Bp Muskus: Dlaczego odchodzą? Może nie Jezusa głosimy, a samych siebie?
"W takiej sytuacji jesteśmy dzisiaj jako wspólnota Kościoła. Rozlegają się w nim głosy nieustępliwe, zakłócające pasterski „święty spokój”, domagające się stanięcia po stronie prawdy, sprawiedliwości, miłosierdzia. Niektórych te oczekiwania wyprowadzają poza wspólnotę, w której nie mogą odnaleźć tego, czego szukają. Czy umiemy zadać sobie pytanie, dlaczego odchodzą i szukać odpowiedzi w sobie, a nie w zewnętrznych okolicznościach?" - mówił.
Dobrze jest usłyszeć w wakacyjnym czasie słowa „Wypocznijcie nieco” (Mk 6, 30-34). Odpoczynek, który pozwala zregenerować siły i spojrzeć z dystansem na codzienne sprawy, jest ludzkim prawem, wyrazem miłości do siebie i bliźnich, ale także ważną zasadą życia duchowego.
Człowiek potrzebuje nie tylko relaksu, ale także czasu na uporządkowanie życia duchowego. Potrzebuje takiej przestrzeni serca, której obrazem jest pustkowie – miejsce oddalenia od ludzi i spotkania z Bogiem. To bardzo ważny aspekt głoszenia Dobrej Nowiny. Gdy go pomijamy, stajemy się aktywistami, nie apostołami.
We wczorajszej Ewangelii Marek mówi jednak o sytuacji, gdy wypoczynek trzeba odłożyć na bok. Widzimy obraz ludzi, którzy tłumnie „zbiegają ze wszystkich miast”, wyprzedzają się w biegu do Jezusa, by posłuchać Jego nauk. Godna podziwu jest ta gorliwość, ten niepokój serca i zaangażowanie, nawet pewna nachalność, w poszukiwaniu Nauczyciela.
Jak często dziś w Kościele widzimy taki obraz? Jest on tym bardziej przejmujący, że dotyczy tych, którzy zostali „jak owce bez pasterza”. Tłumy z opowieści św. Marka straciły Jana Chrzciciela, któremu Herod odebrał życie. Ale owce tracą pasterzy z wielu innych powodów. Niektórzy wyprowadzają je na manowce, inni swoim działaniem i słowami doprowadzają do rozproszenia, jeszcze inni je ranią. Są i tacy, którzy porzucają stado dla wygody i świętego spokoju. Tak czy owak, brutalna prawda jest taka, że owce pozbawione pasterza wystawione są na niebezpieczeństwo utraty życia.
Widok garnącego się tłumu porusza Jezusa. Wie, że ludzie Go potrzebują, dlatego wychodzi do nich i naucza „o wielu sprawach”. Ludzie szukają nadziei i siły. Trudno na to patrzeć z obojętnością. Potrzebna jest odpowiedź miłości zaangażowanej, wychodzącej naprzeciw ludzkim pragnieniom.
W takiej sytuacji jesteśmy dzisiaj jako wspólnota Kościoła. Rozlegają się w nim głosy nieustępliwe, zakłócające pasterski „święty spokój”, domagające się stanięcia po stronie prawdy, sprawiedliwości, miłosierdzia. Niektórych te oczekiwania wyprowadzają poza wspólnotę, w której nie mogą odnaleźć tego, czego szukają. Czy umiemy zadać sobie pytanie, dlaczego odchodzą i szukać odpowiedzi w sobie, a nie w zewnętrznych okolicznościach? Może rozpraszają się, bo nie Jezusa głosimy, nie Ewangelię zbawienia, ale samych siebie i naszą wizję Kościoła, chrześcijaństwa, świata?
Zacznijmy na nowo, z pełnym miłości zaangażowaniem głosić Dobrą Nowinę. Dobrą, a nie złą. Zła nowina nie leczy ran, nie jednoczy, nie buduje, nie daje poczucia bezpieczeństwa. Zacznijmy głosić Dobrą Nowinę, bo tylko ona zbliża do Jezusa, ukazuje dobro, uczy miłości, pozwala poczuć smak miłosierdzia.
Skomentuj artykuł