Zdrowe odżywianie bez wydawania fortuny
Na samą myśl o zdrowym odżywianiu robi ci się słabo? Nie masz czasu na gotowanie albo pieniędzy na produkty "bio" i "eko"? Wbrew pozorom nie jest to ani drogie, ani trudne.
Dziś będzie inaczej - nie o duchu, lecz o ciele. Bez pouczania, mam nadzieję, ale z pewną ilością sprytnych rozwiązań stosowanych przez nas w domu. O tym, co sprawia, że ślinka nam cieknie a w brzuchu burczy - czyli o smakołykach.
Nie ukrywam, że choć temat prawidłowego żywienia (ale w takiej normalnej postaci) jest mi bliski, do napisania sprowokowało mnie dopiero to, co wyczytałam na jednym z blogów parentingowych, gdzie w formie pysznej i praktycznej przekąski do samochodu promowana była wedlowska czekotubka.
Wyjaśniam od razu, że nie jestem przeciwniczką czekolady - wręcz przeciwnie, uwielbiam! Jest jednak spora różnica między gorzką czekoladą 70% kakao, która zazwyczaj pojawia się w naszym domu (a którą dzieci pochłaniają równie chętnie jak dwa razy słodszą Milkę), a "czekotubką", składającą się głównie z cukru i tłuszczu palmowego. Co w takim razie robić, żeby nie pozbawić dziecka smaku dzieciństwa, a jednocześnie mu nie szkodzić? I przede wszystkim - dlaczego to takie ważne?
Uważam, że wszystko jest dla ludzi i trzeba znaleźć złoty środek, niekoniecznie wydając fortunę na produkty "eko" czy przechodząc na dietę pod tytułem "ziarenka i styropian"(czyli chrupkie pieczywo). Trzeba jednak pamiętać, żeby wybierać mądrze i kształtować w dziecku prawidłowe nawyki żywieniowe.
To brzmi strasznie i niesmacznie, wiem. Ale wiem też, jak strasznie wygląda na przykład operacja amutacji stopy z powodu powikłań cukrzycy - jako studentka uczelni medycznej, brałam w niej kiedyś udział. To są konsekwencje, o których bardzo rzadko się myśli, ale które trzeba mieć w głowie wraz z pytaniem: jak chciałabym, żeby wyglądało życie mojego dziecka za 10, 20 czy 50 lat…
Sprytne zamienniki
Niekoniecznie. U nas od jakiegoś czasu stałym gościem - i sprytnym zamiennikiem cukru jest ksylitol,czyli "cukier z brzozy", który ma działanie przeciwpróchnicze i przede wszystkim nie podnosi poziomu glukozy we krwi. Owszem, jest dużo droższy od cukru, ale jeśli dobrze poszukamy w internecie, okaże się że można go kupić w cenie, która jest do przełknięcia, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że nie używamy go do wszystkiego.
Wysoką cenę zapłacimy również za wszystkie produkty "bio" czy "eko" - nie dotyczy to jednak tych, które…zrobimy sami. Przez długi czas sama piekłam chleb, co okazało się bajecznie proste i nie tak czasochłonne, jak to na pierwszy rzut oka wygląda. Ba! Mam za sobą nawet wizytę w młynie w celu kupienia prawdziwej mąki chlebowej. W okresie letnim samodzielnie staramy się również robić lody.
Oczywiście od czasu do czasu wcinamy również te kupne, ale w domu wystarczy zmiksować dowolne owoce, np. truskawki, ze śmietaną lub cukrem (albo w wersji zdrowszej - z jogurtem naturalnym i ksylitolem), zamrozić i słuchać zachwyconych okrzyków dzieci, które zjedzą takie lody jeszcze chętniej, jeśli zaangażujemy je w ich produkcję.
Owoce i warzywa to raj dla kubków smakowych
Przemysł spożyczy przyzwyczaja nas do ogromnej ilości cukru dodawanej dosłownie do wszystkiego - wydaje mi się jednak, że dla naszych kubków smakowych i tak nie ma smaczniejszych rzeczy niż świeże owoce i warzywa.
Zmiksowanie owoców z jogurtem naturalnym (nie wspomnę już, że w domu można go zrobić samemu i jest pyszny!) może dać efekt, który okaże się dużo lepszy niż owocowo-cukrowo-jogurtowa paćka z dodatkiem gumy arabskiej, kupiona w promocji w markecie.
