Z zakładu karnego do zakonu
Jan i Helena Czarneccy z Kamiannej wzięli ślub cywilny, ale przed Bogiem złożyli przyrzeczenie, że będą żyć w czystości. Ich drogi skrzyżowały się w zakładzie karnym, a teraz rozchodzą. - Dojrzeliśmy, żeby służyć jeszcze głębiej - mówi pani Helena.
Wyznanie więźnia
Mam 65 lat, z których jedną trzecią spędziłem w zakładzie karnym - pan Jan rozpoczyna opowieść o swoim życiu. - Jako dziecko, byłem blisko Boga. Chodziłem do kościoła, potrafiłem się modlić…. Ale kiedy skończyłem lat 18 po raz pierwszy trafiłem do więzienia. Nastoletni bunt, złe towarzystwo i tak się zaczęło.
Wychodziłem i za chwilę znów lądowałem w tym samym miejscu. Skończył się socjalizm, i chwała Panu za to, bo dzięki temu do zakładów karnych powróciły grupy modlitewne. Pozwolono księżom spotykać się z osadzonymi. Uczęszczałem na te spotkania. Gdzieś w środku odezwało się wezwanie. Powoli przypominałem sobie pacierz, modlitwy.
Ten tekst wzbudził wiele kontrowersji >> przeczytaj ciąg dalszy tej historii
Po 12 latach wyszedłem na wolność. Wydawało mi się, że chwyciłem Pana Boga za nogi. I… znów znalazłem się w zakładzie karnym. Mówili o mnie pobożny człowiek, a ja ponownie narozrabiałem. Ku mojemu zdziwieniu przyjęto mnie jak brata. Nikt nie oceniał. Skończył się kolejny wyrok. Wyszedłem i za trzy dni byłem z powrotem w tym samym miejscu. Wówczas w rozmowie z Bogiem powiedziałem: "Dzięki Ci Panie, że tu jestem. Niech się dzieje wola Twoja". Inaczej nie mogłem sobie tego wszystkiego, co się ze mną dzieje, wytłumaczyć.
Wówczas ksiądz Ignacy Klucznik, kapelan więzienia, poinformował mnie, że organizuje pielgrzymkę dla osadzonych do Kalwarii Zebrzydowskiej. Zapytał, czy chcę jechać. Oczywiście, że chciałem. Ale kto by mi zaufał. "Módl się, może cię puszczą" - odpowiedział. I w tym czasie dostałem list od mojej matki. To było przełomowe wydarzenie w moim życiu.
Matka nie odwiedzała mnie. Była mocno schorowana. Nie mogła chodzić. Tymczasem napisała, że była… na Kalwarii i modliła się o moje nawrócenie. Przez pół dnia płakałem jak dziecko. Nie mogłem pojąć, jak kobieta, której wyrządziłem tyle krzywdy, może się jeszcze za mnie modlić. Stanęło przede mną całe życie. Przed oczami miałem wszystkich, których skrzywdziłem, a których do tej pory obwiniałem o moją krzywdę. Ja przecież miałem pretensje nawet do mężczyzny, którego okradłem, że miał śmiałość donieść na mnie policji.
Bóg na to czekał. Mimo moich upadków, z Kalwarii - bo udało mi się pojechać na tę pielgrzymkę - wróciłem zupełnie innym człowiekiem. Zastanawiałem się tylko, co będzie dalej. Złożyłem śluby czystości. Koledzy osadzeni, gdy ćwiczyliśmy na siłowni, śmiali się mówiąc: "Dopadło chłopa, ale jak tylko wyjdzie na wolność, powróci dawny Janek". Odpowiadałem: "Chwyciłem się szaty Chrystusa i już jej nie puszczę".
Jestem na wolności od 18 lat. Żyję z kobietą, którą Bóg wysłał do zakładu karnego, by pomóc mi ułożyć sobie wszystkie sprawy.
Teraz postawił przed nami kolejne wyzwanie… Powołał nas dalej.
