się z rozchwianiem rytmów biologicznych odpowiedzialnych za różne nasze aktywności. Jedni tych zmian nie odczują w ogóle, u innych mogą się one przyczynić do rozwoju epizodu depresyjnego.
Kiedy uznać, że to obniżenie nastroju to coś poważniejszego, że nie wystarczy poczekać, aż samo przejdzie?
Każdy człowiek ma prawo do przeżywania od czasu do czasu smutku. Sporo nieporozumień bierze się z tego, że słowo depresja jest w codziennym języku nadużywane. Bardzo często używamy określenia "depresja", chcąc powiedzieć, że mamy chandrę, "dołek". "Jestem w takiej depresji, cóż za paskudna pogoda..."
Albo: "złapałem taką deprechę"...
Takie narzekanie nie ma nic wspólnego z depresją kliniczną. Kiedy należy się zaniepokoić? Wtedy gdy taka chandra trwa długo, czyli co najmniej dwa tygodnie i jeśli w istotny sposób zaburza nasze funkcjonowanie. Zazwyczaj bowiem gdy mamy chandrę, to cóż, po prostu ją mamy, ale mimo to zbieramy się, idziemy do pracy, spotykamy ze znajomymi, sprzątamy w domu, pierzemy itd. Natomiast człowiek w depresji przestaje funkcjonować. Może zalec w łóżku, może być tak apatyczny lub tak niespokojny, że nie będzie się w stanie skupić na najprostszych czynnościach. Ale depresja to nie tylko smutek. Ważne, by o tym pamiętać.
Jednak to smutek najsilniej charakteryzuje tę chorobę.
Jest on bardzo ważnym, osiowym objawem depresji, ale nie jedynym. Depresja to zespół objawów. Innym bardzo ważnym przy diagnozowaniu depresji jest anhedonia, czyli niemożność odczuwania przyjemności, utrata zainteresowań. To jest bardzo ważna różnica między zwykłem smutkiem a depresją. Zazwyczaj bowiem gdy mamy chandrę, to wpływ na nasz nastrój mogą mieć różne sytuacje zewnętrzne. Jeśli przyjaciele wyciągną nas na dobry film do kina, potrafimy się tym ucieszyć. W depresji człowiek traci zdolność do odczuwania przyjemności. Próba rozweselenia go na nic się zda. Przeciwnie, może on czuć się w takiej sytuacji bardziej osamotniony, odizolowany, ponieważ czuje się niezrozumiały. Przyjaciele się starają, a on mimo to nie potrafi się zebrać.
Właśnie, depresja kojarzy się z przewlekłym brakiem energii do życia.
Człowiek od rana do nocy jest po prostu wyczerpany. Pojawiają się także różne objawy dodatkowe. Taki ktoś zazwyczaj źle śpi, budzi się bardzo wcześnie rano, nie ma apetytu, traci na wadze. Przestaje widzieć sens życia, nachodzą go myśli rezygnacyjne, a niekiedy też samobójcze, pojawia się poczucie beznadziejności, czy nawet poczucie winy. Gdy ktoś przeżywa zwykły smutek, częściej miewa raczej poczucie krzywdy, może być rozżalony, uważać, że ktoś mu zrobił przykrość. Człowiek w depresji, przeciwnie, będzie miał tendencję do oskarżania się. Depresji towarzyszą też objawy somatyczne. Mogą to być różne chociażby dolegliwości bólowe, zaburzenia osi hormonalnych, zaburzenia miesiączkowania u kobiet, zaburzenia libido, zaburzenia w sferze motorycznej: człowiek w depresji może być spowolniały - myśli i mówi powoli, ale może być też pobudzony psychomotorycznie. W zwykłej chandrze tego nie ma.
Jak leczyć depresję sezonową? Czy leki są konieczne?
Farmakoterapia nie zawsze jest konieczna. W depresjach o łagodniejszym przebiegu dość dobrze sprawdza się fototerapia. Można dostać specjalne lampy, które świecą mocnym światłem i korzystając z nich w godzinach przedpołudniowych, uzupełniać sobie niedobór światła. Były też badania, które pokazały, że w zasadzie podobną rolę terapeutyczną może spełniać coś tak prozaicznego jak wykorzystywanie pogodnych, słonecznych dni na poranne spacery. Zalecana jest też psychoterapia, ale czasami pomocne mogą być także zwykłe podtrzymujące rozmowy z kimś bliskim. Jeśli jednak objawy są zbyt uciążliwe dla chorego, wtedy do leczenia włączamy też farmakoterapię.
Leki budzą jednak wiele obaw.
Niesłusznie, leków przeciwdepresyjnych nie trzeba się bać. Trzeba się bać natomiast leków, które pacjenci bardzo chętnie sami sobie aplikują, tj. leków uspokajających i nasennych, bo one w przeciwieństwie do antydepresantów uzależniają. Nowoczesne leki przeciwdepresyjne w zasadzie nie dają też objawów ubocznych, są bezpieczne. Trzeba pamiętać również o tym, że gdy włączamy farmakoterapię, to nie tylko na czas trwania objawów, ale także na co najmniej pół roku po ich ustąpieniu, celem profilaktyki. Ważne, by na własną rękę i zbyt wcześnie tych leków nie odstawiać i by nie robić tego gwałtownie, bo zaburza to pewne rytmy biologiczne i może skutkować nieprzyjemnymi objawami.
Jak chronić się przed depresją sezonową?
Jeżeli mówimy o ciężkiej chorobie afektywnej, która już kilka razy nawracała, to ważna jest dobra współpraca z lekarzem, psychoterapia, profilaktyczne zażywanie leków. Jeżeli natomiast mówimy o łagodniejszych stanach depresyjnych, jakie mogą się przydarzyć każdemu z nas, to są to rzeczy trywialne, o których każdy z nas skądinąd wie, że sprzyjają zdrowiu, nie tylko psychicznemu. Przede wszystkim chodzi o taki styl życia, który moglibyśmy określić jako "higieniczny", a więc taki, w którym jest miejsce nie tylko na pracę, ale też na odpoczynek i regularny sen, taki, który obejmuje jakąś sensowną dietę, bez nadmiaru alkoholu i innych używek, a także, w którym jest czas na wysiłek fizyczny. Ważne też, by zachować otwartość na innych ludzi, a także umieć sprawiać sobie przyjemności, próbować od czasu do czasu czegoś nowego. Jednym słowem: być dobrym dla siebie.
*prof. dr hab. med. DOMINIKA DUDEK - specjalista psychiatra, kierownik Zakładu Zaburzeń Afektywnych Katedry Psychiatrii Collegium Medicum UJ, redaktor naczelny czasopisma Psychiatria Polska
Skomentuj artykuł