Gdy biskup mówi: nie
Sytuacje, gdy ksiądz publicznie ogłoszony biskupem, rezygnuje z przyjęcia sakry, nie zdarzają się często. W Polsce w ostatnich latach zdarzyło się to dwukrotnie: w 2018 r., gdy z przyjęcia sakry zrezygnował ks. Franciszek Ślusarczyk – wówczas rektor Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach – kreowany biskupem pomocniczym archidiecezji krakowskiej i w 2025 r., gdy z przyjęcia sakry zrezygnował ks. Krzysztof Dukielski – mianowany biskupem pomocniczym diecezji radomskiej.
O ile jednak pierwsza z tych sytuacji do dziś owiana jest tajemnicą – nieznane są żadne powody, dla których zaledwie po dziewięciu dniach ks. Ślusarczyk zrezygnował z przyjęcia sakry. Metropolita krakowski w wydanym oświadczeniu napisał wówczas jedynie, że duchowny „po refleksji i modlitwie zdecydował o nieprzyjmowaniu święceń biskupich”, a sam zainteresowany wyraził „ogromną wdzięczność” dla papieża za przyjęcie „pokornej prośby” o zwolnienie z urzędu biskupa pomocniczego.
W sytuacji drugiej wiemy zdecydowanie więcej. Rezygnacja ks. Dukielskiego to efekt zawiadomienia władz kościelnych o tym, że mógł on w przeszłości wykorzystać seksualnie osobę małoletnią. Z komunikatu bpa Marka Solarczyka, ordynariusza radomskiego wynika, że osoba ta jest dziś pełnoletnia, a do krzywdy miało dojść przed laty. W odniesieniu do ks. Dukielskiego uruchomiono zaś odpowiednie procedury. Fakt ich wdrożenia oraz idąca w ślad za nimi rezygnacja mogą świadczyć o tym, że zgłoszenie uznane zostało za wiarygodne. Nie przesądzono o winie zainteresowanego – ta zostanie stwierdzona lub nie w procesie – niemniej dla dobra sprawy poproszono go o rezygnację.
W tej sprawie jest kilka aspektów, na które warto zwrócić uwagę.
Po pierwsze: komunikacja. Bez owijania w bawełnę poinformowano o przyczynach rezygnacji. Podano publicznie taką ilość informacji jaką na ten moment podać można. To dość istotna zmiana w polityce informacyjnej Stolicy Apostolskiej, która przez pewien czas – przynajmniej w odniesieniu do spraw polskich – unikała jasnych i czytelnych komunikatów. „Otwierała” zaś usta dopiero wtedy, gdy została przyciśnięta do ściany.
Pod drugie: brak zrozumienia. Po ogłoszeniu rezygnacji księdza Dukielskiego pojawiły się liczne pytania o to czemu osoba pokrzywdzona zgłosiła się ze swoją krzywdą dopiero teraz, gdy ksiądz został kreowany biskupem. To dowód na to, że mimo tego iż o kwestiach wykorzystywania seksualnego małoletnich – nie tylko w Kościele, ale w ogóle – rozmawiamy od dłuższego czasu, to duża część społeczeństwa nie rozumie ofiar. Nie przyjmuje do wiadomości tego, że część skrzywdzonych wypiera krzywdę, że ją „oswaja”, nie chce do niej wracać, a złe wspomnienia uruchamiają się po wielu, wielu latach. Zapalnikiem zaś może być z pozoru niewinna sytuacja. Wielce prawdopodobnym jest, że w tej sytuacji u osoby pokrzywdzonej dawną traumę obudziła informacja o tym, że krzywdziciel awansuje w hierarchii.
Ten brak zrozumienia pokrzywdzonych to dowód na to, że po prostu za mało mówimy. Za mało w tej kwestii podejmowanych jest działań edukacyjnych.
Po trzecie: amnezja. Ogłoszenie nominacji biskupiej nie spada na człowieka niespodziewanie. Wcześniej jest wizyta w nuncjaturze apostolskiej, rozmowa z nuncjuszem i zgoda na przyjęcie nominacji. Dopiero po kilku dniach następuje ogłoszenie publiczne. Czy ten, który mimo tego, że ma coś „za uszami” przyjmuje nominację, liczy na to, że teraz to wszyscy będą siedzieli cicho? Czy może zarzut jest nieprawdziwy lub zainteresowany nie zdaje sobie spraw z wagi swojej dawnej przewiny? Nie umiem znaleźć odpowiedzi na te pytania…
Po czwarte: może faktycznie należałoby zmienić sposób wyłaniania biskupów. Takie głosy już się w przestrzeni publicznej pojawiły. Faktem jest, że przed zawarciem sakramentu małżeństwa Kościół – poprzez zapowiedzi – pyta wiernych czy nie ma przeszkód. Podobnie jest przed święceniami prezbiteratu – gdy również pyta się wiernych o ewentualne przeszkody. Może konieczne byłoby przejście z konsultacji poufnych, w których pyta się o przymioty kandydata dość wąskie grono osób, do zapowiedzi publicznej i publicznego postawienia pytania o przeszkody?
Sytuacja, w której znalazł się obecnie Kościół w Polsce jest dość trudna. Pokazuje jednak, że jako całe społeczeństwo mamy wiele w kwestiach wykorzystywania seksualnego małoletnich do zrobienia. A zaczynać winniśmy przede wszystkim od edukacji.
Skomentuj artykuł