Historia Heleny
- Jesteśmy z Jankiem u kresu naszej wspólnej drogi, która rozpoczęła się w zakładzie karym - kontynuuje opowieść pani Helena. - Mieszkałam w Olsztynie z ośmiorgiem dzieci z domu dziecka. Szukałam dla nas miejsca, gdzie mogłabym wybudować dom. Uznałam, że najlepszym będzie Sądecczyzna. W 1994 roku znalazłam takie miejsce w Kamiannej. Nie miałam jednak nikogo do pomocy. Modliłam się o człowieka, który zechce mi pomóc wybudować dom. Przypadek zrządził, że spotkałam na swej drodze księdza Klucznika. Opowiedziałam mu o swoim problemie, a on stwierdził, że zna kogoś takiego, jednak obawia się, że ja go nie zaakceptuję.
Stwierdziłam, że skoro ukończyłam resocjalizację, to sobie poradzę. Nie pytałam o więcej. Nie interesowało mnie za co siedzi. Chciałam się z nim spotkać i przedstawić moją propozycję. Nie miałam pieniędzy. Za swoją pracę mogłam zapłacić tylko wyżywieniem i zapewnieniem dachu nad głową. Janek był zdziwiony moją wizytą. Nikt go bowiem wcześniej w zakładzie nie odwiedzał. Porozmawialiśmy. Zgodził się pomóc mi wybudować dom. Wcześniej zaznaczył, że dwa lata temu złożył śluby czystości. Ja byłam wówczas trzy lata po złożeniu takich ślubów.
Janek chciał zerwać ze swoją przeszłością. Wzięliśmy ślub cywilny, choć właściwie nawet nie nazywam tego ślubem, dopełniliśmy tylko formalności. Prosto z pracy, chyba nawet w roboczych ubraniach, weszliśmy do urzędu i podpisaliśmy papiery, by Janek mógł przyjąć moje nazwisko.
Zaczęła się ciężka praca. Z kobiety wychowanej w mieście stałam się rolniczką. Wybudowaliśmy wspólnie dom. Po latach powstało trzyhektarowe gospodarstwo ekologiczne.
Teraz nasze drogi się rozchodzą. Zostaliśmy już sami i pracujemy praktycznie tylko na swoje utrzymanie. To przecież bardzo egoistyczne. Podjęliśmy więc decyzję o sprzedaży tego, co wspólnie stworzyliśmy. Pieniądze chcemy przeznaczyć potrzebującym.
Janek idzie do swojego zakonu, ja do swojego…
Jan i Helena Czarneccy opowiedzieli swoją historię podczas promocji książki o. Stanisława Majchra "Dlaczego za kratami. Poruszające historie więźniów".
Teraz nasze drogi się rozchodzą. Zostaliśmy już sami i pracujemy praktycznie tylko na swoje utrzymanie. To przecież bardzo egoistyczne.
***
DLACZEGO ZA KRATAMI - Stanisław Majcher SJ
Przychodzi ich grupa. Nie znam żadnego. Wiem tylko, że każdy z nich ma coś na sumieniu. Nie są w tym miejscu na wczasach. Dźwigają, każdy z osobna, swoje pogubione życie, a do tego jeszcze poplątane brakami i patologią domu rodzinnego.
o. Stanisław Majcher
Historia każdego z nas jest niepowtarzalna. Ale historia ludzi skazanych na więzienie bywa naprawdę wyjątkowa. Nawet jeśli scenariusze odrzucenia, zła i zagubienia powtarzają się w wielu przypadkach.
Ojciec Stanisław Majcher przeszedł przez bramę murów więziennych. Dosłownie i w przenośni, starając się przybliżyć żywot człowieka z wyrokiem. Poprzez realizacje ewangelicznego zalecenia Jezusa Chrystusa - nikogo nie przekreślać - jezuita próbuje zrozumieć motywy działania i przede wszystkim obudzić dobro. Ta książka to nie tylko zachęta do heroicznego miłosierdzia, ale także podręcznik dobrego i uważnego słuchania - umiejętności wcale nie tak częstej w dzisiejszym świecie.
Skomentuj artykuł