Co zrobić z Rupnikiem i innymi?
UWAŻNYM POD ROZWAGĘ
Po wysłuchaniu rozmowy Marty Łysek i Łukasza Sośniaka SJ pt. „Czy można współczuć duchownym sprawcom?”, przypomniało mi się pytanie, które sobie postawiłem po ujawnieniu sprawy ks. Marko Rupnika, do niedawna mojego zakonnego współbrata. Co zrobić z mozaikami Rupnika, zwłaszcza z tymi, które znajdują się w pomieszczeniach kultycznych? Jedni radzili, by je usunąć, co w rzeczywistości znaczyło – zniszczyć. Inni sugerowali, by je zamalować, pokryć tynkiem, jeszcze inni – by przesłonić je kotarami. Znamy to zresztą z własnego podwórka, tak bowiem potraktowano obraz z katedry sandomierskiej autorstwa Karola de Prevota, przedstawiający rzekomy mord rytualny dokonywany przez Żydów.
Spośród wielu argumentów uzasadniających konieczność pozbycia się „takich” dzieł był i taki, że pamięć o tym, jaki był ich twórca, skutecznie przeszkadza w modlitwie. Zapewne tak – może nie pomaga – ale jest jedno „ale”. Przed takimi dziełami, stworzonymi przez artystów, którzy z powodzeniem mogliby uchodzić za czarne charaktery kryminałów, a na dodatek ich prace w opinii odbiorców również siały zgorszenie, ludzie wciąż się modlą i znajdują w nich wsparcie w dążeniu do Boga.
Wystarczy prześledzić życiorysy i losy dzieł takich artystów jak Michelangelo Merisi da Caravaggio czy Michelangelo di Lodovico Buonarroti oraz los jego fresku z Kaplicy Sykstyńskiej, by się o tym przekonać. O obrazie Caravaggia „Śmierć Marii” sekretarz kardynała, który to dzieło zamówił, pisał tak: „Obraz ten przedstawia tylko wulgarność, profanację, bezbożność i odrazę… Można rzec, że to dzieło artysty, który potrafi malować, ale takiego o ciemnej duszy, który długi czas żył z dala od Boga, Jego adoracji i jakiejkolwiek dobrej myśli”. A jednak właśnie ten obraz znalazł schronienie w Luwrze, inny zaś – „Powołanie świętego Mateusza” – do dziś wisi w kościele św. Ludwika w Rzymie. O tym obrazie bardzo pochlebnie wypowiadał się papież Franciszek. Natomiast ostatnio, przed „Sądem Ostatecznym” Michała Anioła, papież Leon XIV i król Karol III – głowa Kościoła rzymskiego i Kościoła Anglii – spotkali się po wiekach rozłąki.
Wreszcie rzecz najważniejsza: skoro dożyliśmy takich czasów, że nawet skazanym na śmierć za najcięższe zbrodnie nie odmawia się ostatniego posiłku i papierosa, uszanujmy też ludzką godność innych skazanych i nie niszczmy tego, co dobrego po sobie zostawiają. Wszak jesteśmy dziećmi jednego Boga, a w najjaśniejszą noc roku, mając na myśli nasze grzechy, śpiewamy przecież o „szczęśliwej winie”.
Skomentuj artykuł