Ale to nie wszystko. Mam też kolejny, naprawdę silny dowód na to, że korzystanie z półproduktów i przygotowywanie pewnych rzeczy samodzielnie niekoniecznie musi się skończyć kulinarną katastrofą…
Niebo w gębie
Próbowaliście kiedyś domowej nutelli? Ja korzystam z modyfikacji przepisu znalezionego na stronie Moje Wypieki. Do spróbowania zachęciło mnie przeczytanie etykietki na słoiku Nutelli, którą reklamuje się jako krem z orzechów, mleka i kakao, a która w swoim składzie najwięcej ma cukru i tłuszczu palmowego… Dosyć nieufnie podchodziłam do pomysłu, by taki krem zrobić samodzielnie, ale rzeczywistość przeszła moje najśmielsze oczekiwania: to jest niebo w gębie!
Krem robię tylko od czasu do czasu (nie ukrywam - jest słodki i może stanowić jedynie dodatek do diety, a nie jej podstawę) i "na oko". Opakowanie orzechów laskowych wysypuję na blachę i prażę w piekarniku (trzeba uważać, żeby ich nie przypalić!). Dzięki temu w łatwy sposób pozbywam się brązowej skórki pokrywającej orzechy. Miksuję je potem przez kilka minut w blenderze do kosystencji "maślano-płynnej". W tym czasie w garnuszku rozpuszczam tabliczkę czekolady 70%kakao z dodatkiem słodzonego mleka skondensowanego (i jest to składnik, którego z racji dużej ilośc cukru, staram się używać jak najmniej).
Łączę to z miazgą orzechową, mieszam i… mogłabym pewnie zjeść cały taki słoiczek na poczekaniu. Wbrew pozorom, przygotowanie takiego dużego słoiczka kremu orzechowo-czekoladowego nie zajmuje więcej niż pół godziny, nie jest też dużo droższe niż zakup jego sklepowej wersji. Zyskujemy za to niepowtarzalny smak bez dodatku niekorzystnego dla zdrowia oleju palmowego i nadmiaru cukru.
Bez popcornu, chipsów i frytek
Faktycznie - najłatwiej jest kupić przetworzoną żywność i kaloryczne przekąski. Jeśli chcemy zdrowych odpowiedników, musimy zadbać o odpowiednią organizację. Naprawdę jednak można to w łatwy sposób przygotować. Rodzinna wyprawa do kina nie musi oznaczać obowiązkowej konsumpcji popcornu - u nas świetnie sprawdzają się pudełka pewłne chrupiących przekąsek. Jeśli pozwolimy skomponować je dzieciom - tym lepsza zabawa.
Wpominana na samym początku podróż również nie musi oznaczać pochłaniania tylko chipsów, frytek w Mc Donaldzie czy lizaków (chociaż przynaję, że nam również czasem się zdarza). Suszone owoce świetnie zastępują żelki, a są dużo zdrowsze. Własnoręcznie upieczone ciasteczka to wprawdzie inwestycja naszego czasu i wysiłku, która jednak pozwala na przemycenie przy okazji smakołyków również zdrowych dodatków.
Moje dzieci nie wiedzą na przykład, że domowe herbatniki naśladujące cisteczka BelVita w dużej częście składają się u nas nie z mąki, ale ze zblendowanych drobniutko…płatków owsianych. W podobny sposób do wielu przygotowywanych rzeczy dodaję produkty pełnoziarniste - mąkę razową lub otręby.
Jak to wygląda u Was? Jakie macie pomysły i patenty? Jakie są Wasze przemyślenia? To, co napisałam powyżej, to efekt moich doświadczeń kilkunastu ostatnich lat. Nie z własnego wyboru, ale z konieczności podyktowanej przez zdrowie, przez połowę mojego życia jestem na niskowęglowodanowej diecie - z której, przyznaję, zdarza mi się wyłamywać, jeśli na horyzoncie pojawia się czekolada albo bezy.
Jestem też, o czym parę razy wspominałam, mamą pracującą na cały etat, więc wiem, jak krucho bywa niekiedy z czasem na wykonywanie takich kulinarnych akrobacji. Jestem jednak ciekawa Waszych doświadczeń, sukcesów i porażek, gonienia za maluchami z brokułem na widelcu (chociaz u mnie to akurat dzieciaki gonią brokuła, a nie odwrotnie) i tym podobnych… Podzielicie się?
Wpis pierwotnie ukazał się na blogu Chrześcijańska Mama.
Tytuł i lead pochodzą od redakcji.
Skomentuj artykuł