Znajdź dziecko w sieci
Internet wkracza coraz śmielej w każdą dziedzinę naszego życia – przez Internet robimy zakupy, opłacamy rachunki, kontaktujemy się z najbliższymi, znajdujemy życiowego partnera. Sprawy ważne i mniej ważne porządkujemy kilkoma kliknięciami myszki. Od niedawna z pomocą tej samej myszki możemy odnaleźć dzieciaka, który szuka szczęśliwego domu.
Na pomysł wpadli pracownicy Fundacji Dziecko-Adopcja-Rodzina. Na stronie pragnienie dziecka.pl stworzyli bazę dzieci, które czekają na przygarnięcie i bazę rodziców, którzy chcieliby przyjąć dziecko pod swój dach. Obie listy sukcesywnie rosną, bo w inicjatywę włączają się kolejne ośrodki adopcyjne, centra pomocy rodzinie i domy dziecka.
- Wszyscy narzekamy, że procedura adopcyjna trwa za długo, czasem ciągnie się latami. A przecież wszystkim nam chodzi o to, żeby dziecko jak najszybciej znalazło szczęśliwy dom – tłumaczy Beata Dołęgowska, prezes fundacji. - Zamiast przewalania tonów papierów, przesyłania dokumentów pocztą tradycyjną, które lubią ginąć albo docierać z dużym opóźnieniem, postawiliśmy na nowe technologie. To usprawnia cały proces.
Ośrodki adopcyjne umieszczają w bazie podstawowe informacje o dziecku – jego wiek, płeć, deficyty. Z kolei rodzice chcący adoptować dziecko rejestrują się w bazie podając swoje dane, motywy, preferencje, a także wymieniając deficyty i choroby dziecka, które są gotowi zaakceptować i którym są w stanie sprostać. – To ważne, bo w naszej bazie właściwie nie ma dzieci zdrowych – większość ma jakieś deficyty, jak np. FAS (Zespół Alkoholowy Płodu). Mamy też liczne rodzeństwa i dzieci nieco starsze. Taka adopcja jest zawsze najtrudniejsza, najbardziej kłopotliwa.
Co tydzień zbiera się komisja, która próbuje „kojarzyć” rodziców i dzieci na podstawie dostarczonych informacji. I jak z radością donoszą pracownicy fundacji, baza już przynosi pierwsze owoce. Po zaledwie dwóch miesiącach funkcjonowania w sieci, pierwsze dziecko znalazło kochających rodziców, a czworo dzieci jest już w trakcie procesu adopcyjnego. Dzięki internetowej bazie powstały również dwie nowe rodziny zastępcze, a dwie kolejne właśnie powstają. Kolejne dziesięcioro dzieci jest w kontakcie z przyszłymi rodzicami.
- To naprawdę dobry wynik – cieszy się Dołęgowska. – Wszystko dzięki sprawnemu przepływowi informacji i ich uaktualnianiu, które teraz staje się zdecydowanie łatwiejsze. Mamy nadzieję, że uda się wyeliminować tę największą bolączkę procedur adopcyjnych – ich przewlekłość, gdy dane docierają za późno, są nieaktualne albo niepełne etc. Wszystko trwa zdecydowanie za długo, dzieci trafiają do rodziców adopcyjnych czasem po wielu latach spędzonych w domu dziecka.
Pracownicy fundacji wyszli z założenia, że każde działanie, które pozwala tego uniknąć lub przynajmniej skrócić czas „tułaczki” dziecka jest warte podjęcia. – Baza nie tylko przyspiesza umieszczenie dziecka w kochającej rodzinie, a eliminuje też rejonizację – podkreśla prezes fundacji. – Często bywa tak, że ośrodki adopcyjne szukają dla "swoich" dzieci rodziców tylko wśród "swoich" kandydatów. W niektórych regionach Polski jest nadmiar rodzin zastępczych, dla których brakuje dzieci, podczas gdy w innym regionie jest odwrotnie. Przepływ informacji między ośrodkami wydał nam się zbyt powolny. Nasza baza gromadzi dane o dzieciach i rodzicach z całej Polski.
Dwie strony medalu
Pomysł na starcie spotkał się z pewną dozą nieufności. To nie dziwi, biorąc pod uwagę, w jak odmienny sposób może zostać użyte takie narzędzie, jak Internet. Coraz więcej mówi się o tzw. „dzikiej adopcji”, odbywającej się poza wszelkimi procedurami i będącej właściwie handlem ludźmi. W Internecie aż roi się od ogłoszeń ciężarnych matek gotowych oddać (zwykle za sporą sumę) swoje dziecko, ogłaszających nawet castingi na rodziców i zdesperowanych niepłodnych par szukających mamy z brzuszkiem lub niemowlęcia.
Nie tak dawno głośno było o zatrzymaniu mężczyzny z Kalisza, który „trudnił się” pośrednictwem między ciężarnymi kobietami i parami starającymi się o dziecko. Nikt w Polsce nie dysponuje szczegółowymi danymi na temat „dzikiej adopcji”, ale czytając fora internetowe, nie można oprzeć się wrażeniu, że handel dziećmi nie jest taką rzadkością. A Internet daje niespotykaną przed laty łatwość kontaktu matki z osobami pragnącymi dziecka. Wystarczy kilka kliknięć myszką, by znaleźć ogłoszenia tych, co chcą oddać i tych, co chcą przygarnąć. Zdesperowani rodzice w wyścigu po śliczne maleństwo są gotowi zapłacić naprawdę duże pieniądze.
Ogłoszenie z Internetu: 'Szukam rodziców dla dziecka. Jestem w trzecim miesiącu ciąży, nie mam warunków na wychowanie dziecka, więc zdecydowałam się oddać je do adopcji. Chciałabym jednak zapewnić mu dobrą przyszłość i kochającą rodzinę'. Zaraz obok wpis na forum zdecydowanie bardziej bulwersujący: ‘Dziewczyna zażądała od nas (pary starającej się o dziecko – przyp. redakcji) 40 tys., bo ciąża powoduje, że jej ciało staje się brzydkie i ona musi je doprowadzić do dawnego stanu i potrzebuje pieniędzy na zabiegi i operacje etc. Obok szokujących ogłoszeń o „sprzedaży” dziecka, na forach internetowych można znaleźć równie wiele historii rozżalonych niedoszłych rodziców.
Inicjatywa Fundacji Dziecko-Adopcja-Rodzina mocno kontrastuje z przerażającym podziemiem adopcyjnym. Pracownicy fundacji świetnie zdają sobie sprawę z tego, do jakich procederów dochodzi w sieci, dlatego zadbali o bezpieczeństwo swoich danych. - Baza jest chroniona systemem Rapid SSL, tym samym, którego używają banki do zabezpieczenia transakcji on-line – tłumaczy Dołęgowska. – Teraz wprowadzamy jeszcze specjalne filtry, które uniemożliwią zarejestrowanym użytkownikom „dzielenie się” loginami. Wtedy być może udostępnimy podstawowe informacje o dzieciach zarejestrowanym i zweryfikowanym użytkownikom. Na razie jednak to nasi pracownicy mają dostęp do tych danych i dokonują doboru rodziców dla danego dziecka.
Pracownicy fundacji nie wykluczają jednak, że niebawem pozwolą rodzicom pragnącym dziecka szukać go na własną rękę. W sieci.
Skomentuj artykuł