Ubogich duchowo wokół nas nie brakuje. Jak im naprawdę pomóc?

Fot. Depositphotos

Do Bożego Narodzenia zostało już tylko kilka dni. Jeszcze tu i ówdzie trwają zbiórki żywności, ubrań czy leków. Ale na tej ostatniej prostej może warto pomyśleć o tym, czy jako osoba wierząca, nie jestem w stanie zaopiekować czyjejś potrzeby duchowej.

Za nami "weekend cudów". Przygotowując wraz z moją wspólnotą czy z rodzicami z klas naszych dzieci "Szlachetne Paczki", po raz kolejny udało nam się zapełnić kilkadziesiąt pudeł prezentami dla potrzebujących. Jedna myśl nie dawała mi w tym roku spokoju: jak to się dzieje, że tak łatwo (stosunkowo) nam się zmobilizować, by zaopiekować czyjąś biedę materialną, a dlaczego tak trudno odpowiedzieć konkretną pomocą na duchowe ubóstwo. Czy jesteśmy w stanie w tym aspekcie wykorzystać doświadczenia akcji charytatywnych, których wiele przecież właśnie teraz, w sezonie przedświątecznym ma miejsce? Wydaje mi się, że w pewnym sensie - tak.

DEON.PL POLECA

 

 

Na początek jednak trzeba samemu widzieć wartość w życiu duchowym jako takim. Jak to mawiamy: z pustego i Salomon nie naleje... Jeżeli zatem nie potrafię docenić tego, co mi daje modlitwa, wspólnota, sakramenty, doświadczanie bliskości z Panem Bogiem w różnych wymiarach, to trudno mi będzie podzielić się czymś, czego nie postrzegam jako dobro. Na ogół dość naturalnie cieszymy się tym, że jesteśmy zdrowi, że mamy dach nad głową i pełen stół. Te nasze podstawowe potrzeby dają się łatwo zauważyć i każdy wie, że są niezbędne dla ludzkiego dobrostanu. W przypadku potrzeb wyższych bywa, że nawet nie tyle, że ich nie doceniamy, co w pędzie codzienności nie dostrzegamy, ile to, że są zaspokojone, nam daje. Ot, np. to, że mamy obok siebie bliskich i że w Kościele nawet jeśli jesteśmy sami, to nigdy nie jesteśmy faktycznie samotni, to, że jako wierzący mamy cały wachlarz "sposobów" jak dbać o pokój serca, głęboką radość i zdrowego ducha, to, że mamy w Polsce na wyciągnięcie ręki tyle pięknych przestrzeni, dobrej muzyki, wartościowego Pokarmu, który może nasycić pragnienia i tęsknoty współczesnego człowieka. Widzimy to? Potrafimy tym bogactwem się podzielić?

Drugą stroną tej kwestii jest to, czy jako wierzący potrafimy dostrzec duchowo biednych, ubogich, poranionych, osamotnionych, potrzebujących. A jeśli nawet ich dostrzegamy, to czy patrzymy na nich z miłością i troską, czy może z piedestału tych oświeconych, sytych posiadaczy duchowych skarbów? To spojrzenie wydaje mi się kluczowe - bo za tym, jak patrzymy na bliźnich, idą przecież nasze konkretne czyny - decyzje, czy i jak komuś chcemy pomóc. Każdy kto został kiedykolwiek potraktowany arogancko i "z góry" wie, że taka postawa darczyńcy (np. szefa) potrafi przekreślić całą radość i wartość prezentu. O ileż inaczej przyjmuje się coś podarowane od kogoś kierowanego troską, szacunkiem czy miłością!

W inicjatywie "Szlachetnej Paczki" szczególnie ważny jest właśnie ten personalny wymiar. Wolontariusze najpierw kontaktują się z potrzebującymi, rozmawiają z nimi i ustalają potrzeby, po to, by trafiała do nich taka pomoc, której rzeczywiście konkretne osoby potrzebują. I to też wydaje mi się cenna wskazówka dla tych z nas, którzy odkrywają w sobie chęć dzielenia się dobrami duchowymi. Zasada jest prosta: trzeba pomagać tak, jak tego dana osoba potrzebuje, a nie tylko tak, jak nam się wydaje. Tutaj z pewnością trzeba wrażliwości i dobrego rozeznania. Jeśli ktoś choruje na depresję, to obdarowanie go zaproszeniem do wspólnego odmówienia pompejanki nie będzie tym, czego w tym momencie najbardziej potrzebuje. Prędzej sprawdzi się tu Zestaw Pierwszej Pomocy Duchowej: przyniesienie gorącego rosołu, pomodlenie się za niego w ciszy własnego serca i zaaranżowanie spotkania ze sprawdzonym specjalistą. Jeśli dostrzegam głodnych ciszy, to mogę kogoś wziąć pod ramię i pójść z nim na adorację. Oczywiście. Ale może to ktoś, kto cierpi na ostrą fazę alergii na kościół i taki gest tylko go rozdrażni? Więc może akurat bardziej w tym przypadku sprawdzi się podarowanie dobrej, instrumentalnej muzyki medytacyjnej, która pomaga odciąć się od hałasu świata? Jest jasne, że pomaganie wymaga jakiejś kreatywności i wewnętrznej akceptacji, że nie trafimy z "prezentem", zwłaszcza w tym "duchowym" aspekcie. Możemy jednak zminimalizować to ryzyko, wykorzystując Boży dar zasiany w naszych sercach: empatię i umiejętność słuchania drugiego człowieka.

Do Bożego Narodzenia zostało już tylko kilka dni. Jeszcze tu i ówdzie trwają zbiórki żywności, ubrań czy leków. Ale na tej ostatniej prostej może warto pomyśleć o tym, czy jako osoba wierząca, nie jestem w stanie zaopiekować czyjejś potrzeby duchowej. Może warto kogoś zapytać albo zachęcić do spowiedzi? Może odkryłaś/eś w tym adwencie jakieś dobre rekolekcje, które wciąż można odsłuchać, a które mają potencjał, by kogoś podnieść na duchu? A może to będzie ten rok, gdy nie będziesz czekać aż ktoś zapuka do Twoich drzwi w wigilię (bo raczej nie zapuka), ale odważysz się kogoś wcześniej zaprosić? To nie musi być od razu nieznajoma starsza pani z tramwaju, która wygląda na samotną osobę. Może wystarczy rozejrzeć się po znajomych w pracy albo na sąsiedztwie? Samotnych, schorowanych, zagubionych serc, które potrzebują nie magii świąt, ale zwykłego, ludzkiego towarzyszenia - nie brakuje.

DEON.PL POLECA


Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ubogich duchowo wokół nas nie brakuje. Jak im naprawdę pomóc?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.